Nasz rząd po cichu wycofał się z największego europejskiego badania dotyczącego kondycji sądownictwa w państwach UE. Bo jego zdaniem pokazuje ono zafałszowany obraz rzeczywistości.
Chodzi o unijną tablicę wyników wymiaru sprawiedliwości publikowaną co roku przez Komisję Europejską. Zestawienie w sposób kompleksowy pokazuje różne aspekty funkcjonowania krajowych systemów sądowniczych: od obciążenia sędziów cywilnych i administracyjnych i tempa rozstrzygania spraw aż po sposób komunikowania się sądów z obywatelami oraz dostęp do pomocy prawnej.
Takie ujęcie pozwala porównywać efektywność i niezależność instytucji wymiaru sprawiedliwości w Europie oraz wychwytywać najlepiej sprawdzające się rozwiązania. Dane ilościowe, na podstawie których powstaje badanie, dostarczają przede wszystkim same państwa unijne. Do innych źródeł informacji wykorzystywanych przez KE należą m.in. Europejska Sieć Rad Sądownictwa (ENCJ), Sieć Prezesów Sądów Najwyższych UE (NPSJC) czy Europejska Sieć Konkurencji (ECN).
W dotychczasowych edycjach rankingu Polska lokowała się w większości kategorii w gronie europejskich średniaków. Dotyczy to zwłaszcza takich kwestii, jak długość trwania postępowań cywilnych czy liczba spraw przypadających na jednego sędziego. Całkiem nieźle na tle innych państw unijnych wyglądały natomiast wskaźniki polskiego sądownictwa administracyjnego. Z drugiej strony poniżej przeciętnej wypadała sprawność sądów upadłościowych (postępowania trwają średnio blisko trzy lata), wysokość opłat sądowych czy niezależność instytucji.
Marne wyniki nie pociągają za sobą żadnych sankcji ani wyraźnego nakazu przeprowadzania refom. Europejski ranking bywa za to miękkim narzędziem wywierania presji na kraje unijne. W szczególności kiepskie oceny pośrednio mogą mieć znaczące konsekwencje finansowe. Wskaźniki wymiarów sprawiedliwości są bowiem brane pod uwagę przy opracowywaniu przez ekspertów KE dorocznych raportów na temat postępów państw członkowskich w realizowaniu celów rozwojowych całej Unii (w ramach strategii Europa 2020). Na podstawie swojej diagnozy Bruksela formułuje rekomendacje dla każdego kraju oraz monitoruje, jak są one wcielane w życie. I w zależności od determinacji rządów decyduje potem, jak rozdzielać między nie fundusze strukturalne.
W tegorocznej edycji zestawienia, analizującej dane za 2015 r., zabrakło jednak informacji na temat polskiego wymiaru sprawiedliwości we wszystkich najważniejszych kategoriach, w tym liczby nowych spraw cywilnych i administracyjnych, czasu trwania postępowań, stosunku spraw załatwionych do wpływających, liczby postępowań w toku czy możliwości elektronicznej komunikacji obywateli z sądem. Najświeższe wyniki statystyczne naszego sądownictwa, które zostały uwzględnione w unijnym badaniu, odnoszą się do mniej istotnych zagadnień, takich jak czas potrzebny do rejestracji znaków towarowych.
Jak twierdzi Melanie Voin z Komisji Europejskiej, polski rząd nie przesłał jej w tym roku potrzebnych danych. – Nie przedstawił też żadnego wyjaśnienia – dodaje.
Wersja Ministerstwa Sprawiedliwości jest jednak inna. – Początkowo staliśmy na stanowisku, że – po pierwsze – Komisja Europejska nie ma kompetencji, aby tworzyć tego rodzaju ranking wymiarów sprawiedliwości, a po drugie – jego metodologia i jakość pozostawiają wiele do życzenia. W efekcie za pomocą tego rodzaju raportu można udowodnić w zasadzie każdą tezę – tłumaczy DGP wiceminister sprawiedliwości sędzia Łukasz Piebiak. W jego opinii, żeby europejski ranking był reprezentatywny, najpierw trzeba by ustalić treść najbardziej podstawowych definicji, zaczynając od tego, co to jest „sprawa”. – Bo nie ma pewności, że nasze 15 mln spraw wprost odpowiada 15 mln spraw we Francji – dodaje.
Jak wynika z relacji resortu, w odpowiedzi na odmowę udziału w badaniu KE postanowiła pozyskać informacje na temat polskiego sądownictwa z innych źródeł, chociażby ze strony internetowej ministerstwa czy międzynarodowych stowarzyszeń prawniczych. – Nie podobało się nam, że traktowała te dane bardzo wybiórczo – niektóre uwzględniała w rankingu, inne nie. Może wybrane statystyki pomijała, bo nie pasowały jej do tezy, że pod obecnymi rządami w Polsce wskaźniki sądownictwa powinny spadać. W końcu zweryfikowaliśmy jednak nasze stanowisko i zdecydowaliśmy, że będziemy współpracować z KE na naszych zasadach i przekazywać te dane, które chcemy – wyjaśnia wiceminister Piebiak.
Statystyki na potrzeby unijnego badania przekazują komisji prawie wszystkie kraje członkowskie. Od początku konsekwentnie wyłamuje się z niego Zjednoczone Królestwo, a kilka innych państw podchodzi do przesyłania danych mniej lub bardziej wybiórczo (m.in. Austria, Dania i Bułgaria).