Przestępcy lub głupcy, statystycznie rzecz biorąc, zdarzają się tak samo często wśród sędziów, jak wśród prokuratorów, profesorów czy lekarzy. Nie warto atakować sędziów jako grupy. Nie warto podkopywać autorytetu sądu i sędziów. Bo to prowadzi to zachwiania trójpodziału władz i do upośledzenia państwa
Przeczytałam niedawno o ośmiu dziennikarzach. Jeden z nich wystawiał fikcyjne rachunki na umowy, których nie realizował. Drugi napisał artykuł, który – jak się okazało – zainspirował gwałciciela. Trzeci ukradł w sklepie dyktafon, a czwarty części do wiertarki. Piąty przekroczył prędkość i się tego bezczelnie wypierał. Szósty pożyczał ludziom pieniądze na lichwiarski procent. Siódmy puścił w tekście niewłaściwy cytat i była awantura. Ósmy to właściwie były dziennikarz, odsiaduje karę za zabójstwo.
Cóż, w środowisku dziennikarzy, jak widać, skandal goni skandal. Porażające sprawy ludzi czwartej władzy zaczynają wychodzić na jaw. Dziennikarze byli zawsze hołubieni, po roku 1989 stali się beneficjentami systemu, a kastowa struktura tego środowiska przypomina mafijną...
Jak się państwu podoba przedstawiona przeze mnie diagnoza? O, słyszę mocne słowa. Że to nierzetelnie wyciągane wnioski. Że to triki erystyczne. Cóż, przyznaję.
Tak naprawdę sparafrazowałam identycznie sprokurowaną „diagnozę” dokonaną na łamach pewnego tygodnika, a dotyczącą sędziów. Zastosowano w tym przypadku: 1. indukcję, 2. ramowanie, 3. jaskrawą antytezę i 4. odwrócenie kierunku argumentu (Artur Schopenhauer, „Erystyka. Sztuka prowadzenia sporów”, Warszawa 2012, triki 11, 12, 13 i 26).
Triki erystyki
Indukcja to innymi słowy technika „od szczegółu do ogółu”. W erystyce polega na tym, że przedstawia się konkretne sytuacje, na przykład wykroczenia lub przestępstwa osób z grona sędziów. Każdy rozsądny człowiek oceni je negatywnie. Korzystając z tego, autor wypowiedzi wyprowadza z tych poszczególnych przypadków ogólną „prawdę”, jak gdyby była ustalona i uzgodniona z rozmówcą. Albo jakby było naturalne, że skoro czytelnik zgodził się z negatywną oceną przypadków, to zgodzi się też z generalizującym wnioskiem. W przypadku artykułu o sędziach, który parafrazowałam, rzecz polegała na przytoczeniu ośmiu sytuacji, od Sasa do Lasa. Jak to jeden ukradł na kwotę 1,7 tysiąca, drugi zamordował, a trzeci przekroczył prędkość. Sposób zestawiania mówi sam za siebie.
Druga technika to ramowanie. Schopenhauer określa to jako korzystne porównanie, ale pojęcie ramowania lepiej odzwierciedla tę technikę manipulacji znaczeniem. Polega ona na tym, że dobiera się takie słowo, by sprzyjało wygłaszanej tezie. Zwolennik nowego pomysłu nazwie go zmianą, a przeciwnik – nowinką. Jeden określi status quo istniejącym porządkiem, a inny zacofaniem.
W słowa, które dopiero mają być dowiedzione, wrzucamy takie słówko, które sugeruje, że już zostały dowiedzione. Pewne środowisko, na przykład sędziów czy dziennikarzy, można określić „kastową strukturą przypominającą mafijną” albo „elitą intelektualną stojącą na straży porządku i wiarygodności”. A każdą taką tezę da się okrasić przykładem odpowiednio dziennikarza złodzieja albo sędziego, który nie dał się zastraszyć i wydał trudny wyrok. „Mówca często zdradza już z góry swój zamiar przez nazwę, jaką wybiera dla danej rzeczy” („Erystyka”, op. cit.).
Trzecia technika polega na tym, że chcąc poparcia tezy, stawiamy do wyboru jaskrawo brzmiącą antytezę. Adwersarz, aby nie wpaść w paradoks, musi przyjąć tę naszą. Bo w zestawieniu z tą przejaskrawioną wydaje się sensowniejsza. Mamy na przykład ośmiu przestępców, dajmy na to z grona adwokatów. Trudno byłoby następnie wygłosić tezę, że adwokaci to środowisko rzetelnych i godnych zaufania prawników działających etycznie w służbie swoich klientów. Z dwóch do wyboru racjonalniej zabrzmi ta, według której to środowisko zawodowe toczy robak zepsucia, pychy i bezczelności.
A czy nie można odmówić wyboru którejkolwiek z nich? Bo podane przykłady nie uzasadniają ani jednej, ani drugiej. Ano można. Tylko, na nieszczęście, ludzki mózg jest tak skonstruowany, że jeśli da mu się do wyboru dwie możliwości, to najczęściej wybierze jedną z nich. Nie spróbuje sięgnąć po trzecią. Trzeba wykazać się uważnością (mindfulness), żeby powiedzieć: „Chwila, chwila, oba te zdania są fałszywe, żadne nie wynika z prezentowanych faktów”.
No i czwarta technika, czyli odwrócenie kierunku argumentu (retorsio argumenti). Przykładowo, gdy ktoś mówi: „To jeszcze dziecko, trzeba mu pobłażać”, drugi na to: „Właśnie dlatego, że to jeszcze dziecko, należy je ukarać, żeby się w nim nie zakorzeniły złe nawyki” („Erystyka”, op. cit.). Zobaczmy zastosowanie tej techniki. Dziennikarz, któremu się zarzuca, że uogólnia i napada na sędziów, bazując na kilku przypadkach negatywnie ocenianych zachowań, mówi: „To są sędziowie, ludzie, którzy powinni być kryształowi, trzeba u nich szczególnie tępić takie zachowania”. W porządku, ale obrońca powie: „To są sędziowie, ludzie, których służba opiera się w dużej mierze na zaufaniu, trzeba poprzedzić szczególnie rzetelną analizą wnioski, które mogą podważać ich autorytet”.
Co łączy skuteczność z autorytetem?
Skuteczność wymiaru sprawiedliwości jest ściśle związana z autorytetem władzy, bezpośrednio władzy sądowniczej, a pośrednio władzy państwa w ogóle. Autorytet istnieje wtedy, gdy człowiek pozwala na to, by ktoś inny podejmował za niego decyzje odnośnie do pewnej kategorii działań. „Ktoś ma autorytet o tyle, o ile ufam mu, że jest mądrzejszy ode mnie. O ile zakładam, że to, co mówi, jest słuszne – nawet jeśli jeszcze tego nie rozumiem” (C.E. Lindblom, „Politics and market: The World’s Political-Economic Systems”, Nowy York 1977, s. 17–18, za: John Scott, „Władza”, Warszawa 2006, s. 30; oraz Dominika Kozłowska, w: „Kryzys autorytetu? Laboratorium filozoficzne młodych”, w: „O autorytecie. W poszukiwaniu punktu odniesienia”, Kraków 2008, s. 27).
„Zaufanie zmniejsza koszty rządzenia i podnosi jego komfort i rządzącym, i rządzonym” (Ewa Łętowska, Krzysztof Pawłowski, „Opera, słowa i obietnice” w: „O operze i o prawie”, Warszawa 2014, s. 78). Z drugiej strony istnieją ułatwienia w podważaniu tego zaufania. „Sądy zajmujące się przede wszystkim sporami (konfliktami) są narażone stale na próby manipulacji i podważania ich pozycji i autorytetu”. Wynika to po części stąd, że „sędziowie są grupą bacznie obserwowaną przez społeczeństwo i być może nawet najbardziej narażoną na społeczną krytykę. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy może być fakt, że ich decyzje wywierają bezpośrednie i często natychmiast odczuwalne skutki w sferze praw i obowiązków człowieka” (Bohdan Zdziennicki, „Kilka uwag o projekcie ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych”, Przegląd sądowy, nr 6, 2001, s. 4; oraz A. Jasiakiewicz, „Wzorzec sędziego a odpowiedzialność dyscyplinarna sędziów”, Studia Iuridica XLVI/2006, s. 124).
Stosowanie trików erystyki jest potężną bronią, ponieważ bazuje na łatwych do skonsumowania pozorach. Ktoś to chwyci i połknie jako prawdę, zanim się zorientuje, że to pozór. Czy można się bronić przed erystyką? Oczywiście, można bronić się jej własnymi metodami, albo je obnażyć i spróbować przekierować dyskusję na rzetelno-argumentacyjną, albo... zmienić rozmówcę.
Czytałam kiedyś opowiadanie, w którym nawet dzieciaki potrafiły stosować erystyczną osłonę antyrakietową. Dwie dziewczynki z dwóch wrogich obozów po wpadce jednej z grup:
„– Zaraz stąd wyjdziemy. Nie musicie nikomu mówić, że przyszłyśmy, okay?
– Dlaczego nie?
Arnetta odzyskała dawną przebiegłość.
– Jeśli cokolwiek powiesz, będziesz plotkarą.
Dziewczyna posmutniała na chwilę, lecz zaraz się ożywiła. Błysk geniuszu przemknął przez jej twarz.
– L u b i ę plotki”.
(ZZ Packer, „Skautki”, w: „Pijąc kawę gdzie indziej”, Warszawa 2007, s. 38–39).
Tarcza z antykruchości
Co musiałoby się stać z sądownictwem, by te triki w komunikowaniu nie podkopywały fundamentów? Po pierwsze sądownictwo nie może być kruche. Kruche jest to, co źle znosi zmienność, przypadkowość, niepewność, chaos i błędy. Może być odporne, czyli wszystko by po nim spływało jak woda po kaczce. Ale jeszcze lepiej, żeby było antykruche. A więc takie, któremu wstrząsy przynoszą więcej korzyści niż strat (zob. Nassim Taleb, „Antykruchość”, Warszawa 2013, s. 32). To można osiągnąć dzięki komunikacji.
Tak, wiem, że sędziowie nie chcą wejść w dyskusję, bo się boją, że jeśli zejdzie ona poniżej pewnego poziomu, to albo będą musieli wdać się w utarczki, albo zamilknąć. To zaś tzw. szeroka publiczność może uznać za słabość albo, co gorsza, za przyznanie się do winy. Dlatego gotowi myśleć to, co Kisiel wyraził tak: „Kiepska to prawda, która nie może dojść do ludzkiej świadomości bez reklamy” (Stefan Kisielewski, „Kisiel. Rzeczy najmniejsze”, Kraków 1988, s. 34). Z drugiej jednak strony autorytet to zjawisko społeczne związane z komunikowaniem się i często zależy od mechanizmów obiegu informacji (i dezinformacji) w społeczeństwie (zob. Leszek Balcerowicz, „Uwagi o autorytecie”, w: „O autorytecie...”, op. cit., s. 63).
Atakujący sędziów z lubością cytują wypowiedź I prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf, że „za 10 tys. dobrze żyć można tylko na prowincji”, komentując to na różne nieprzyjemne sposoby i chyba z rozmysłem pomijając istotne słowo użyte w tej wypowiedzi: „brutto”. Dlaczego sędzia to powiedziała? To ryzykowne w świecie prasy bulwarowej. Ale ja wiem, jak bym tego zdania broniła. I nie chodzi o to, że niejeden adwokat ma 10 tysięcy (netto) na waciki. Otóż moim zdaniem sędzia powinien zarabiać tyle, żeby nie mieć kredytu. Serio mówię. Dług zawsze stwarza kruchość. A kto z nas chce, żeby sędzia był kruchy? Nie mówię, że ma być całkiem antykruchy, bo przecież chce mieć rodzinę, dzieci i psa. Ale im bardziej się da tę kruchość wymienić na antykruchość, tym lepiej. Jaka to jest różnica, wie każdy, kto trzęsie się o pracę, „bo kredyt”, albo kto w zeszłym miesiącu spłacił właśnie ostatnią ratę i stał się wolnym człowiekiem. Niech sędzia zarabia i 30, i 50 tysięcy – materialne wynagrodzenie za antykruchość i kryształowość, której można wtedy wymagać nawet na czysto rynkowych zasadach.
Dlaczego po aferze z udziałem adwokata nie mówi się, że środowisko jest zakłamane i mafijne, tylko że trafiła się czarna owca? Dlaczego do sędziów stosuje się odwrotny mechanizm i po zachowaniach poszczególnych sędziów ocenia się całą grupę zawodową? No, przepraszam, ale przestępcy lub głupcy, statystycznie rzecz biorąc, zdarzają się tak samo często wśród sędziów, jak wśród prokuratorów, profesorów czy lekarzy. A nikt nie tępi stanu profesorskiego, lekarskiego czy prokuratorskiego. Uczepiono się – ostatnio – akurat sędziów i zaraz dojdzie do kreowania fałszywego obrazu poprzez działanie tzw. heurystyki reprezentatywności. Polega ona na tym, że tym bardziej przekonani jesteśmy o prawdziwości jakiegoś twierdzenia, im łatwiej możemy sobie przypomnieć potwierdzające je przykłady. Im częściej będziemy słyszeć o konkretnych przypadkach „tych niedobrych sędziów”, tym łatwiej będziemy sobie o nich przypominać i łatwiej uznawać, że z sądownictwem jest coś nie tak.
Na dobrą sprawę ten mechanizm psychologiczny powoduje, że gdyby ktoś koniecznie chciał, to ośmioma sędziami popełniającymi grzechy karalne i niekaralne można obskoczyć całą falę artykułów prasowych, które wywołają wrażenie, że sędziowie to mafia. I nic nie pomogą wtedy twarde dane, że np. 0,1 proc. sędziów przekracza prędkość w porównaniu z 10 proc. dziennikarzy, którzy robią to samo. Albo że na 10 tys. sędziów i 10 tys. adwokatów siedzi w więzieniu trzech ekssędziów i 12 eksaadwokatów (dane zmyślone, tylko dla celów zilustrowania problemu). Teraz adwokaci się oburzą? O, panowie i panie, po prostu zobaczcie, jak to jest wejść w buty prawników, którzy akurat są na celowniku.
Nie warto atakować sędziów jako grupy. Nie warto podkopywać autorytetu sądu i sędziów. Bo to prowadzi do zachwiania trójpodziału władz i do upośledzenia państwa. Służy jedynie państwom totalitarnym.
Działanie szpilką i laserem
Co zrobić z tymi sędziami, którzy są niegodni wykonywania zawodu? Trzeba ich wyławiać szpilką. To musi być operacja dokonywana z chirurgiczną precyzją. Krytykowanie sądownictwa en bloc przypomina operację dokonywaną laserem przez agresywnego szympansa. A który dziennikarz chciałby uzyskać miano agresywnego szympansa?
Jak przeprowadzać taką operację? Systematycznie, precyzyjnie w punkt i konsekwentnie.
Zilustruję tę metodę anegdotą z innej bajki. Otóż Gene Hackman i Dustin Hoffman przyjaźnili się, gdy jeszcze nie byli sławni. Czasem brakowało im pieniędzy. Kiedyś Hackman przyszedł do Hoffmana, a ten poprosił o pożyczkę. Hackman się zgodził. Potem weszli do kuchni, gdzie na jednym stole stało kilka słojów pełnych pieniędzy. Na jednym była naklejka „Emerytura”, na innym „Rachunki” itd. Hackman zapytał, po co Hoffmanowi pożyczka, skoro ma w słojach tyle pieniędzy. Wtedy Hoffman wskazał na pusty słoik z napisem „Żywność” (Richard H. Thaler, Cass R. Sunstein, „Impuls”, Poznań 2008, s. 68). Strategicznie, precyzyjnie, konsekwentnie. W tym przypadku – także z przymrużeniem oka.
Ale jak stawiać sędziów niegodnych, tych, statystycznie rzecz biorąc, kilku czy kilkunastu, czy nawet kilkudziesięciu, przed innymi sędziami do oceny?
Mówi się, że środowisko jest solidarne i sędzia sędziemu oka nie wykole. Otóż nieprawda i prawda. Nieprawda – i tu znów posłużę się słowami Kisiela: „Kruk krukowi chętnie oko wykole. Sprawa oczywista: kruk tylko krukowi rozmyślnie zrobi taką krzywdę, tylko wobec drugiego kruka bowiem kruk odczuwać może uczucia zawiści, gniewu lub niechęci. Trudno przecież, żeby kruk zazdrościł krowie, gniewał się na wieprza lub chciał odebrać jadło kozie” (Stefan Kisielewski, op. cit., s. 41). Sędziowie kłócą się i dokuczają sobie tak samo jak inni. Skąd to wiem? Widziałam? Mówili mi? Nie, nie mówili i nie widziałam. Jest to po prostu psychologicznie i statystycznie nieuniknione.
A prawda, bo solidarność zawodowa jest atawizmem w każdym zawodzie. Adwokaci i radcy mają solidarność nawet ujętą w kodeksach etyki. I dlatego warto właśnie tę solidarność wykorzystać do budowania etosu sędziego. Stworzyć taką atmosferę, by środowisko pozbywało się sędziego przestępcy czy niegodziwca, w try miga. Aby nie zanieczyścił gniazda.
Co można jeszcze zrobić, by mieć uczciwych i sprawiedliwych sędziów? Mądrych i wyważających, z opaską na oczach? Można spróbować stosować taki specjalny dekalog. Wszystkie jego punkty przeznaczone są dla wszystkich ministrów sprawiedliwości:
1. Nie będziesz miał się za boga sądownictwa ani sędziego Sądu Najwyższego.
2. Nie będziesz brał zachowania jednego sędziego za zachowanie wszystkich.
3. Pamiętaj, abyś trójpodział władz szanował.
4. Czcij Temidę za jej opaskę na oczach i wagę w ręce.
5. Nie zabijaj autorytetu sądów.
6. Nie cudzołóż z ideą sędziego posłusznego.
7. Nie kradnij wiary w sprawiedliwy sąd.
8. Nie mów fałszywego świadectwa zakotwiczonego w niewiedzy o pracy sądu.
9. Nie pożądaj rządzenia wyrokami.
10. Ani tymi, którzy je wydają.
Ten pakiet w wersji od punktu dwa do osiem przeznaczony jest także dla dziennikarzy piszących o sądownictwie. Z dodatkowym: Intellige ut credas, crede ut intelligas – staraj się zrozumieć, byś uwierzył, uwierz, abyś zrozumiał (św. Augustyn).