W domach dziecka przebywa 3,3 tys. Polaków do 10. roku życia. Zdaniem rzecznika praw dziecka 8 proc. z nich znalazło się tam wbrew ustawie. Zgodnie ze zdrowym rozsądkiem nie powinno być tam żadnego.
Przyjęta w styczniu 2016 roku ustawa mówi, że maluch przed ukończeniem 10. roku życia w ogóle nie powinien być posyłany do placówek pieczy zastępczej. W grę wchodzi kilka wyjątków, np. taki, że w tej samej placówce jest jego matka lub ojciec, albo rodzeństwo. Z monitoringu przeprowadzonego przez Rzecznika Praw Dziecka wynika, że tego warunku nie zachowano odsyłając do domów dziecka aż 257 dzieci. 13 z nich nie ukończyło pierwszego roku życia, a kolejnych 40 – trzeciego. Łącznie w placówkach instytucjonalnej pieczy zastępczej jest 3,3 tys. małych dzieci.
Zdaniem RPD to za dużo. – Sytuacja powtarza się od lat, głównie z dwóch powodów – deficytu rodzin zastępczych oraz nadmiaru postanowień sądów rodzinnych, które wprost orzekają o umieszczeniu dziecka w instytucjonalnej pieczy zastępczej bądź wskazują konkretną placówkę – mówi Marek Michalak. Już dwa lata temu sytuację naszych dzieci negatywnie oceniał ONZ. Polska została upomniana za zbyt wysoką liczbę maluchów, które trafiają pod opiekę instytucji, nie rodzin.
Rodzin zastępczych w Polsce jest 15,8 tys. Większość z nich to rodziny niezawodowe. – Wiele osób się boi, to trudna praca. Nie sprzyja temu również nastawienie społeczne, które jest negatywne. „Biorą dzieci dla kasy” – taką metkę często przypina się takim rodzinom – opowiada Anna Widuch, która kiedyś prowadziła rodzinny dom dziecka, a teraz jest rodziną zastępczą dla sześciorga dzieci. Oprócz tego ma czworo swoich.
– Zdarza się, że nawet znajomi pytają, ile zarobimy na tym biznesie – zżyma się.
Informacja o wynikach badania RPD oraz apel o podjęcie działań przeciwdziałających zjawisku umieszczania małych dzieci w placówkach opiekuńczo-wychowawczych trafiły do szefów resortów: sprawiedliwości oraz rodziny, pracy i polityki społecznej. To kolejny raz, kiedy RPD interweniuje w tej sprawie.
Nic dziwnego – spór o to, kto i w jaki sposób ma się zająć dziećmi, którymi rodzice nie umieją, nie chcą czy nie są fizycznie w stanie się zająć, trwa od lat. Wszystkie zaangażowane w niego strony są zgodne tylko co do jednego – wielkie domy dziecka to rozwiązanie najgorsze z możliwych. Dlatego docelowo do 2020 r. takie placówki nie mogą liczyć więcej niż 14 dzieci.
Im dalej w problem, tym jednak więcej rozbieżności. W środowisku nie ma zgody, czy w przypadku dzieci odebranych rodzinom dysfunkcyjnym należy stawiać na adopcję krajową, zagraniczną czy też na rodziny zastępcze. Ośrodki adopcyjne wskazują, że kluczowe jest znalezienie rodziny, która uzna dziecko za swoje, a rodzice zastępczy powinni tylko przygotować dzieci do możliwości, że te przejdą do nowych mamy i taty. Same rodziny zastępcze wskazują natomiast, że dzieci mogą u nich być nawet do pełnoletności. A liczy się przede wszystkim to, żeby dziecko nie musiało ciągle zmieniać środowiska. Na przepychankach tracą dzieci.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przekonuje, że w sprawie dzieci odbieranych z rodzin już zrobiło bardzo dużo, więc sytuacja powinna się w najbliższym czasie polepszyć. Wiceminister rodziny Bartosz Marczuk wylicza: Przede wszystkim 500 plus zostało przydzielone jedynie dzieciom objętym rodzinnymi formami opieki. W sumie dotyczy to blisko 50 tys. dzieci. Oprócz tego ustawa „za życiem” wprowadza większe fundusze na asystentów rodziny, którzy mają pomagać każdej kobiecie w ciąży, która takiej pomocy potrzebuje. W krańcowych przypadkach, kiedy dziecko zostanie odebrane, bo rodzice nie będą umieli się nim zająć, ma pomóc wyszkolić rodzinę, aby nabyła kompetencje wychowawcze, żeby dziecko mogło wrócić do rodziny biologicznej.
Asystentów w systemie wciąż jednak jest zbyt mało (ok. 4 tys.) – głównie z powodu niskich zarobków. Asystent rodziny otrzymuje ok. 2 tys. zł. Bartosz Marczuk przekonuje jednak, że kiedy dołożono pieniędzy, jest szansa na podniesienie ich pensji. Ma także zostać zatrudnionych dodatkowych 400 osób. Resort planuje dla nich szkolenia oraz – już w lutym – wydanie podręcznika. Gminy mają też zatrudniać na umowę o pracę. To ważne z punktu widzenia delikatności zawodu, żeby osoby, które pracują z rodzinami, się nie zmieniały, co było częste, gdy pracowały na umowy na zlecenie.