Sytuacja grup hejterów dotyczy ludzi, których łączą nie tyle poglądy, ile frustracja, podobna sytuacja życiowa, wreszcie agresja. Jeśli coś wynika z frustracji i niewiedzy, to zlepienie fałszywych informacji, którymi nafaszerowany jest teraz internet. Ale nie jest to poglądem, tylko afektem - mówi Piotr Cichocki antropolog internetu z Instytutu Etnologii Uniwersytetu Warszawskiego.



W sieci zawsze roiło się od mowy nienawiści. W ostatnim czasie coraz częściej atakowani są jednak cudzoziemcy. Czy są ku temu jakieś konkretne przyczyny?
Zjawisko to narasta od momentu, kiedy w mediach głównego nurtu zaczęły się pojawiać wypowiedzi polityków i publicystów, którzy zamiast tonować tego rodzaju nastroje, wykorzystali je jako narzędzie walki politycznej. Część ludzi poczuła się dzięki temu bezkarnie, inni nabrali przekonania o realności zagrożenia. Trzeba jednak pamiętać, że nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych jest w Polsce przestępstwem, za które może grozić nawet do 2 lat pozbawienia wolności.
Dlaczego ludzie nienawidzą ludzi tylko dlatego, że mają inny kolor skóry?
Najprościej mówiąc – dzisiejszy świat jest pełen problemów i sprzeczności. Najłatwiejszym wytłumaczeniem sobie tych przeciwności, niewymagającym wiedzy ani doświadczenia, jest obarczenie innych, obcych, winą za wszystkie nieszczęścia. Oczywiście nie przyczyni się to w żaden sposób do poprawy sytuacji.
Fora internetowe, blogi i grupy portali społecznościowych, których funkcjonowanie jeszcze niedawno opisywaliśmy prawie w samych superlatywach, zmieniają szybko oblicze. Dlaczego?
Oczywiście, internet stał się przestrzenią, którą wykorzystuje się w bardzo różnych celach, od organizowania kółek gospodyń wiejskich po demonstracje. Jednak w ostatnich latach oprócz tego, że służy do przekazu informacji, zaczął być wykorzystywany do dezinformacji, rozpowszechniania fałszywych faktów. Sytuacja grup hejterów dotyczy ludzi, których łączą nie tyle poglądy, ile frustracja, podobna sytuacja życiowa, wreszcie agresja. Jeśli coś wynika z frustracji i niewiedzy, to zlepienie fałszywych informacji, którymi nafaszerowany jest teraz internet, ale nie jest to poglądem, tylko afektem. Trzeba pamiętać, że mówiąc o agresywnych celach zrzeszania się, znowu wchodzimy na obszar dość jednoznacznie definiowany przez prawo, przy czym internet jest medium pełnym przecieków, w którym zostawiamy mnóstwo śladów.
Redaktor naczelny Webnalist Grzegorz Lindenberg twierdzi, że zamieszkom w Ełku, a nawet w Knurowie czy Białymstoku, winne są przede wszystkim pełne przemocy gry komputerowe, a następny w kolejce jest internet z agresją słowną. Czy to nie są zbyt daleko idące wnioski?
Na pewno są to czynniki, które ułatwiają wielu ludziom wejście w rolę agresorów, ale nie zapominajmy, że przyczyniają się do tego wykreowane poczucie zagrożenia, polaryzacja świata społecznego, a także wzrastająca wśród tych ludzi frustracja, poczucie, że w taki sposób mogą spełnić jakąś dziejową misję, np. obrony kraju czy chrześcijaństwa. Brzmi to absurdalnie, kiedy mówimy o wybijaniu okien w barze z kebabem, ale jeśli przeanalizujemy fora dyskusyjne, to wiele osób pisze o tym w takich właśnie kategoriach, podsuwanych im przez media.
Czy można walczyć z hejtem w realu i w sieci? A może lepiej go ignorować?
Posiadanie konta w dowolnym serwisie społecznościowym oznacza akceptację zasad jego funkcjonowania, które zawierają wzmiankę m.in. o tym, że zabronione jest nawoływanie do nienawiści. Internet tak naprawdę nie różni się od realnego świata, więc widząc tego rodzaju działania, powinniśmy zareagować. Jeśli widzimy, że ma to sens, na przykład kiedy wypowiada się w taki sposób ktoś znajomy – oczywiście warto nawiązać dialog i wytłumaczyć, że takie działanie nie ma nic wspólnego z prawdą, przyzwoitością ani prawem. W innych przypadkach najprostszym sposobem jest zgłoszenie danej wypowiedzi jako niezgodnej z regulaminem serwisu. Proponuję uzmysłowić sobie w takim momencie, że jeśli porównamy hejt do jakiegoś zachowania w realu, to jest on bardziej podobny do obrażania współpasażerów w autobusie komunikacji miejskiej, filharmonii czy kościele niż głoszenia poglądów politycznych.