Sprawa Marka Tatały, prawnika, który podjął się batalii sądowej z Komendą Rejonową Policji w Warszawie okazała się na tyle skomplikowana i niejednoznaczna, że wniosek o rozpatrzenie narosłych w trakcie postępowania wątpliwości prawnych skierowano aż do Sądu Najwyższego.

Spór zainicjowała sytuacja z lipca ubiegłego roku, kiedy to mężczyzna pił piwo na betonowych schodkach wzdłuż brzegu Wisły. Zwrócił tym sposobem uwagę patrolujących okolicę funkcjonariuszy policji, którzy wystawili mu mandat za rzekomo niedozwolony czyn.

Mężczyzna go nie przyjął. Twierdził bowiem, że policja nie ma prawa ukarać go za spożywanie alkoholu w tym konkretnym miejscu, bo nie jest to w żadnym stopniu zabronione przez prawo.

Nie przekonał policjantów, a spór przeniósł się na salę rozpraw. Na rozprawie przed sądem rejonowym m. st. Warszawy mężczyzna bronił się, że art. 14 ust. 2a ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (Dz.U. z 2015 r. poz. 1286 ze zm.) wyraźnie wymienia jedynie trzy miejsca, gdzie picie alkoholu jest zabronione. Są to parki, place i ulice – wskazał. W jego ocenie betonowe schody nie mogły być natomiast uznane za którekolwiek z nich.

Zarówno komenda policji, jak i sąd rejonowy m.st. Warszawy nie mieli akurat wątpliwości, że schodki u brzegu Wisły nie są ani parkiem, ani placem. Spór ogniskował się natomiast wokół kwestii, czy należy uznać je za ulicę. Problem w tym, że ustawa o wychowaniu w trzeźwości tego nie wyjaśnia i na próżno szukać w niej definicji któregokolwiek z wymienionych miejsc, gdzie spożywanie alkoholu jest wykroczeniem.

Policja argumentowała, że betonowe schody należy traktować jak ulicę, o czym miałaby świadczyć już chociażby sama nazwa terenu przy brzegu Wisły. Komenda wskazała, że w planach miasta widnieje on jako Bulwary Flotylli Wiślanej. Funkcjonariusze oparli więc swoją argumentację na definicji słownikowej, z której wynika, że za bulwar należy uznawać „szeroką, zadrzewioną ulicę przeznaczoną do komunikacji pieszych”.

Wątpliwości ma samo miasto

Oskarżony twierdził natomiast, że w innych dokumentach te same schodki oznaczone są już zgoła inaczej. Za przykład podał mapę własności na stronie Biura Geodezji i Katastru m.st. Warszawy. Wynika z niej, że cały pas wzdłuż Wisły jest po prostu częścią koryta rzeki. Oznaczałoby to, że jest to teren publiczny, należący do Skarbu Państwa, który nie jest ulicą i gdzie konsumpcja alkoholu nie jest zakazana – podnosił Tatała.

Podkreślał ponadto , że betonowe schody wznoszą się w miejscu, które w świetle ewidencji miasta uznawane jest za grunt pod wodami powierzchniowymi śródlądowymi, o czym świadczy oznaczenie „Wp”, a nie „Dr” jak w przypadku dróg lub ulic.

Podał też przykład strony internetowej m. st. Warszawa, na której Bulwar Flotylli Wiślanej nie figuruje jako „ulica”, tylko znajduje się w kategorii „inne” i jest opisany jako teren spacerowy, o którym ustawa o wychowaniu w trzeźwości w ogóle nie wspomina.

Wskazywał też, że teren ten nie może być ulicą, bo samo miasto traktuje go w innych dokumentach jako nienadający się do zagospodarowania, co jest tym bardziej niemożliwe gdy poziom Wisły się podnosi, przez co schodki niejednokrotnie znajdują się pod powierzchnią wody – argumentował.

Niezgodne sądy

Rozpatrując sprawę mężczyzny, sąd I instancji przyznał jednak rację komendzie i orzekł, że w świetle obowiązującego prawa na terenie stołecznych bulwarów nadwiślańskich alkoholu spożywać nie wolno. Na potwierdzenie swojego stanowiska przytoczył definicję zawartą w załączniku nr 3 rozporządzenia Ministra Administracji i Cyfryzacji z 2012 r. ws. ewidencji ulic i budynków. Wynika z niej, że ulicą jest wydzielony pas terenu posiadający swoją nazwę, który jest przeznaczony do ruchu pojazdów i pieszych. Może to być też most, aleja, albo właśnie bulwar. Schody przy Wiśle należy więc uznać za ulicę, którą ustawa wymienia wprost jako miejsce, gdzie picie jest zabronione – wskazał sąd.

Oskarżony nie zgadzał się z taką wykładnią przepisów i złożył apelację. Argumentował, że definicji ulicy jest w polskim prawie wiele, a sąd niezasadnie oparł swoje rozstrzygnięcie na przepisach rangi nieustawowej, jaką jest rozporządzenie resortu administracji i cyfryzacji. Mężczyzna twierdził, że idąc tym tropem rozumowania niemalże każda przestrzeń publiczna powinna być uznawana za ulicę. Byłaby to zaś wykładnia rozszerzająca, która nie może mieć zastosowania w sprawach karnych, lub dotyczących wykroczeń – podnosił.

Sąd okręgowy najpierw odroczył ogłoszenie wyroku, potrzebując więcej czasu na przeanalizowanie sprawy. Ostatecznie postanowił złożyć wniosek do Sądu Najwyższego z pytaniem prawnym.

Sąd zgodził się z oskarżonym, że aby rozstrzygnąć powstały spór należy odwołać się nie tylko do definicji słownikowych, ale wziąć również pod uwagę wykładnię celowościową, czyli intencje, którymi kierował się ustawodawca, gdy wprowadzał dane regulacje. W ocenie sądu głównym zamierzeniem zakazu spożywania alkoholu w miejscach wymienionych w ustawie było natomiast przede wszystkim ograniczenie patologii i dysfunkcji związanych z konsumpcją napojów wyskokowych.

Sąd uznał jednak, że w tej sprawie na szali należy zważyć jeszcze inne wartości. Z jednej strony ochronę dzieci i młodzieży przez negatywnymi skutkami spożywania alkoholu, ale również i prawo obywateli do swobodnego korzystania z przestrzeni publicznej.

Wskazał też na art. 14 ust. 6 ustawy, który daje specjalne prawo gminie do wprowadzenia czasowego lub miejscowego zakazu spożywania alkoholu w wybranych miejscach. Podkreślił, że gdyby a priori założyć, że ustawodawca chciał objąć zakazem wszystkie miejsca publiczne, to nie wprowadzałby przepisu, który pozwala wyłączyć na określony czas inne miejsca poza ulicami, parkami i placami.

ORZECZNICTWO
Postanowienie Sądu Okręgowego w Warszawie z 6 października 2016 r., sygn. Akt X KA 1155/16