Trzy, pięć lub siedem lat. Takie terminy wymiany dokumentów na nowe e-dowody są brane pod uwagę. Ale po drodze jeszcze trzeba wyjaśnić, jak ma funkcjonować ich elektroniczna warstwa.
Prace nad szczegółami dowodowej rewolucji przedłużają się i komplikują. Szczegółowa koncepcja miała być znana do końca lipca, teraz jednak mówi się o październiku. Ale jak zapewnia nas wiceminister cyfryzacji Piotr Woźny, większość najtrudniejszych kwestii została już uzgodniona w specjalnym zespole międzyresortowym, w którym pracują przedstawiciele ministerstw: cyfryzacji, spraw wewnętrznych i zdrowia.
Wiadomo chociażby, że nowy dokument z warstwą elektroniczną nie zastąpi całkiem elektronicznej karty zdrowotnej.
– Będzie służył tylko do podstawowej identyfikacji w placówkach służby zdrowia. Dane ratunkowe mają się znaleźć w elektronicznej karcie ubezpieczenia zdrowotnego – mówi nam Woźny i dodaje, że trzeba było zdecydować się na takie rozwiązanie, bo jednak integracja wszystkich tych zadań w ramach e-dowodu okazała się za bardzo problematyczna i czasochłonna.
Ale to nie oznacza końca sporów. Zostały jeszcze dwie kwestie do uzgodnienia na linii MSWiA – MC. Wciąż nie zapadła decyzja, czy nowe dokumenty mają być produkowane tylko w technologii stykowej, wymagającej wprowadzenia dowodu do czytnika, czy też wyposażone w bezstykowy interfejs, tak jak obecnie coraz popularniejsze płatnicze karty dotykowe. Ta druga koncepcja wydaje się dziś bardziej praktyczna, ale budzi opory ze względu na bezpieczeństwo danych zawartych w dowodach.
Główna dyskusja wokół dowodów koncentruje się jednak na terminie ich wymiany. Marzec 2019 r. jest już zgodnie z zapowiedziami Komisji Europejskiej ostatecznym terminem na ich wprowadzenie. Inaczej przyjdzie nam oddać niemal całą dotację przyznaną na budowę systemu pl.ID. Ale data ta określa tylko termin wdrożenia, a nie wymiany dokumentów.
– Trzy, pięć i siedem lat. Takie okresy na wymianę wszystkich starych dokumentów na nowe bierzemy pod uwagę – zdradza nam wiceminister Woźny i dodaje, że optymalne wydaje się pięć lat. Ale żeby to się udało, i tak rząd musiałby podjąć nadzwyczajne kroki. W przyszłym roku jest tzw. górka dowodowa, czyli wymianie podlegać ma z powodu końca daty ważności aż 9 mln dokumentów, gdy normalnie co roku jest ich ok. 3–4 mln. Górka się pojawia, bo 31 grudnia 2007 r. mijał termin na ostatnie wymiany starych książeczkowych dowodów na plastikowe. W efekcie w ciągu jednego roku skumulowała się duża grupa dokumentów do wymiany i teraz po 10 latach ponownie ich właścicieli czekają starania o nowe. – Stąd pomysł, by ustawowo przedłużyć ważność tych dowodów, którym data ważności kończy się w 2017 r., do 2018 r., i tych z 2018 r. do 2019 r. Odliczając rocznik 1998, w którym jest ok. 480 tys. osób, które będą potrzebowały wydania dokumentów, i około miliona dowodów, które i tak z powodów losowych muszą być wymienione. Pozwoliłoby to na 2018 r. przesunąć wymianę nawet 12 mln dokumentów z „górki”. Czyli w dwa lata moglibyśmy objąć reformą ponad połowę obywateli – tłumaczy Woźny.
Taka akcja wymagałaby sporych przygotowań. – Ale to się da zrobić. Ustawę o przedłużeniu terminu ważności trzeba by notyfikować w UE, więc służby wszystkich państw miałyby świadomość, że polskie dokumenty wciąż są ważne. Zapewne mogłoby dojść do pojedynczych problemów, w końcu to są dokumenty podróży, ale byłyby to tylko sporadyczne przypadki – ocenia jeden z byłych urzędników MSW pracujący przy projekcie pl.ID.
8,91 mln papierowych dowodów wymieniono na nowe w 2007 r., za rok upłynie termin ich ważności
27 mln dowodów jest w obiegu i będzie do wymiany na wersję elektroniczną
284 mln zł wynosiła dotacja unijna na system pl.ID