„Dwunastu gniewnych ludzi” Lumeta to klasyka gatunku. Film, w którym przez półtorej godziny kilkanaścioro osób siedzi w jednym pokoju, wywołuje emocje silniejsze niż „Jurassic World”. A przecież nie ma żadnego Indominus Reksa (naprawdę tak tam nazwali dinozaura; tyranozaurowi już stępił się pazur).
Bartosz Wojciechowski, „Analiza i ocena zeznań świadków”, Sopot 2015, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne / Dziennik Gazeta Prawna
biblioteka prawnika
Oczywiście obraz jest uwielbiany przez tłumy choćby ze względu na genialnego Henry’ego Fondę, ale jest też inny powód. A jest nim to, że wydaje się nam bliski. Mówi o prawdzie. A w zasadzie o tym, kiedy należy podchodzić do „prawdy objawionej” głoszonej przez świadków z dużą rezerwą. Prawda – nomen omen – jest taka, że ten temat to samograj. I wykorzystał to właśnie Bartosz Wojciechowski, który popełnił nie za długą książkę, mówiącą o prawniczej i psychologicznej analizie treści zeznań. I trzeba przyznać, że poradził sobie naprawdę dobrze. Lektura jest przyjemna, a Wojciechowski sprawnie łączy teorię z praktyką. Trochę infantylne mogą się wydawać przykładowe zeznania rozebrane na czynniki pierwsze, ale zakładam, że dla wielu czytelników właśnie taka analiza krok po kroku może być najciekawsza.
Bartosz Wojciechowski zresztą dysponuje dobrym warsztatem do pisania właśnie o wiarygodności świadków. Jest on bowiem zarówno adwokatem, jak i adiunktem w zakładzie psychologii klinicznej i sądowej w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Śląskiego. Jak sam się chwali, jest także biegłym sądowym z zakresu psychologii. Krótko mówiąc, człowiek renesansu. I po książce to widać. Autor umiejętnie łączy to, co ważne z prawniczego punktu widzenia, z tym, co interesujące od strony psychologii. Warto pamiętać, że zeznania świadka mogą być niewiarygodne nie tylko dlatego, że osoba chce skłamać, lecz także choćby z tego powodu, że nie pamięta szczegółów. A często ludzie gdy czegoś nie pamiętają, to sobie – i sądowi – dopowiadają.
Nie sądzę, by doświadczeni pełnomocnicy znaleźli coś, co odmieni ich zawodowe życie bądź pomoże na sali sądowej, niemniej jednak warto książkę Wojciechowskiego przeczytać. Ot, dobra lektura na weekend. I można oszukać samego siebie, że czytamy służbowo, a nie wyłącznie dla przyjemności.