Osobiście uważam, że tendencja do ujawniania wynagrodzeń jest wysoce wątpliwa, zwłaszcza gdy wszystko odbywa się na zasadzie łapanki i przypadkowego typowania.
Sprawa zarobków w Polsce od lat budzi emocje. No bo czy może być coś bardziej interesującego, niż możliwość wsadzania nosa w cudze sprawy, powodująca zawiść bądź radość, że komuś jest gorzej? No właśnie, ale czy cudze? Okazuje się, że coraz szersze kręgi osób poddane zostają obowiązkowi transparentności majątku, wynagrodzeń w szczególności. Można to zrozumieć wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia ze środkami publicznymi i osobami publicznymi. Ale czy postępująca tendencja nie idzie zbyt daleko?
Ostatnio objęła prawnicze grupy zawodowe, przybierając postać pomysłu lustrowania majątków sędziów, a co za tym idzie ich zarobków. Idea zdaje się podobać publice. Należy sobie jednak postawić pytanie: dlaczego akurat sędziów? Jakie kryteria powinny być stosowane w ogóle dla wymogu tworzenia obowiązku składania oświadczeń majątkowych? Mogę zrozumieć argumentację związaną ze źródłem pochodzenia wynagrodzenia. Skoro są to środki budżetowe, to powinno się poddać osoby, które je otrzymują, szczególnej pieczy. No może. Ale skoro tak, to takim obowiązkiem powinni być objęci wszyscy budżetowcy. Co zrobić jednak z radcami prawnymi, których status może być wieloraki: od pracowniczego rozpoczynając, na wolno-zawodowym kończąc. Jeżeli więc radca prawny jest zatrudniony w urzędzie wojewódzkim, źródłem wypłat jego wynagrodzenia jest budżet państwa, to może więc i oni? A może powinno to być zupełnie inne kryterium?
Osobiście uważam, że tendencja ujawniania wynagrodzeń jest wysoce wątpliwa, jeżeli nie ma systemowego rozwiązania problemu, a upublicznianie zarobków odbywa się jedynie na zasadzie łapanki i przypadkowego typowania.
A co z pozostałymi prawnikami? Większość ma określone stawki, które w zależności od humoru władzy są niższe lub wyższe. Te jednak nie dotyczą zawieranych kontraktów między zleceniodawcami a prawnikami, którzy mieliby wykonać określoną pracę. W gruncie rzeczy w tym zakresie decyduje rynek, a podstawą jest umowa między stronami. Czasem musi to poprzedzać wynikający z wewnętrznych procedur przetarg, czasem nie ma takiej potrzeby. Częścią takich zleceń są opinie prawne, które wykorzystywane są w toku jakiegoś postępowania bądź mają rozwiązać problem zleceniodawcy, który nie wie, jak postąpić wobec rozbieżnych stanowisk doktryny, sprzecznych orzeczeń itd.
W tym ostatnim przypadku nie dostrzegam specjalnej różnicy między hydraulikiem a profesorem, który opinię sporządza. Mamy w gruncie rzeczy dwie metody: ryczałtową i obmiarową. W pierwszym przypadku umawiamy się na określoną kwotę, często trochę w oderwaniu od rzeczywistego, realnego nakładu pracy. Jednak metoda ta w sytuacji, gdy przeprowadzony jest przetarg wewnętrzny i należy ustalić ostateczną kwotę, którą należy zapłacić, aby zlecić opinię, wydaje się jedyną. Druga z metod, którą nazwałem obmiarową, to kosztorysowanie pracy. Ustala się stawkę za godzinę pracy (w przypadku hydraulika np. 1 mkw. położonych płytek). Po wykonaniu pracy mnoży się stawkę godzinową przez liczbę godzin i otrzymujemy kwotę wynagrodzenia.
W tych wszystkich przypadkach, o których piszę, podstawą zawieranych umów jest rynek i związana z nim zasada swobody umów. Nikt nie może nakazać napisania opinii i nikt nie może zmusić zleceniodawcy do zlecenia wbrew jego woli. Dlatego też ustalenie w tym przypadku, ile kosztuje prawnik, jest utrudnione czy wręcz niemożliwe. Zlecenie przygotowania takiego a nie innego opracowania podlega regułom rynkowym również w tym sensie, że są hydraulicy i prawnicy „lepsi” i „gorsi”, tańszy i drożsi, szybsi i wolniejsi. O tym, do której grupy ich zaliczyć, a co za tym idzie, ile im zapłacić, decyduje właśnie rynek. Składają się nań: specjalizacja, pozycja zawodowa, renoma itd. I tu niestety zawodzą porównania między hydraulikami a prawnikami, bo rynek w przypadku tego pierwszego to najczęściej rynek lokalny, podczas gdy, jeżeli chodzi o prawników, rynkiem często jest cała Polska, a w tym kontekście również rynek europejski.
W związku z tytułem felietonu mogą się państwo czuć zawiedzeni, że nie padły tu do tej pory żadne kwoty. Tak jak we wszystkich dziedzinach pewnie są prawnicy, którzy wycenią swoją godzinę pracy na 50 zł, a inni na 200 zł. Renomowane kancelarie i renomowani prawnicy świadczący swoje usługi dla podmiotów o światowym lub europejskim wymiarze otrzymują wynagrodzenia porównywalne do wynagrodzeń prawników w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Francji. Jest to naturalne również w kontekście rynku europejskiego. Przecież nikt nie może zmusić banku X do tego, aby wybrał prawnika ze stawką godzinową 50 zł albo 1 tys. zł. To jest decyzja zleceniodawcy, która będzie uwzględniała wszystkie okoliczności, o których pisałem powyżej.
Tylko sezonem ogórkowym można wytłumaczyć zainteresowanie mediów problemem, ile zarabia prawnik X, i czy może nie mógł tego zrobić taniej prawnik Y. Czy robił to jako pracownik naukowy czy w ramach kancelarii. Czy to jest dużo, czy mało itd.
Powinniśmy się zgodzić z tym, że musi istnieć jakiś obszar, gdzie rynek decyduje sam. Nie można wszystkiego uregulować, zadekretować, choćby z tego powodu, że wszyscy mają takie same żołądki. Myślę, że różnimy się nie tylko żołądkami, ale również wiedzą. Jedni pracują więcej, inni mniej, jedni są mądrzejsi, inni głupsi, tak jak jedni są wyżsi, inni niżsi, grubsi lub szczuplejsi.
I niech tak pozostanie. Życie według innych zasad, których naczelną jest równość we wszystkim, jest podstawą funkcjonowania Korei Północnej.
Idea lustrowania majątków sędziów zdaje się podobać publice. Ale skoro tak, to może powinniśmy pójść dalej i obowiązkiem ujawniania stanu posiadania objąć wszystkich budżetowców