Sprawa Trybunału Konstytucyjnego została zamknięta, więc można ją uważać za otwartą. Taki wniosek płynie z przegłosowanej w piątek w Sejmie ustawy o trybunale. To twierdzenie może wydać się dziwne, ale uchwalenie ustawy zarówno z punktu widzenia Prawa i Sprawiedliwości, jak i opozycji zamyka pewien istotny etap, w którym szansa na kompromis była mała, ale jednak była. Ta okazja minęła. Niezależnie od tego, że uchwalenie i wejście w życie ustawy załatwi jeden z ważniejszych obecnie problemów – problem dualizmu prawnego.
To sytuacja, w której Trybunał Konstytucyjny ocenia prawo według ustawy z czerwca zeszłego roku, a rząd domaga się, by robił to na podstawie tzw. ustawy naprawczej z grudnia 2015 r. i dlatego nie ogłasza orzeczeń. W momencie gdy ustawa wejdzie w życie, pojawi się nowe prawo i automatycznie wygasi spór w tym punkcie. Teraz Trybunał Konstytucyjny będzie oceniał ustawę na podstawie niej samej. To dlatego właśnie Prawo i Sprawiedliwość wprowadziło przepis, w myśl którego ustawy o trybunale są zwolnione z zasady rozpatrywania zgodnie z kolejnością wpływu. Niezałatwione zostają dwie kwestie. Mniej ważna jest sprawa publikacji orzeczenia z 9 marca, dotyczącego tzw. ustawy naprawczej, ale w momencie gdy obowiązują nowe przepisy, nie ma to większego znaczenia. Bo nowa ustawa i tak nakazuje opublikować resztę orzeczeń wydanych przez Trybunał Konstytucyjny po 9 marca, więc z praktycznego punktu widzenia ta kwestia nie ma znaczenia.
Drugą niezałatwioną sprawą są sędziowie wybrani przez Sejm, a niedopuszczeni do sędziowania. Jeśli chodzi o sędziów, którzy byli wybrani w tej kadencji przez Sejm głosami Prawa i Sprawiedliwości i już teraz są w trybunale, to zapewne nawet jeśli nie prezes Andrzej Rzepliński, to jego następca dopuści ich do orzekania. Natomiast jeśli chodzi o sędziów wybranych przez poprzedni Sejm, których nie zaprzysiągł prezydent Andrzej Duda, to uchwalanie ustawy praktycznie przekreśla ich szanse na to, że zasiądą w trybunale. Mogli być elementem jakiejś powszechnej ugody wobec Trybunału Konstytucyjnego, zakładającej wygaszenie sporu i ich ponowny wybór głosami PiS. Skoro takiej ugody nie było, to nie ma szans, by którykolwiek z posłów Prawa i Sprawiedliwości podniósł za nimi rękę.
Ale na obecnym etapie spór się rozstrzygnął. Zwyciężyła optyka czysto polityczna. W czerwcu zeszłego roku Platforma Obywatelska zmieniła przepisy, by dać sobie szansę wyboru sędziów i móc kontrolować działania PiS, czyli ugrupowania mającego zarówno prezydenta, jak i – co okazało się dopiero później – większość rządową. Natomiast zaraz po wyborach PiS wysadził z siodła dopiero co wybranych sędziów i w ich miejsce wsadził swoich nominatów po to, by trybunał mu nie przeszkadzał. W tym czysto politycznym pojedynku wygrało Prawo i Sprawiedliwość. Blokując trybunał, sprawiło, że nie jest on w stanie w miarę na bieżąco oceniać aktów wydawanych przez rząd. Trybunał łącznie z prezesem, sprowadzony do walki w politycznym parterze, nie mógł jej wygrać, bo polityka to nie jego dyscyplina. A choć PiS wygrał, to pewnie zdaje sobie sprawę, że w momencie gdy utraci władzę, następcy zrobią dokładnie to samo; podważą obecne decyzje i będą chcieli wprowadzić do trybunału swoich ludzi. To pokazuje, że na tym sporze straciliśmy wszyscy.
Przegranym tego sporu jest też prezydent. Pospieszne nocne zaprzysiężenia sędziów były odbierane jako działanie pod dyktando Prawa i Sprawiedliwości. Natomiast przy okazji uchwalania nowej ustawy w Sejmie i Senacie pojawił się wątek poszerzenia uprawnień prezydenta wobec trybunału. Chodziło o kompetencje, które znalazły się w pierwotnej wersji ustawy uchwalonej przez Sejm. Przewidywały one, że prezydent mógłby wnosić o rozpatrzenie sprawy w trybunale poza kolejnością wpływu, a także musiałby wyrażać zgodę na usunięcie sędziego z TK po orzeczeniu sądu dyscyplinarnego. Miał wreszcie powoływać prezesa spośród co najmniej trzech kandydatów. Te przepisy były wskazywane przez prawników jako wątpliwe konstytucyjnie z powodu wkraczania władzy wykonawczej przez sądowniczą.
Podczas prac w Senacie w ramach dalszych ustępstw i wykonywania gestów wobec Komisji Weneckiej i Komisji Europejskiej te propozycje wypadły, co w piątek potwierdził Sejm. Zostały jednak te rozwiązania, które powodują, że trybunał pod obecnym prezesem może mieć kłopoty ze zbadaniem nowej ustawy, choćby przepisy dające czwórce sędziów możliwość przesunięcia nawet o pół roku rozpatrzenia danej sprawy. W związku z tym nasuwa się pytanie, czy lider PiS Jarosław Kaczyński nie uznał, że kwestia trybunału pod rządami prezesa Rzeplińskiego jest już de facto załatwiona, więc nie ma sensu dawać dodatkowych uprawnień prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Choć wywodzi się on z PiS i w sprawie trybunału działał zgodnie z sejmową większością, to ma zupełnie niezależny mandat. Jeśli w przyszłości dojdzie do jakichś napięć w obozie władzy, z punktu widzenia lidera PiS nie ma sensu go wzmacniać. Politolog Rafał Matyja uważa raczej, że cała operacja miała przypomnieć prezydentowi, że jego los zależy od większości rządowej.
Oczywiście spór o trybunał będzie miał dalszy ciąg. Nowoczesna ma już praktycznie gotowy wniosek o zbadanie uchwalonej właśnie ustawy i wyśle ją do trybunału, jak tylko prezydent ją podpisze. Prawo i Sprawiedliwość liczyło się z tym od samego początku prac nad ustawą. Można powiedzieć, że nawet na to liczyło. Jej zaskarżenie i rozpatrzenie przez sędziów – o ile ten nie zakwestionuje jej w całości – uwiarygodni ustawę. Z drugiej strony PiS już szykuje... nową ustawę o trybunale. To nie żart! Ma się ona pojawić na jesieni i będzie zawierała rozwiązania proponowane przez zespół ekspertów powołany przez marszałka Marka Kuchcińskiego. Mają oni uwzględnić sugestie Komisji Weneckiej. Co pokazuje niestety, że sprawa, choć się kończy, zaczyna się od nowa.
PiS już szykuje... nową ustawę o TK. Będzie ona zawierała rozwiązania proponowane przez ekspertów powołanych przez marszałka Kuchcińskiego. Mają oni uwzględnić sugestie Komisji Weneckiej.