Opublikowany właśnie przez resort rozwoju pakiet wierzycielski nie rozwiązuje jednego z najbardziej palących problemów – gdy osoba domagająca się zapłaty nie zna adresu dłużnika.
Eksperci nie mają wątpliwości – polska procedura cywilna jest skostniała, co może prowadzić do pozbawienia wielu osób realnego prawa do sądu.
Wyobraźmy sobie firmę zawierającą z osobami prywatnymi umowy na niewielkie kwoty (płatnikiem ma być osoba fizyczna). Jednocześnie przedsiębiorca nie uzyskuje jednak danych adresowych swoich kontrahentów. Wówczas, gdy dochodzi do problemu ze spłatą, odzyskanie należności graniczy z cudem.
Wszystko przez restrykcyjne przepisy oraz jeszcze dalej idącą wykładnię Sądu Najwyższego. Chodzi przede wszystkim o art. 182 par. 1 kodeksu postępowania cywilnego. Zgodnie z nim sąd umarza postępowanie, jeśli nie można nadać biegu sprawie wskutek niewskazania przez powoda adresu pozwanego. Dzieje się tak po roku od daty postanowienia o zawieszeniu tegoż postępowania z powodu braków formalnych. To jednak problem dla wierzycieli: jeśli bowiem nie dysponują adresem dłużnika, nie mogą w praktyce dochodzić roszczenia przed sądem.
W najbliższych miesiącach nad tą regulacją pochyli się Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Kto wesprze powoda
Jeden z polskich obywateli w skardze do Strasburga zwrócił uwagę na to, że w sytuacji, w której nie jest w stanie sam ustalić adresu pozwanego, pomóc mu w tym powinien sąd lub wyznaczony organ administracji publicznej. Bądź co bądź mają one dostęp do zdecydowanie większej liczby danych o obywatelach aniżeli przeciętny powód.
W sprawę postanowiła zaangażować się również Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Zwraca ona uwagę, że w większości państw, które ratyfikowały europejską konwencję praw człowieka, administracja publiczna udziela powodom znacznie większej pomocy niż w Polsce.
Tam zaś, gdzie nawet istnieje wymóg wskazania konkretnych danych pozwanego, powodowie mogą je łatwo ustalić za pomocą publicznie dostępnych rejestrów. Przykładem takiego rozwiązania są Anglia i Walia. – W tych częściach Zjednoczonego Królestwa dostępne jest dość wygodne rozwiązanie. Dane adresowe osób fizycznych dostępne są co do zasady w rejestrze wyborczym – wskazuje Michał Kopczyński, prawnik HFPC.
W Polsce zaś ani nie można liczyć na realną pomoc ze strony państwa w ustaleniu adresu osoby, którą chcemy pozwać, ani nie ma możliwości samodzielnego sprawdzenia tych danych. Istnieje teoretycznie pewien sposób uzyskania informacji o adresie osoby fizycznej: można się zwrócić z wnioskiem do Centrum Personalizacji Dokumentów MSWiA. Sęk w tym, że w praktyce rozwiązanie to nie działa. Powód? W przypadku gdy takie samo imię i nazwisko nosi więcej niż jedna osoba w Polsce (co jest bardzo częste), centrum nie udzieli żadnej pomocy, dopóki nie otrzyma dodatkowych danych, np. numeru PESEL. – Gdy powód nie ma tego rodzaju informacji, zainicjowanie postępowania sądowego może się okazać znacznie utrudnione – zwraca uwagę Łukasz Lasek, adwokat w kancelarii Wardyński i Wspólnicy.
Mało elastyczne prawo
– Obowiązująca w Polsce regulacja jest bardzo sztywna. Brakuje w niej elastyczności, która z jednej strony chroniłaby dane osobowe pozywanych, ale z drugiej gwarantowała powodom realne prawo do sądu – przyznaje prof. Ireneusz Kamiński, sędzia ad hoc Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
I jakkolwiek nie podejmuje się spekulowania, jaki wyrok zapadnie w Strasburgu, to zaznacza, że bez wątpienia można wiele w rodzimej procedurze poprawić. Tym bardziej że władza powinna sama z siebie dążyć do respektowania standardów konwencyjnych, a nie wprowadzać zmiany wyłącznie pod naciskiem zapadłych orzeczeń.
Prof. Ireneusz Kamiński podkreśla, że art. 6 konwencji dotyczy prawa do rzetelnego procesu sądowego. Trudno zaś mówić o rzetelności, gdy prawo do sądu staje się iluzoryczne wskutek niewystarczającej wiedzy powoda o pozwanym. – Czy to sąd, czy ogólnie pojęta administracja publiczna powinna ludziom pomóc. Często wystarczyłoby przecież sprawdzić choćby rejestry podatkowe – zwraca uwagę ekspert.
Podkreśla jednak, że regulacja musiałaby zostać wprowadzona w bardzo przemyślany sposób, aby nie narażać na wyciek danych osobowych. Bez wątpienia bowiem nie chodzi o to, by sądy czy urzędy zainicjowały masową inwigilację obywateli pod pozorem pomocy wierzycielom. – Wystarczyłoby wskazać, że udostępnianie danych powodom odbywa się wyłącznie po udowodnieniu przez nich, że sami starali się je pozyskać, lecz okazało się to nieskuteczne. A sami urzędnicy bazowaliby wyłącznie na tym, co już teraz jest gromadzone w rejestrach – podsuwa pomysł prof. Ireneusz Kamiński.
Wina orzecznictwa
Sztywność polskiej procedury, o której mówi prof. Kamiński, bierze się jednak nie tylko z literalnego brzmienia przepisów, lecz także z wyjątkowo niekorzystnej dla powodów linii orzeczniczej Sądu Najwyższego. Kluczowa jest tu uchwała SN z 2014 r. (patrz: grafika). Sędziowie poszli w niej bardzo daleko, wskazując, że choćby powód znał miejsce pracy pozwanego, jest to niewystarczające. Musi dodatkowo ustalić jego adres zamieszkania.
Orzeczenie to spotkało się z krytyką doktryny. Nie przeszkodziło to jednak Sądowi Najwyższemu w listopadzie 2015 r. wydać kolejnej uchwały niekorzystnej dla dochodzących zapłaty (uchwała z 18 listopada 2015 r., sygn. akt III CZP 74/15). Chodziło o sytuację, gdy wierzyciel w celu przerwania biegu przedawnienia wskazywał fikcyjne dane dłużnika. Literalnie pozwalają na to przepisy (m.in. wskazany wyżej art. 182 par. 1 k.p.c.). Dzięki temu powodowie uzyskiwali dodatkowy czas na ustalenie danych adresowych pozwanych.
Sąd Najwyższy uznał jednak, że taki trik jest niedopuszczalny. W podjętej uchwale stwierdził, że umorzenie na podstawie art. 182 par. 1 k.p.c. postępowania zawieszonego na skutek niewskazania przez powoda w wyznaczonym terminie adresu pozwanego nie jest dopuszczalne tylko wtedy, gdy powód przed upływem roku od dnia postanowienia o zawieszeniu złożył wniosek zawierający prawidłowy adres pozwanego. Natomiast złożenie wniosku o podjęcie postępowania, który jest bezzasadny, czyli np. zawiera fikcyjne dane, nie wstrzymuje umorzenia.
Wierzyciele spoglądają więc dzisiaj z nadzieją na Europejski Trybunał Praw Człowieka jako ten, który może zainicjować zmiany. Ministerstwo Sprawiedliwości deklaruje zaś, że zna problem i właśnie trwają prace koncepcyjne nad kompleksową reformą procedury. ©?