Jeśli komisja nie zapewni na czas wglądu w zwycięską pracę, konkurenci tracą możliwość jej podważenia. I wszystko w zgodzie z obowiązującymi przepisami.
W konkursach, tak jak przy zamówieniach publicznych, firmy mogą korzystać ze środków ochrony prawnej i podważać poprawność prac konkurentów. Okazuje się jednak, że nie zawsze jest to możliwe. Przekonał się o tym jeden z uczestników konkursu na koncepcję architektoniczną dwóch stacji zachodniego odcinka drugiej nitki warszawskiego metra. Jego odwołanie zostało odrzucone przez Krajową Izbę Odwoławczą jako wniesione po terminie. Problem w tym, że wcześniej nie mógł go złożyć.
Błędne koło
Konkurs był podzielony na dwie części: trzy stacje północne i dwie zachodnie. Wybrano po jednym projekcie, zwycięzcom obiecano po 50 tys. zł nagrody i zaproszenie do zawarcia umowy. Metro ogłosiło rozstrzygnięcie 25 lutego 2016 r. Tego samego dnia pracownia, która zajęła drugie miejsce w części dotyczącej odcinka zachodniego, zażądała wglądu do zwycięskiej pracy. Tylko w ten sposób mogła bowiem sprawdzić, czy spełnia ona wszystkie wymagania i czy są podstawy do podważenia jej poprawności przed KIO. Metro odmówiło twierdząc, że żaden przepis nie tworzy wymogu udostępniania prac konkursowych.
Wtedy pracownia wniosła w ustawowym terminie 10 dni odwołanie, w którym zażądała ujawnienia zwycięskiej pracy. Cztery dni później metro poinformowało uczestników, że jednak umożliwi wgląd do prac. W tej sytuacji 21 marca 2016 r., gdy KIO rozpoznawała odwołanie, było już ono bezprzedmiotowe. Zostało więc oddalone. Niestrudzona pracownia w terminie 10 dni od udostępniania prac konkursowych złożyła więc kolejne odwołanie, w którym podważała już merytoryczną zawartość zwycięskiej koncepcji. To jednak zostało odrzucone jako... złożone po terminie. KIO uznała bowiem, że termin na odwołanie liczy się od ogłoszenia wyników konkursu (postanowienie z 4 kwietnia 2016 sygn. akt. 407/16).
– Jak mogliśmy złożyć odwołanie, skoro nie wiedzieliśmy, czy zwycięska praca jest poprawna? – pyta retorycznie adwokat Magdalena Falkowska, która reprezentowała skarżącą pracownię. – Przy tej interpretacji przepisów nie ma możliwości wyjścia z błędnego koła. Za pierwszym razem nie było jeszcze podstaw do wniesienia odwołania, za drugim uznano zaś, że jest wniesione po terminie. W efekcie mój klient został pozbawiony prawa do sądu – tłumaczy.
Liczenie terminów
Ustawa – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 2164) przewiduje dwa sposoby liczenia terminów na wniesienie odwołania. Zgodnie z pierwszym (art. 182 ust. 1) termin zaczyna biec od momentu przesłania informacji o czynności stanowiącej podstawę odwołania (w opisywanej sprawie – od daty przesłania informacji o wyborze zwycięzcy). Drugi (art. 182 ust. 3) początek biegu terminu wyznacza na moment, w którym wykonawca dowiedział się o okolicznościach stanowiących podstawę do odwołania (tu: udostępnienie zwycięskiej pracy).
– Izba podkreśliła, iż w okolicznościach tej sprawy nie zaszły przesłanki uprawniające do liczenia terminu na podstawie art. 182 ust. 3 pkt 1 ustawy p.z.p, zgodnie z którym odwołanie wobec czynności innych niż wskazane w art. 182 ust. 1 i 2 wnosi się w terminie 10 dni od dnia, w którym powzięto lub przy zachowaniu należytej ostrożności można było powziąć wiadomość o okolicznościach stanowiących podstawę jego wniesienia – mówi Justyna Tomkowska, rzecznik prasowa KIO.
Jak przekonuje, przepis ten nie może być stosowany, gdy zamawiający był obowiązany do poinformowania uczestników konkursu o jego wynikach i to uczynił.
– Artykuł 182 ust. 3 ustawy p.z.p. znajduje zastosowanie we wszystkich tych sytuacjach, gdy zamawiający nie informuje wykonawców o dokonanych czynnościach oraz w przypadku, gdy odwołanie nie dotyczy treści ogłoszenia o zamówieniu lub postanowień specyfikacji – wyjaśnia Tomkowska.
Do podobnych wniosków KIO doszła także w postanowieniu z 18 lutego 2016 r. (sygn. akt KIO 129/16), choć w nim chodziło o zastrzeżenie tajemnicy przedsiębiorstwa. W jego uzasadnieniu można przeczytać, że „sam fakt ujawnienia w terminie późniejszym informacji objętych pierwotnie zastrzeżeniem tajemnicy nie powoduje odmiennego sposobu liczenia terminu na wniesienie odwołania”.
Potrzebne zmiany
Przegrana pracownia szacuje koszty przygotowania swej koncepcji na 180 tys. euro. Kolejne 40 tys. zł kosztowały ją odwołania, a i tak nie doczekała się ich merytorycznego rozpoznania. – Choć pierwsze odwołanie mogłam wycofać, to zależało mi na jednoznacznym stwierdzeniu, że metro było zobowiązane umożliwić wgląd do prac konkursowych. Powinno to przekonać skład orzekający w drugiej sprawie, że dopiero po poznaniu konkurencyjnej koncepcji mój klient mógł wnieść merytoryczne zarzuty. Niestety nie przekonało – mówi mec. Falkowska.
Teoretycznie pracownia mogłaby próbować jeszcze dochodzić sprawiedliwości przed sądem. Powstrzymały ją związane z tym koszty – musiałaby wnieść opłatę w wysokości 75 tys. zł. Reprezentująca ją adwokat poprosiła natomiast o złożenie skargi UZP, ze względu na to, że orzeczenie KIO ma znaczenie dla funkcjonowania środków ochrony prawnej. Na razie nie wiadomo, jaką decyzję podejmie urząd.
Przedstawiciele KIO tłumaczą, że zdają sobie sprawę z wagi problemu, ale przepisy wiążą im ręce. Dlatego już dawno postulowali ich zmianę tak, aby po wniesieniu odwołania zamawiający czy też komisja konkursowa musieli się powstrzymać od dokonywania jakichkolwiek czynności. Dzięki temu wyrok dotyczyłby stanu na dzień wniesienia odwołania.
– Skierowaliśmy taką propozycję do UZP w ramach planowanych nowelizacji ustawy p.z.p., ale na etapie prac nowelizacyjnych nie została ona uwzględniona – stwierdza Paweł Trojan, prezes KIO.