Budżety obywatelskie, zwane też partycypacyjnymi, obowiązkowo w każdym dużym mieście – takie, wcale nie primaaprilisowe plany mają posłowie PiS. Opozycja, dziś niezbyt chętna pomysłowi wtłoczenia obywatelskich inicjatyw w ramy prawne, kiedy była u władzy, również zastanawiała się nad stworzeniem ustawowych regulacji.
Samorządy podzieliły się na dwa obozy. Pierwszy traktuje te zapowiedzi jako kolejną próbę centralizacji władzy przez rząd. Drugi przyznaje – budżety partycypacyjne to obecnie wolnoamerykanka, którą trzeba ucywilizować, choćby ustawowo.
Bardziej septyczne są organizacje pozarządowe. Mówią raczej o wypracowaniu standardów niż o ustawowych zapisach. A jeśli już, to chciałyby ograniczyć regulacje do wpisania możliwości wprowadzenia takiego budżetu do przepisów samorządowych, są przeciwne nakazowi jego stosowania.
Tomasz Żółciak dziennikarz DGP / Dziennik Gazeta Prawna
Tymczasem sama idea budżetów partycypacyjnych szybko zdobywa zwolenników. W tym roku ponad 80 samorządów w całej Polsce przekaże 318,5 mln zł w ręce mieszkańców, pozwalając im decydować (a właściwie głosować), na jakie cele pieniądze zostaną spożytkowane. Suma ta robi wrażenie, zwłaszcza że idea budżetów partycypacyjnych zawitała do nas dopiero w 2011 r. Prekursorem był Sopot, w którym postanowiono przeznaczyć na tę inicjatywę 1 proc. wydatków z budżetu miasta.
Budżety partycypacyjne stosunkowo dobrze działają w miastach. W gminach wiejskich zastępuje je często fundusz sołecki, który praktycznie pełni funkcję budżetu partycypacyjnego. Przewagą funduszu nad budżetem okazuje się możliwość sięgnięcia częściowo po dofinansowanie z budżetu państwa. No i paradoksalnie – jego sformalizowana procedura. Tryb składania propozycji oraz ich wyboru jest wyraźnie określony w uchwale rady gminy. Jasne jest więc, jak należy postępować, by nie popełniać błędów. A budżet obywatelski to niejako forma dialogu, dżentelmeńskiej umowy między mieszkańcami a organami gminy, która może budzić rozbieżności interpretacyjne, a w ostatecznym rozrachunku i tak nie zostać zrealizowana.
Paweł Sikora dziennikarz i redaktor DGP / Dziennik Gazeta Prawna
Z kolei wadą funduszu sołeckiego jest jego nadmierne rozdrobnienie (choć to samo dotyczy też budżetów obywatelskich w mniejszych miejscowościach). Włodarze zwracają uwagę, że 20 czy 30 tys. zł do wydania w ciągu roku utrudnia zaplanowanie większego, choć potrzebnego przedsięwzięcia. A eksperci wskazują, że dla gmin wiejskich prawdziwą szansą jest możliwość skorzystania z funduszy unijnych (łączonych z krajowymi) w ramach programu Leader, bo dopiero wówczas można liczyć na dofinansowanie liczone w milionach złotych.
Jakub Styczyński dziennikarz DGP / Dziennik Gazeta Prawna
318,5 mln zł tyle przekażą samorządy do rozdysponowania mieszkańcom w ponad 80 miejscowościach w ramach budżetów partycypacyjnych
Cała treść dodatku dostępna na edgp.gazetaprawna.pl