Ile gwarancji dostanę na to biurko?
– 100 lat.
– Ja już wtedy żyć nie będę.
– A gwarancja wciąż będzie.
Absurd? No jasne, nikt przecież nie daje 100 lat gwarancji na biurko, a i nikomu też taka gwarancja nie jest do niczego potrzebna. Niestety takich właśnie absurdów spodziewam się po wejściu w życie nowych przepisów o zamówieniach publicznych.
Zgodnie z nowelizacją cena nie będzie już mogła stanowić więcej niż 40 proc. wagi wszystkich kryteriów w przetargach. Wreszcie ma zacząć decydować jakość, a nie to kto ile jest w stanie zejść z ceny. Zamysł szczytny, od lat zresztą głośno postulowany, w tym także przeze mnie. Sam nie wiem, w ilu artykułach poruszyłem ten problem. Z tym większą przykrością dziś jednak stwierdzam, że nie wierzę, by zmiana przepisów przyniosła poprawę. Owszem, formalnie cena przestanie już decydować o wyborze ofert. Nie oznacza to jednak, że teraz decydować zacznie jakość.
Prześledźmy rozumowanie, jakie towarzyszyło inicjatorom zmian. Już od ponad roku obowiązują przepisy, zgodnie z którymi cena nie może stanowić jedynego kryterium. Szybko jednak okazało się, że są one obchodzone. W przetargach pojawiły się nowe kryteria, tyle że z tak niską wagą, że nie odgrywały żadnej roli (np. 1 proc.). Remedium na to ma być sztywne określenie, że cena nie może stanowić więcej niż 40 proc. wagi wszystkich kryteriów. Czy to jednak oznacza osiągnięcie zakładanego celu, czyli stosowanie jakościowych kryteriów oceny ofert? Jestem przekonany, że niestety nie. Obawiam się, że poza ceną zaczną dominować najprostsze kryteria, czyli okres gwarancji czy termin realizacji zamówienia. W najlepszym razie cena nadal będzie decydować o wszystkim, gdyż wszyscy zaproponują maksymalnie długą gwarancję i jak najszybszy termin realizacji. W najgorszym – jedna patologia zostanie zastąpiona drugą. Wygra producent biurka, który da na nie 100 lat gwarancji i zapewni dostawę w dniu zawarcia umowy.
Innym zagrożeniem może być zbyt duża kreatywność zamawiających w kształtowaniu pozacenowych kryteriów. Tak jak w pewnym przetargu, gdzie równe znaczenie jak pieniądze odgrywała ocena prezentacji, dokonywana za zamkniętymi drzwiami przez dwóch urzędników.
Dlatego też, choć w pełni zgadzam się, że jakość powinna odgrywać większe znaczenie w przetargach, nie wierzę, by zmiana przepisów mogła w czymkolwiek pomóc. Sposobu na zmianę praktyki szukałbym raczej w pokazywaniu, jak powinny wyglądać dobrze skonstruowane kryteria oceny ofert dla danego zamówienia: w propagowaniu dobrych wzorów. Niestety dzisiaj próżno ich szukać, chociażby na stronach Urzędu Zamówień Publicznych. A co z tego, że przepisy będą wymagać dodatkowych kryteriów, skoro nikt nie podpowie urzędnikom, jak je stosować?