Upaństwowienie jest prostą drogą do zmniejszenia liczby komorników, a więc w konsekwencji do dramatycznego spadku skuteczności egzekucji - pisze dr Jakub Staszak.

Gdy czytałem artykuł dr Dawida Sześciły „Urynkowienie rozwiązało niektóre problemy, ale przysporzyło nowych” (Prawnik z 2 lutego 2016 r.), wręcz raził mnie brak bazy pozwalającej formułować prezentowane opinie. Inaczej rzecz ujmując, autor wyciągnął wnioski, nie badając rzeczywistości, z której miałyby one wynikać.
Przede wszystkim chodzi o powtarzaną jak mantra przez różne media tezę, że małe bądź średnie kancelarie komornicze mają wyższą skuteczność niż te duże – bez analizy, dlaczego tak się dzieje. Siłą rzeczy pojawić się może refleksja, iż jest to pochodna wielkości tych podmiotów. Stąd wysnuwany jest wniosek, że wciąż niską (choć wyższą w porównaniu ze stanem sprzed 1997 r.) skuteczność egzekucji można poprawić, gdy drogą legislacyjną zmniejszy się kancelarie komornicze.
Sposób myślenia jest prosty – skoro wielkie kancelarie, prowadzące rocznie po kilkaset tysięcy postępowań egzekucyjnych, są procentowo mniej skuteczne od tych, które mają po kilka tysięcy lub wręcz kilkaset postępowań, nic bardziej oczywistego, jak przerzucić sprawy z pierwszych do drugich. Niestety, aż dziw, że autor nie zapyta, czemuż to wierzyciele ciągną setkami tysięcy do dużych kancelarii, skoro są one tak mało skuteczne?
Odpowiedź na to pytanie wymagałaby np. odwołania się do badań na temat struktury zobowiązań dochodzonych w postępowaniach egzekucyjnych (o ile takowe badania były w ogóle przeprowadzane). Co roku w Polsce komornicy sądowi wszczynają ok. 5 mln postepowań egzekucyjnych. Nie oznacza to jednak, że co roku 5 mln Polaków popada w długi. Aby wyjaśnić, skąd bierze się ta liczba, trzeba uświadomić sobie dwie rzeczy.
Po pierwsze, w przypadku umorzenia postępowania egzekucyjnego – również umorzenia z urzędu ze względu na to, iż jest oczywiste, że nie uzyska się sumy wyższej od kosztów egzekucyjnych (art. 824 par. 1 pkt 3 k.p.c.) – wierzyciel może w każdym czasie złożyć wniosek o wszczęcie nowego postępowania na podstawie tego samego tytułu wykonawczego (art. 826 k.p.c.). Po drugie, należy pamiętać o instytucji cesji wierzytelności (art. 509 i następne k.c.), a więc przede wszystkim o tym, że wierzyciel może bez zgody dłużnika przenieść wierzytelność na osobę trzecią (art. 509 par. 1 k.c.).
Cesja ratunkiem dla wierzyciela
Dlaczego jest to istotne? Otóż należy postawić się w sytuacji wierzyciela, który stara się odzyskać swoje mienie (w większości przypadków pieniądze). Gdy po fiasku etapu polubownego i niewykonaniu przez dłużnika orzeczenia sądu komornik ostatecznie umarza postępowanie na podstawie wspomnianego wyżej art. 824 par. 1 pkt 3 k.p.c., jedynym dostępnym dla niego sposobem odzyskania dość szybko choćby części sumy okazuje się cesja, a więc sprzedaż wierzytelności. I tu dochodzimy do sedna zagadnienia i odpowiedzi na pytanie, czemu wierzyciele masowo ciągną do dużych, „nieskutecznych” kancelarii.
Znaczna część wierzytelności będących przedmiotem egzekucji to te, których wierzycielami są cesjonariusze, nierzadko nabywający zobowiązania w setkach tysięcy. Te wierzytelności mają swoją specyfikę: w znacznej części przypadków były już przedmiotem bezskutecznych działań windykacyjnych wierzyciela pierwotnego, a nierzadko także przedmiotem egzekucji komornika sądowego, która również okazała się bezskuteczna. Cesjonariusz zdaje sobie z tego oczywiście sprawę. Stąd, gdy zwraca się do komornika sądowego, zazwyczaj zawęża we wniosku sposoby egzekucji. Wszystko po to, by zredukować koszty postępowania, których część w przypadku uznania bezskuteczności egzekucji i tak będzie musiał pokryć (w zakresie określonym w art. 39 ust. 1 i 2 ustawy o komornikach sądowych i egzekucji).
Nie ma w takiej postawie nic dziwnego. Skoro ktoś kiedyś już próbował i nie zdołał wyegzekwować wierzytelności z danego dłużnika, trzeba się liczyć z tym, że nie uda się i tym razem. W efekcie pojawiają się wnioski ograniczające oczekiwane działania do ustalenia w ZUS miejsca zatrudnienia dłużnika i zajęcia jego wynagrodzenia, ewentualnie zajęcia ustalonego rachunku bankowego. Masowy wierzyciel – cesjonariusz nie wnosi o przeprowadzenie czynności w miejscu zamieszkania dłużnika, nie interesują go ruchomości, wzbrania się przed wpłaceniem zaliczki na koszty powołania biegłego.
Taka egzekucja siłą rzeczy będzie mniej skuteczna niż prowadzona na podstawie wniosku o zastosowanie wszystkich sposobów egzekucji, łącznie z wizytą komornika w miejscu zamieszkania dłużnika czy jego przedsiębiorstwie, zajęciem ruchomości, ustaleniem na miejscu przysługujących dłużnikowi wierzytelności czy nawet egzekucją z nieruchomości. Komornik jest jednak takim wnioskiem wierzyciela związany. W efekcie w przypadku egzekucji na rzecz masowych wierzycieli – cesjonariuszy niższą skuteczność, która tak razi w przypadku dużych kancelarii, należy uznać za i tak całkiem niezłą.
Czy przekazanie spraw masowych wierzycieli – cesjonariuszy z dużych kancelarii do małych zwiększy skuteczność postępowań? Jest to wątpliwe. Kierowane wnioski będą tak samo ograniczać możliwości małych kancelarii, a stan majątkowy dłużników będzie równie niewystarczający do wyegzekwowania wierzytelności. Nie zapominajmy też o tym, że wierzyciele zarządzający setkami tysięcy nabytych zobowiązań chcą współpracować z kancelariami, które są wyspecjalizowane w obsłudze takich podmiotów, posiadają know-how i odpowiednie zaplecze (zarówno jeśli chodzi o kadry, jak i warunki lokalowe) pozwalające wszcząć kilkadziesiąt tysięcy postępowań egzekucyjnych w miesiącu.
Najpierw diagnoza, potem lek
Co więc należy zrobić? Zacząć od początku. Zanim przystąpimy do ordynowania lekarstwa, zdiagnozujmy pacjenta. Niezbędne jest przede wszystkim ustalenie, jaka część spośród ponad 5 mln wszczynanych rocznie postępowań egzekucyjnych pochodzi od masowych wierzycieli – cesjonariuszy, jaka część tych postępowań jest wszczynana ponownie po umorzeniu na podstawie art. 824 par. 1 pkt 3 k.p.c., jaką treść w zakresie sposobów egzekucji zawierają wnioski w tych sprawach, i wreszcie, jaki procent spraw od masowych wierzycieli – cesjonariuszy stanowią postępowania prowadzone w dużych i małych kancelariach.
Dopiero wnioski z takiego badania pozwoliłyby stwierdzić, czy rzeczywiście tzw. komornicze hurtownie stanowią patologię, jak są przedstawiane w mediach, czy też są jedynie odpowiedzią na potrzeby wierzycieli. I czy skierowanie spraw masowych wierzycieli – cesjonariuszy do mniejszych kancelarii komorniczych nie skończy się jedynie zmniejszeniem skuteczności tych ostatnich. Jak wiemy, obecnie badanie takie stałoby się musztardą po obiedzie – ustawowe ograniczenie postępowań egzekucyjnych możliwych do przyjęcia przez komorników jest już faktem, a o jego skutkach wierzyciele i komornicy sądowi przekonają się na własnej skórze.
Poza powyższym wywodem do kilku jeszcze spraw trudno się nie odnieść. W tekście pada stwierdzenie: „Średni miesięczny dochód na jednego komornika wyniósł ponad 46 tys. zł, znacząco przekraczając najwyższe wynagrodzenia w wymiarze sprawiedliwości. Oczywiście komornik musi z tych środków utrzymać kancelarię i jej personel, ale te dodatkowe wydatki nie stanowią jeszcze uzasadnienia dla zarobków dziesięciokrotnie wyższych niż zarobki sędziów rejonowych”.
Z tego stwierdzenia nie wynika niestety informacja najważniejsza, czyli jakie są te komornicze zarobki. Jeśli komornik z tych 46 tys. zł utrzymuje kancelarię i personel, to ile tak naprawdę zarabia? Czy średnie koszty kancelarii i personelu wynoszą 1 tys. zł? Czy może 10 tys. zł? A może 40 tys. zł? To ile w końcu zostaje temu komornikowi po pokryciu kosztów działania kancelarii, w tym zapłaceniu pracownikom? Znów autorowi zabrakło danych. Znów stawia diagnozę i ordynuje lek, nie przeprowadzając badania.
Ciekawym zagadnieniem jest traktowanie dochodów niektórych komorników, przekraczających wynagrodzenia sędziów, jako patologii. Spieszę przypomnieć, że cieszący się wzięciem adwokaci, radcowie prawni czy notariusze również zarabiają więcej niż wielu sędziów, a nie słyszałem, aby w związku z tym planowano jakieś ograniczenia czy też upaństwowienie wykonywanych przez nich zawodów. Dlaczego więc akurat dochody komorników mają być tak rażące? I dlaczego komorników porównuje się z sędziami, których wynagrodzenia określa ustawodawca, a nie z działającymi na wolnym rynku adwokatami i radcami prawnymi? Komornik, podobnie jak radca prawny czy adwokat prowadzący własną kancelarię, zarabia tyle, ile zdoła wypracować. I podobnie jak przedstawiciele innych zawodów prawniczych w miarę upływu lat zdobywa doświadczenie i renomę, a to przekłada się na wyższe zarobki. Nie jest to patologia, lecz normalne zjawisko w gospodarce wolnorynkowej.
Cały felieton czytaj w eDGP.