W sumie to powinnam się cieszyć, bo jak wracam z pracy do domu, to na wysokości jednego z mostów w Warszawie już nie słyszę „Zwolnij!” ani „Uśmiech proszę”. Nie słyszę, bo od ponad miesiąca fotoradar w tym miejscu owinięty jest czarną folią – jakby ktoś celowo chciał podkreślić, że umarł. Stoi i straszy. A przecież nie musi. Mógłby nadal pracować. Na siebie i na... No właśnie, na kogo? Samorząd czy budżet państwa?
W ostatnim czasie pytanie to stało się zarzewiem konfliktów, bo pieniądze z fotoradarów to łakomy kąsek. Ot, bagatela 300 mln zł rocznie. Poprzedni rząd zakazał używania urządzeń przez straż i uprawnienia te przekazał Inspekcji Transportu Drogowego. Wydawałoby się, że tym samym ów łakomy kąsek powinien zasilać nie – jak dotychczas – budżety miast i gmin, lecz budżet państwa. Czyli rozumiem, że od stycznia, od kiedy obowiązują zmienione przepisy, budżet powinien dodatkowo zarabiać. Powinien, ale nie zarabia. Bo nikt nie wie, na jakich zasadach, a nawet czy w ogóle ITD powinna fotoradary przejąć. Inspekcja nie dostała na ten cel żadnych dodatkowych środków od państwa. A nawet gdyby je miała, to z przyczyn technicznych nie będzie zainteresowana każdym sprzętem.
Mamy zatem pat: z jednej strony samorządy, które zostały z zawiniętymi w folie, nieczynnymi fotoradarami i bez pieniędzy, a z drugiej ITD mającą rzekomo uprawnienia do korzystania ze sprzętu, ale niemającą... sprzętu. A to dopiero początek problemów związanych z nowym, „lepszym” prawem. Innym jest obowiązek sfinalizowania przez policję wszystkich niezakończonych przez straże miejskie i gminne spraw, przy czym policji nie dano na to żadnych dodatkowych środków. Komendy muszą teraz na własny rachunek obrobić 302 tys. zdjęć, z czego 52 tys. z samej Warszawy.
W tym samym czasie samorządy główkują, co zrobić ze strażnikami, którzy do tej pory zajmowali się fotoradarami. Część po prostu likwiduje etaty, a część – przesuwa pracowników do innych działów. Są jednak i takie, które czekają na rozwój sytuacji, choć to generuje niepotrzebne koszty – utrzymanie ośmiu strażników pochłania pół miliona złotych rocznie. Wstrzymują się z decyzjami, bo mają nadzieję, że fotoradary do nich wrócą. W jaki sposób? Za sprawą korzystnego rozstrzygnięcia TK albo przez zmianę w prawie z inicjatywy nowego rządu. Ale ten choć zdaje się być skłonny reaktywować gminne urządzenia, to raczej już nie na ubiegłorocznych zasadach.
Inne samorządy, jak np. Warszawa, na powrót starego nie liczą. Dowiedzieliśmy się właśnie, że Inspekcja Transportu Drogowego przejmie warszawskie fotoradary, a specjalny zespół dopracuje szczegóły ponownego ich uruchomienia. Czyli znowu na moście będę musiała zwalniać. Albo kiedy będzie już za późno – szczerze się uśmiechać.