Znany austriacki profesor o nazwisku Glasl stworzył niezwykle trafny opis mechanizmu emocjonalnej eskalacji konfliktu. Wynika z niego, że po przekroczeniu jednej z jego faz strony konfliktu tracą nad nim kontrolę. I tego zapewne nie uwzględnia dziś nikt - pisze r.pr. Maciej Bobrowicz.

Śpiewał o tym zespół Raz, Dwa, Trzy. Kiedy człowiek zmienia się w rzecz? Wtedy gdy staje się gorszym sortem, partyjnym betonem, burakiem, zerem, paprotką, lalką Barbie? Kiedy człowiek staje się zwierzęciem? Wtedy gdy staje się tłustym kotem, małpą, bulterierem, bydłem, szczurem? A czy jeszcze jest człowiekiem, kiedy jest hołotą, kurduplem, dziadem, debilem?
Ktoś powie, że to jedynie „nielojalne fortele erystyczne” opisane przez Schopenhauera, obserwowane „służbowo” przez językoznawców i politologów. Ale nie o Schopenhauera tu chodzi, lecz o sprawy bardziej poważne. Słowa łączą albo dzielą. Budują albo niszczą. W walce używanie słów ma pewną typową kolejność: najpierw odmawianie przeciwnikowi cech ludzkich, potem porównanie go do zwierzęcia, a na końcu sprowadzenie go do rzeczy. To wiele upraszcza. Łatwiej unieszkodliwić niż zabić. Łatwiej zlikwidować obiekt niż człowieka. Członkowie sił specjalnych to też nie ludzie tylko operatorzy. „Operator unieszkodliwił obiekt” – brzmi zupełnie inaczej niż „policjant zastrzelił X”. Nie wywołuje emocji.
Gregory Hartley, czołowy amerykański ekspert w zakresie psychologii wojskowej, przedstawiając w jednej ze swoich książek techniki przesłuchań napisał: „Nawet jeśli dana osoba uważa się za spełnioną, wystarczy przesunąć ją na niższy poziom w hierarchii, by natychmiast się zmieniła. Jeśli przesłuchującemu uda się skutecznie podważyć wyobrażenie rozmówcy o jego reputacji, podjęcie przez niego działań w celu jej odbudowy zrzuci go na poziom poniżej samorealizacji. Dobrym przykładem są oszczerstwa w kampanii prezydenckiej (...). Jeśli chcę przemieścić rozmówcę na jeszcze niższy poziom piramidy, atakuję jego poczucie przynależności. Broniąc podstawowych niematerialnych potrzeb, spada w hierarchii jeszcze niżej”.
Ten sposób postępowania stosowany jest nie tylko w trakcie przesłuchań. W życiu też działa. Słowem można atakować przeciwnika i coś dla niego najważniejszego – jego własną opinię o sobie samym. Wtedy jest łatwiej go zniszczyć.
Dla tych, którzy zawodowo zajmują się rozwiązywaniem sporów, jest jasne, że słowa wywołują i przyczyniają się do eskalacji konfliktu. Świat wtedy jest dwukolorowy – czarny i biały. Oni są źli, my jesteśmy dobrzy. Cokolwiek powiedzą oni, jest złe. Wszystko, co mówimy my, jest dobre. Wyolbrzymianie różnic, przypisywanie wrogom cech i zachowań, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością, są początkiem eskalacji konfliktu, który zaprowadzić może obie strony w niekontrolowalne przez nikogo przestrzenie.
Kiedy wybuchają konflikty, fachowcy od propagandy (dziś PR-u) pracują pełną parą nad tym, żeby drugiej stronie przypisać najohydniejsze cechy i zachowania wzbudzające nienawiść. By zniszczyć drugiego człowieka, niezbędna jest nienawiść. Żeby człowiek zdolny był uderzyć drugiego człowieka, musi zacząć go nienawidzić. Żeby zabić trzeba, nienawidzić. Słowa potrafią budzić nienawiść. A nienawiść wyłącza racjonalne myślenie.
„Jako psychologowie nie możemy zaakceptować dzielenia Polaków na gorszych i lepszych. Nagminnie pojawiające się w retoryce rządzących poniżające etykiety, jak »resortowe dzieci« czy »gorszy sort Polaków«, prowadzą do dehumanizacji i wykluczania znacznej części polskiego społeczeństwa. Zwykle następstwami takich określeń są przemoc i dyskryminacja naznaczonych grup społecznych” - napisało ponad 60 wybitnych psychologów w liście otwartym zaadresowanym do prezydenta, premier i marszałka Sejmu.
Nie wiem, kto czytał ten list, pewnie pozostał przez opinię publiczną niezauważony. Kto by się zresztą przejmował listem jakichś psychologów. Znany austriacki profesor o nazwisku Glasl stworzył niezwykle trafny opis mechanizmu emocjonalnej eskalacji konfliktu. Wynika z niego, że po przekroczeniu jednej z jego faz strony konfliktu tracą nad nim kontrolę. I tego zapewne nie uwzględnia dziś nikt.