Trzeba liczyć, że po nieuchronnym demontażu TK ciężar odpowiedzialności za kontrolę konstytucyjności, przynajmniej częściowo, wezmą na siebie sądy powszechne i administracyjne.
Polski model kontroli konstytucyjności prawa wpisuje się w europejską tradycję prawną, tj. opiera się na szczególnego typu, wyspecjalizowanym sądzie konstytucyjnym. Model alternatywny, zwany niekiedy anglosaskim, charakteryzuje się powierzeniem kontroli konstytucyjności sądom powszechnym. Ta podstawowa różnica pociąga za sobą dalsze konsekwencje. W modelu europejskim konstytucyjność ustaw może być badana w sposób samoistny, czyli bez związku z konkretną sprawą. Wzorzec anglosaski wymaga dla uruchomienia kontroli konstytucyjnej konkretnej sprawy zawisłej przed sądem powszechnym. Spór konstytucyjny jest wówczas rozstrzygany niejako przy okazji sporu głównego.
Oba modele prima facie wydają się rozłączne. Teoretycznie trudno sobie wyobrazić współistnienie wielu organów władzy sądowniczej wyposażonych w kompetencje do kontroli konstytucyjności. Na takim stanowisku stoi też od wielu lat Trybunał Konstytucyjny, strzegąc swojego monopolu w tej dziedzinie. Trybunał zakłada, że jeśli sąd powszechny powziął wątpliwości co do konstytucyjności przepisów, na podstawie których orzeka, jedynym właściwym kierunkiem postępowania pozostaje zwrócenie się do TK z pytaniem prawnym.
Takie podejście trybunału ukształtowało się jeszcze przed wejściem w życie obowiązującej konstytucji z 1997 r. i zachowało aktualność w zasadniczym zakresie również pod jej rządami. Przyjęcie konstytucji stało się jednak o tyle istotnym zdarzeniem, że wprowadziła ona w art. 8 zasadę bezpośredniego stosowania ustawy zasadniczej. Wsparło tym sposobem pogląd, że konstytucja może, a nawet powinna stać się podstawą orzekania również w sądach powszechnych.
W orzecznictwie Sądu Najwyższego ukształtowało się przekonanie, zgodnie z którym kompetencje TK i sądów powszechnych się nie wykluczają. Trybunał zachowuje bowiem monopol na orzekanie o utracie mocy obowiązującej przepisów prawa niezgodnych z konstytucją. Sądy powszechne zaś wyłącznie odmawiają zastosowania przepisów prawa naruszających konstytucję. Zróżnicowanie ról jest więc subtelne, ale znaczące. Orzeczenia sądów powszechnych nie wpływają na stan ustawodawstwa, bo sądy powszechne nie dysponują kompetencjami do rugowania z porządku prawnego przepisów niezgodnych z konstytucją. Mogą jednak – w świetle tego stanowiska – dokonywać kontroli konstytucyjności ad casum, tj. nie stosować przepisu ustawy, który w ich ocenie jest sprzeczny z konstytucją.
Z czasem, na zasadzie dialogu między sądami, ukształtował się pewien (wątły) kompromis. Poszedł on w kierunku wyraźnego złagodzenia pierwotnego stanowiska SN poprzez ograniczenie kontroli konstytucyjności dokonywanej przez sądy powszechne wyłącznie do przypadków oczywistej niezgodności przepisów z konstytucją. W zasadzie ogranicza to możliwość odstąpienia od stosowania przepisu ustawy jedynie do przypadków jednoznacznej, dającej się uchwycić już na poziomie językowym, sprzeczności. Z taką sytuacją mielibyśmy do czynienia np. jeśli przepis ustawy umożliwiałby pozbawienie kogoś wolności w określonych przypadkach bez kontroli sądowej, podczas gdy konstytucja wyraźnie wymaga sądowej weryfikacji takich działań (art. 41 konstytucji).
Ostatnie wydarzenia wokół Trybunału Konstytucyjnego skłaniają do ponownego przyjrzenia się kwestii kompetencji sądów powszechnych (i administracyjnych) do kontroli konstytucyjności przepisów ustawowych. Stoimy przed groźbą faktycznego paraliżu funkcjonowania trybunału, a co za tym idzie całego modelu kontroli konstytucyjności przepisów prawa. Trybunał będzie istniał, jednak działania większości parlamentarnej mogą skutkować tym, że stanie się on instytucjonalną wydmuszką. Takimi konsekwencjami grozi zwłaszcza ewentualne wejście w życie projektu zmian w ustawie o TK zgłoszonego w połowie grudnia. Może się okazać, że trybunał nie będzie w stanie orzekać w ogóle, albo przynajmniej efektywność rozpatrywania spraw będzie dużo niższa.
W takiej sytuacji będziemy mieli do czynienia z absolutnie nową sytuacją ustrojową, której nie obserwowaliśmy jeszcze pod rządami obecnej konstytucji. Nie można wykluczyć, że przestanie działać najważniejszy bezpiecznik porządku konstytucyjnego, którym jest trybunał. Nad takim scenariuszem nie wolno przechodzić do porządku dziennego. Stawką jest bowiem zachowanie minimum kontroli konstytucyjnej nad poczynaniami parlamentarnej większości.
Okoliczności te sprawiają, że rola sądów powszechnych i administracyjnych w kontroli konstytucyjności przepisów ustawowych musi zostać poddana rewizji. Zapowiadający się paraliż podstawowego modelu kontroli konstytucyjności, opartego na Trybunale Konstytucyjnym, musi skłonić pozostałe organy władzy sądowniczej do wzięcia większej odpowiedzialności, zwłaszcza za ochronę konstytucyjnych wolności i praw. W warunkach niezdolności trybunału do efektywnego działania nie sposób ograniczać roli sądów powszechnych i administracyjnych do odmowy stosowania tylko tych przepisów, które dotknięte są oczywistą sprzecznością z konstytucją.
Spory między TK i sądami w tej kwestii należy dziś odłożyć na dalszy plan i skupić się na zapewnieniu obywatelom ochrony przed nadużywaniem władzy. Okazje ku temu mogą się pojawić niebawem. Przykładowo, kilkanaście dni temu do Sejmu wpłynął projekt zmian w ustawie o służbie cywilnej. Przewiduje on wiele wątpliwych z konstytucyjnego punktu widzenia rozwiązań. Jednym z nich jest zwolnienie z pracy z mocy samej ustawy wszystkich osób zajmujących wyższe stanowiska w służbie cywilnej (z wyjątkiem urzędników mianowanych). Tak radykalne rozwiązanie nie zostało poparte żadnym uzasadnieniem czy określeniem przesłanek i kryteriów, którymi kierował się projektodawca. Z perspektywy dotychczasowego orzecznictwa konstytucyjnego należy je ocenić jako sprzeczne z zasadą stabilności zatrudnienia w służbie cywilnej, która jest komponentem konstytucyjnych zasad apolityczności i zawodowego charakteru służby cywilnej.
Czy sądy, które będą rozpatrywały ewentualne skargi osób pozbawionych pracy w tym trybie, sięgną bezpośrednio do konstytucji? Może to być jeden z pierwszych testów, jaki będą musiały przejść w nowej rzeczywistości.