Zwycięstwo uskrzydla. Przegrani, z nosami na kwintę, przeżywają swoją zasłużoną porażkę. Są niczym psy na deszczu, niczym kruki z przetrąconymi skrzydłami. Nie mają pomysłu na życie, ba, nawet na zagospodarowanie dzisiejszego wieczoru. Ale inaczej zwycięzcy. Tak, ci to są jak orły w locie, jak Robert Lewandowski po pięciu golach w dziewięć minut. Rozpiera ich wena twórcza, rozsadza bania z pomysłami. Nie mają zahamowań, ich wyobraźnia nie zna granic, ich wigor intelektualny jest nieokiełznany.

Zejdźmy jednak na ziemię, zajrzyjmy na Wiejską. Wśród pomysłów, jak ubarwić nasze życie, jeden wydaje się hitem XXI wieku. Od prawie stu lat nikt nic równie nowatorskiego nie wymyślił. Jak powszechnie wiadomo, dobry prezes zwycięzców nie darzy przesadną sympatią złego prezesa pewnego trybunału. Aby więc sprowadzić do minimum ryzyko spotkania obu panów, harcownicy tego dobrego wymyślili, by trybunał tego złego nie gnieździł się w stolicy. Mógłby, na przykład, roztrząsać zawiłości prawa gdziekolwiek, choćby na Pomorzu, w opustoszałych koszarach dawniej przyjaznych wojsk. Dzięki temu zły prezes miałby nieco dalej do redakcji „Gazety Wyborczej”, co byłoby z korzyścią dla opinii publicznej. I nie tylko.
Genialny pomysł, by antypatia leżała u podstaw decyzji o dyslokacji zespołów ludzi i jednostek, da się zastosować także w innych, niż wspomniany, przypadkach. Już widzę, jak szacowne gremia opozycyjnych parlamentarzystów, psujące krew zwycięskiej większości, najlepiej się czują na antypodach; stamtąd ich głos nie jest słyszalny nawet w kuluarach Sejmu i Senatu. Gniazdko byłego prezydenta, tego od skoku przez płot, zostaje uwite na nowo gdzieś w tropikach. Były premier za to, że podłożył bombę w prezydenckim samolocie, dostaje namiot lodowy na Antarktydzie. Facet, który przez nieporozumienie objął wakujące wysokie stanowisko państwowe, by pilnować żyrandoli, jedzie na wcześniejszą emeryturę do oazy swobody i dobrobytu na Półwyspie Koreańskim. Wrocławski Teatr Polski, ten ponoć z porno, osiada w Magadanie, gdzie będzie się cieszyć rzadką wolnością dokonań artystycznych. Inwencja zwycięzców jest nieograniczona. Do grona przesiedleńców dołączą niebawem byli prezesi najważniejszego trybunału, byli marszałkowie Sejmu i Senatu, byli premierzy, aktualni członkowie rad wydziałów prawa markowych uniwersytetów, różnej maści wróżbici, artyści, dziennikarze i politolodzy. Na głęboką prowincję lub na krańce globu lądują ci wszyscy, którzy są lub mogą być solą w oku zwycięzców. I tak dalej, i tak dalej. Chwała wynalazcom! A jeżeli ktoś z drogich Czytelników myśli, że to jest futurologia, że są to głupie żarty felietonistki, niech się rozejrzy po Wiejskiej i sięgnie pamięcią do historii. Nic dodać, nic ująć.