Przygoda Marcina Warchoła, nowego wiceministra sprawiedliwości, z polityką zaczęła się od śmiałej opinii, jaką wyraził podczas seminarium doktorskiego na Uniwersytecie Warszawskim.
To społecznik, naukowiec, doskonały prawnik i wykładowca, a do tego niesamowicie pracowity człowiek. Taką laurkę doktorowi Marcinowi Warchołowi wystawiają osoby z jego otoczenia. 18 listopada dr Warchoł został powołany na stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. W resorcie odpowiada m.in. za zawody prawnicze, legislację i kasacje, a jego główne zadanie to, jak mówi „powrót do poprzedniego modelu postępowania karnego z pewnymi modyfikacjami mającymi na celu jego usprawnienie i przyspieszenie”. Będzie więc w głównej mierze odpowiedzialny za cofanie obowiązujących od lipca zmian w procedurze karnej.
– Stoję na stanowisku, że prawda materialna lepsza jest do osiągnięcia w klasycznym modelu postępowania karnego. Sąd nie może być biernym arbitrem, który siedzi z założonymi rękami. Prawda materialna jest bowiem podstawową zasadą procesu karnego, do dążenia do niej powołani są zarówno prokurator, jak i sąd – mówi nowy wiceminister sprawiedliwości.
Na prawo trafił przez zamiłowanie do historii, jako laureat olimpiady historycznej. – Historia, prawo i polityka są dziedzinami splecionymi ze sobą, stąd właśnie wydział prawa. Dla mnie słowo polityka nie ma negatywnego wydźwięku. Polityka to troska o dobro wspólne. Prawo to narzędzie organizacji silnego państwa. Historia to zaś, jak to ktoś kiedyś ujął, polityka, tylko ciut wcześniej. Z tych właśnie względów obrałem taką a nie inną drogę w życiu –zaznacza.
Jego przygoda z polityką rozpoczęła się w 2006 r., kiedy został asystentem ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Wszystko zaczęło się od wyrazistej wypowiedzi podczas seminarium doktorskiego, gdzie jasno zadeklarował, że popiera ówczesne resortowe propozycje reform, tj. zaostrzenie kar za najcięższe przestępstwa, rozszerzenie granic obrony koniecznej czy obniżenie wieku karania nieletnich. Uważał bowiem, że wprowadzenia takich zmian wymagała ówczesna sytuacja w państwie.
– Była to dość odważna, jak na tamte czasy, teza. Wtedy zaś z propozycją przejścia do Ministerstwa Sprawiedliwości i wejście do biura politycznego ministra przyszedł do mnie Michał Królikowski, ówczesny dyrektor Biura Analiz Sejmowych. Zająłem miejsce Jacka Czabańskiego, który wyjechał na stypendium do Stanów Zjednoczonych – opisuje dr Warchoł.
Los, jak widać, lubi być przewrotny. Michał Królikowski jako wiceminister sprawiedliwości za rządów Platformy Obywatelskiej odpowiadał bowiem za wprowadzenie zmian w k.p.k., których większość odkręcać będzie teraz minister Warchoł.
Droga zawodowa dr. Warchoła wiodła następnie przez Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, gdzie zajmował się opracowywaniem skarg kasacyjnych (co wiązało się z koniecznością przeglądania tysięcy tomów akt). – Tam też często stykałem się z fatalnie napisanymi uzasadnieniami wyroków czy postępowaniami dowodowymi mocno odbiegających od standardów. Wydział kasacji bardzo dużo mi dał – mówi.
Dzięki pracy u rzecznika dał się poznać jako żywiołowy mówca. Wielu prawników podziwia go chociażby za to, z jakim zapałem bronił skarg RPO przed Trybunałem Konstytucyjnym. Zresztą dr Warchoł odbierany jest jako osoba, która raczej nie boi się wyrażać tego, co myśli. Co niejednokrotnie udowodnił podczas swoich występów w mediach.
– Czasem warto coś jasno powiedzieć, celowo przejaskrawić, żeby dotarło do odbiorców. Staram się nie wypowiadać jak typowy naukowiec. Nauka jest dla człowieka, nie człowiek dla nauki. Język ezoteryczny bywa przykrywką dla miałkości intelektualnej. Prawo to zaś nie wiedza ezoteryczna, zastrzeżona dla grupy wybrańców. Ono służy obywatelom i powinno być przekazywane językiem prostym i klarownym – akcentuje.
Z tego też powodu boleje nad stanem polskiej nauki prawniczej. – Ona niestety zajmuje się sama sobą, zamiast rozwiązywać faktyczne problemy. Dlatego też mam zamiar zreformować Instytut Wymiaru Sprawiedliwości. Nie powinien się dłużej zajmować powielaniem i zlepianiem w jedno opracowanie koncepcji naukowych. Od tego jest monitoring prasy – mówi ostro.
To, że dr Warchoł jest konsekwentny w działaniu potwierdza jego mistrz z Uniwersytetu Warszawskiego. - Marcin ma poczucie misji. Chce zrobić dobre rzeczy dla wymiaru sprawiedliwości i jest szansa, że rzeczywiście mu się to uda. Mowa o dokończeniu rozgrzebanej nowelizacji procedury karnej w postępowaniu przygotowawczym – zaznacza prof. Piotr Kruszyński.
Nowego wiceministra sprawiedliwości zna od lat. – Uczęszczał do mnie na seminarium magisterskie, pod moim kierunkiem pisał pracę doktorską teraz natomiast przygotowuje pracę habilitacyjną. Jest to człowiek niezwykle uczciwy i prawy. Mający silne zakorzenione poczucie sprawiedliwości. Poza tym jest to znakomity i bardzo bystry prawnik, który w lot chwyta wszelkie problemy prawne. Mam o nim jak najlepszą opinię. Jedyne co można mu zarzucić, to zbytnią pracowitość – podkreśla profesor.
Również osoby prywatnie znające Marcina Warchoła nie szczędzą mu pochwał. – Jest człowiekiem o dobrym sercu i wybitnym prawnikiem, który potrafi przetwarzać olbrzymie ilości informacji. To również, jak i ja, wielki kibic Legii Warszawa – opisuje adwokat Agnieszka Matusik, zaprzyjaźniona z dr. Warchołem od wielu lat.
Minister Warchoł, który zresztą regularnie uczęszczał na „Żyletę” (osławioną trybunę na klubowym stadionie przeznaczoną dla najwierniejszych fanów Legii – red.), teraz deklaruje, że o kibicach w resorcie nie zapomni. – Sympatyzuję z tym środowiskiem, jestem otwarty na jego postulaty czy prośby. Dla mnie są to osoby, które pasję do piłki łączą z wartościami patriotycznymi. Dbają o pamięć naszych bohaterów z przeszłości. Przecież to, że 1 sierpnia na warszawskich ulicach zatrzymywany jest na minutę ruch, jest wynikiem inicjatywy kibiców Legii – akcentuje.
Pan wiceminister kocha również gotować, co z kolei jest efektem kolejnego zamiłowania – do Włoch. Ta miłość miała jednak trudne początki. – Będąc na studiach trafiłem w okolice „obozów pracy” we Włoszech. Wyjazdy na saksy w trakcie wakacji organizowało zrzeszenie studentów przy Uniwersytecie Warszawskim, tzw. Bratniak. Tak znalazłem się pod Neapolem. Na miejscu powiedziano nam, że dostaniemy zajęcie, jeśli oddamy paszporty. W efekcie czego – krótko mówiąc – przez niemal miesiąc mieszkałem pod namiotem na stacji benzynowej, dokumentu bowiem nie oddałem. A pracę zorganizowałem sobie sam – pomagałem przy zbiorze pomidorów. Przy okazji mogłem za to zaobserwować, jak działają włoskie grupy przestępcze i jak słabe w tym zakresie jest państwo włoskie – opisuje dr Warchoł.
Po latach wrócił zresztą na miejsce, już razem z ministrem Ziobrą. – Rozwiązywaliśmy problem polskich obozów pracy we Włoszech – wspomina.
Doktor Marcin Warchoł jest także wykładowcą na Uniwersytecie Warszawskim. Jego zajęcia nie należą jednak do najlżejszych. – Czasem faktycznie brak mi wyrozumiałości dla studentów – przyznaje z uśmiechem.
Koniec końców jego byli uczniowie są mu jednak wdzięczni za to, że jest wymagającym ćwiczeniowcem. – Już jako aplikantka adwokacka przez cały rok chodziłam na jego zajęcia na uniwersytecie. Siedziałam ze studentami, pisałam kolokwia. Nikt prócz nas nie wiedział, że jestem już po studiach. On jest wspaniałym nauczycielem, uczy na przykładach, bardzo przejrzyście wykłada temat. Dzięki tym zajęciom zdałam egzamin adwokacki z prawa karnego – mówi mecenas Matusik.
Warto również wspomnieć o tym, że w 2013 r. dr Warchoł znalazł się w gronie 30 laureatów konkursu Rising Stars Prawnicy – liderzy jutra organizowanego przez Dziennik Gazetę Prawną i wydawnictwo LexisNexis (a obecnie Wolters Kluwer). Jego niedawna nominacja jest najlepszym dowodem na to, że kapituła konkursu ma dobre oko do wyróżniających się młodych prawników.

Jest zagorzałym fanem Legii Warszawa, regularnie uczęszczał na osławioną „Żyletę”. Deklaruje, że w resorcie sprawiedliwości nie zapomni o kibicach, na których postulaty czy prośby jest otwarty