Zbigniew Ziobro: Prezydent jest pierwszym obywatelem działającym na podstawie i w ramach prawa. A tymczasem prezydent na oczach wszystkich to prawo naruszył, złamał, uznając – zresztą nie pierwszy raz – że stoi nad prawem.
Brzmi zaskakująco? Tymi słowami polityk prawicy skwitował 10 lat temu kontrowersyjną decyzję ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego o ułaskawieniu Zbigniewa Sobotki, wiceministra spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Leszka Millera.
Sobotka to jeden z głównych bohaterów afery starachowickiej z 2003 r. dotyczącej przecieku tajnych informacji o zamiarze aresztowania grupy przestępczej oraz działaczy samorządowych podejrzewanych o współpracę z jej członkami. Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji podzielił się swoją wiedzą o planach policji z posłami SLD, którzy następnie przekazali ją radnym starachowickim. Sąd Apelacyjny w Krakowie ostatecznie skazał Sobotkę na trzy i pół roku więzienia i zakazał mu sprawowania funkcji publicznych na pięć lat za ujawnienie tajemnicy państwowej i służbowej oraz godzenie się na utrudnianie postępowania karnego i narażenia policjantów działających pod przykryciem.
Pod koniec swojej drugiej kadencji prezydent Aleksander Kwaśniewski postanowił ułaskawić w trybie nadzwyczajnym skompromitowanego wiceministra, tłumacząc to względami humanitarnymi oraz przekonaniem, że Sobotka przez całe swoje dotychczasowe życie był on osobą porządną i odpowiedzialną.
Decyzja o wszczęciu procedury wywołała gwałtowny sprzeciw i oburzenie polityków PiS. Wiceprzewodniczący klubu PiS Marek Kuchciński podkreślił, że prezydent i Sobotka wywodzą się z tego samego obozu politycznego, dlatego Kwaśniewski nie powinien rozpatrywać jego sprawy.
Zbigniew Ziobro jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny odmówił nawet przekazania prezydentowi akt sprawy wraz ze swoją opinią dotyczącą zasadności ułaskawienia Sobotki. – Zastosowanie prawa łaski wobec pana Zbigniewa Sobotki umocniłoby często spotykane w Polsce przekonanie o tym, że ludzie władzy są grupą uprzywilejowaną i w istocie nie ponoszą odpowiedzialności za swoje czyny – przekonywał 10 lat temu Ziobro.
Mimo zastrzeżeń niektórych prawników i wezwań polityków PiS do wstrzymania procedury, prezydent Kwaśniewski ostatecznie postawił na swoim. – Ta decyzja jest ważna; ta decyzja nie wzmocniła nadziei Polaków na to, że będzie kres bezkarności władzy; ta decyzja na pewno nie ułatwia procesu uzdrowienia państwa – grzmiał wówczas minister Ziobro, który nie wykazał tyle zrozumienia dla intencji głowy państwa, co obecnie, po decyzji Andrzeja Dudy o ułaskawieniu Mariusza Kamińskiego.
Jednym z najgłośniej protestujących przeciwko ułaskawieniu Sobotki był zresztą także sam Kamiński, szykowany wtedy na szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. - To oczywiście jest decyzja bezwstydna, bezczelna. Aleksander Kwaśniewski zachował się w tej sprawie nie jak prezydent, ale jak „prezio” – oceniał Mariusz Kamiński w publicznych wypowiedziach.
EŚ