Dla mnie pomaganie innym jest codziennością, a nie czymś, czym należy się jakoś szczególnie chwalić. Ktoś kiedyś mi pomógł, dał szansę, i ja w ten sposób teraz podaję to dalej - tłumaczy Ewa Miszczyk-Wróbel radca prawny, prowadzi kancelarię specjalizującą się w obsłudze podmiotów gospodarczych.
Ewa Miszczyk-Wróbel radca prawny, prowadzi kancelarię specjalizującą się w obsłudze podmiotów gospodarczych / Dziennik Gazeta Prawna
Należy pani do grona prawników wspierających pro bono krakowskie Stowarzyszenie Wiosna, pomaga też pani podopiecznym projektu Szlachetna Paczka. Co skłoniło panią do zaangażowania się w inicjatywy księdza Jacka Stryczka?
Takim bezpośrednim impulsem był rozsyłany przez Okręgową Izbę Radców Prawnych w Krakowie e-mail, który zachęcał do wzięcia udziału w ubiegłorocznej Wiośnie Prawników, czyli akcji udzielania porad prawnych rodzinom objętym Paczką. Już wcześniej starałam się w miarę możliwości indywidualnie pomagać osobom potrzebującym wsparcia, brałam też udział w radcowskim Niebieskim Parasolu, pomyślałam więc, że również do tej inicjatywy się przyłączę. Nazwisko Marcina Mioduszewskiego (radcy, który koordynuje wsparcie prawne dla Stowarzyszenia Wiosna, laureata nagrody Kryształowego Serca Radcy Prawnego – red.) było dodatkowym magnesem i jednocześnie gwarancją, że chodzi o wartościowe przedsięwzięcie. Po tamtej akcji dołączyłam do stałego grona prawników.
Wielu prawników wręcz zabiega, by informacje o ich działalności pro bono odbijały się jak najszerszym echem, a pani, w moim odczuciu, opowiadanie o tym przychodzi z wyraźnym trudem.
Dla mnie pomaganie innym jest codziennością, a nie czymś, czym należy się jakoś szczególnie chwalić. Ktoś kiedyś mi pomógł, dał szansę, i ja w ten sposób teraz podaję to dalej. To zazwyczaj niewiele kosztuje, a zapewnia taką dobrą energię. Prawnik pracujący przy najbardziej nawet skomplikowanych transakcjach często nie widzi efektów swoich działań. A tu czasem zaledwie kilka skreślonych zdań na kartce może w ułamku sekundy przyczynić się do rozwiązania czyjegoś życiowego problemu i to jest naprawdę niesamowita sprawa.
Czy takie spotkania prawnika i osoby potrzebującej bezpłatnej porady często kończą się happy endem?
Niestety nie, bo wiele osób trafia do nas za późno, z nawarstwionymi problemami, kiedy prawnik nie ma już pola na jakikolwiek ruch. Zauważyłam jednak, że czasem nawet informacja „Nic już w tej sprawie nie da się zrobić”, poprzedzona rzetelnym wyjaśnieniem sytuacji, pomaga. Bo ów człowiek wreszcie wie, na czym stoi. Ale zdarzają się też naprawdę niezwykłe momenty. Pamiętam pewną kobietę, której pomagałam właśnie w ramach Wiosny Prawników. Wskutek splotu różnych okoliczności groziła jej utrata wszystkiego, co odziedziczyła po matce. Podczas spotkania ze mną tak strasznie płakała, że zużyła wszystkie „rozwodowe chusteczki” – tak nazywamy w biurze chusteczki trzymane na specjalne, awaryjne sytuacje. Pomoc w tym przypadku wymagała ode mnie wykonania kilku telefonów, by się skonsultować, chwili refleksji, przejrzenia literatury i orzecznictwa. Czyli naprawdę niewiele. Po kilku miesiącach ta pani zadzwoniła, że wszystko się udało. Proszę mi wierzyć, żadna opiewająca na wysoką sumę faktura nie dałaby mi takiej satysfakcji, jak tamta wiadomość.
Czy da się zaobserwować różnicę między osobami, które korzystają z porad w ramach akcji Wiosny i np. Niebieskiego Parasola? Zetknęłam się z opinią, że w tym drugim przypadku są to nieraz ludzie, których raczej stać na prawnika.
Staram się nie oceniać ludzi po wyglądzie, ale rzeczywiście, w przypadku Parasola, na który mogą przyjść wszyscy chętni, czasem miałam wrażenie, że siedzi przede mną ktoś posiadający fundusze na prawnika. Ale też istotą Parasola jest pomoc wszystkim zainteresowanym. W przypadku Wiosny pomoc jest kierowana do wybranych osób, dotarcie do nich jest pracą wielu wolontariuszy. Dlatego też w Wiośnie nie było wątpliwości, że chodzi o osoby skrajnie ubogie i równocześnie w pewien sposób nieporadne życiowo. Kiedyś przyszła do mnie dziewczyna w ciąży, pytając, na jakie świadczenia może liczyć. Okazało się, że jest zatrudniona na umowę-zlecenie i kompletnie nie rozumie, że nie jest to umowa o pracę. Innym razem o poradę prosiły dwie panie, które chciały zaciągnąć kredyt, a podsunięto im do podpisu pokrętnie sformułowaną umowę o pośrednictwo z horrendalnymi karami umownymi, które znacznie przekraczały ich miesięczne zarobki.
Czy pomaganie takim ludziom wymaga posiadania jakichś specjalnych cech osobowościowych?
Przede wszystkim wymaga siły i odporności psychicznej, bo ciężar ludzkich nieszczęść, z którymi można się zetknąć, jest przeogromny. Potem to w człowieku siedzi, bo przecież o takich sprawach nie zapomina się zaraz po wyjściu z kancelarii.
Jak sobie pani radzi z emocjami, słysząc opis nieszczęść, które spadły na szukającą wsparcia osobę?
Staram się jak mogę profesjonalnie i z dystansem analizować problem, ale naprawdę nie jest to łatwe. Jak się nie rozpłakać, słysząc opowieść młodej matki z trojgiem dzieci, w tym dwojgiem niepełnosprawnych, której partner wytoczył postępowanie o zaprzeczenie ojcostwa, aby się wymigać od płacenia alimentów.
W historiach, które pani przytacza, pojawiają się same kobiety. Czy to głównie one szukają bezpłatnego wsparcia prawników?
Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej, ale rzeczywiście tak jest. Kiedyś na dyżur przyszedł ojciec samotnie wychowujący dzieci i zwrócił moją uwagę chyba właśnie dlatego, że był to mężczyzna. Tak, zdecydowanie wśród potrzebujących przeważają kobiety.
Jak pani myśli, dlaczego?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Może dlatego, że większość spraw kwalifikujących się do pomocy pro bono dotyczy kwestii rodzinnych czy finansowych a to jednak głównie kobiety zajmują się wychowywaniem dzieci i pilnowaniem domowych wydatków.
Po kilku miesiącach ta pani zadzwoniła, że wszystko się udało. Proszę mi wierzyć, żadna opiewająca na wysoką sumę faktura nie dałaby mi takiej satysfakcji jak tamta wiadomość
Dziennik Gazeta Prawna jest patronem medialnym Szlachetnej Paczki.