4,5 tys. przedsiębiorstw z USA dotyczy wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE. Na liście są m.in. Facebook i Google.
Wśród potencjalnych kosztów, jakie mogą ponieść firmy z USA, są przede wszystkim wydatki związane z przenoszeniem działalności, a więc z budową lub wynajmem centrów obliczeniowych w Europie. Dotychczas często bardziej opłacało się po prostu wynajmować takie usługi w USA, gdzie tego typu infrastruktura jest bardzo rozwinięta. W grę wchodzą również opłaty za dodatkową obsługę prawną. O ile jednak giganci będą w stanie przełknąć tę gorzką pigułkę, o tyle mniejsze biznesy mogą mieć problem. Na chwilę obecną jednak nawet biznes zza Atlantyku nie wie, jakie pieniądze będzie musiał wysupłać w związku z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE.
Najwyższy sąd w Unii zakwestionował w ubiegłym tygodniu mechanizm, na podstawie którego firmy z USA mogły przechowywać dane użytkowników z Europy. „Bezpieczną przystań” wprowadziła Komisja Europejska w 2000 r. Nazwa bierze się stąd, że na mocy europejskiego prawa dane obywateli Unii nie mogą być bez dodatkowych obostrzeń wysyłane do krajów, w których nie mają zagwarantowanej odpowiedniej ochrony prawnej. Krajem bez takiej ochrony są Stany; w USA bowiem nie ma osobnych praw gwarantujących prywatność. Stanowią tam one część prawa konsumenckiego.
Amerykańskie firmy na przełomie millenium liczyły jednak na europejskiego konsumenta, stąd w Brukseli wymyślono mechanizm, na mocy którego podmioty z USA same by się „certyfikowały”, tzn. zapewniały o przestrzeganiu przez siebie europejskich standardów na amerykańskiej ziemi. Edward Snowden pokazał jednak, że biznes ze Stanów współpracował z tamtejszym wywiadem, zapewniając mu dostęp do danych użytkowników z zagranicy. Stąd Trybunał uznał, że „bezpieczna przystań” nie jest tak bezpieczna – przynajmniej dla danych użytkowników. Bez tego mechanizmu firmy mają dwa wyjścia: przenieść dane europejskich użytkowników na Stary Kontynent albo spróbować się dostosować do nowej rzeczywistości prawnej. Jedno i drugie zakłada koszty.
W grę wchodzą dane warte miliardy dolarów, przede wszystkim związane z reklamą internetową. Za pomocą wyszukiwarek i portali społecznościowych buduje się bowiem skomplikowane modele klientów zawierające historię wyszukiwania, kliknięć, lajków etc., dzięki którym można budować ofertę reklamową pod konkretnego użytkownika lub ich grupy. Jeśli na tych danych nie będą mogły pracować centra obliczeniowe w USA, amerykańscy giganci poniosą olbrzymie straty.
Wydaje się jednak, że niektóre firmy w oczekiwaniu na wyrok podjęły już pewne kroki, aby zminimalizować wpływ wyroku Trybunału na swoją bieżącą działalność. Google już w ub.r. rozpoczęło budowę nowego centrum obliczeniowego o wartości 770 mln dol. w holenderskim Eemshaven. Amerykański gigant dysponuje siedmioma tego typu centrami w USA i czterema w Europie. Facebook dotychczas wszystkie europejskie dane przechowywał na serwerach w USA. Teraz firma buduje pierwszy tego typu obiekt na Starym Kontynencie w szwedzkiej Lulei. Cieszyć się mogą za to dostawcy usług chmurowych z Europy, którzy siłą rzeczy już w tej chwili oferują zgodność z unijnym prawodawstwem.
Koncerny ze swojej strony zapewniają, że jak najszybciej dostosują swoją działalność do nowych warunków prawnych. Nie mają innego wyjścia, bowiem orzeczenie otwiera drogę organom zajmującym się w poszczególnych państwach członkowskich ochroną danych do nakładania kar. Dla przykładu niemiecki regulator tej w kwestii dysponuje możliwością nałożenia maksymalnie 300 tys. euro kary. To niedużo w przypadku największych firm, każda taka sprawa to jednak poważne rysy na wizerunku. Inna możliwość zakłada wynegocjowanie między UE a USA nowego porozumienia, które zapewni prawną podstawę do transatlantyckiego przepływu danych. Bruksela zresztą od dwóch lat ściera się z Waszyngtonem o taką nową podstawę, bowiem trybunał w Luksemburgu nie jest pierwszym organem, który miał wątpliwości względem „bezpiecznej przystani”.

Trybunał uznał, że „bezpieczna przystań” nie jest dość bezpieczna