Minęły prawie dwa miesiące od wprowadzenia reformy procedury karnej, a do niektórych sądów wpływają tylko pojedyncze akty oskarżenia. Współautorzy reformy i eksperci z zakresu procedury karnej uspokajają: to tylko przejściowy efekt nowelizacji. Statystyki wyrównają się już na jesieni.

– Spodziewaliśmy się takiego spadku. To raczej krótkotrwałe zjawisko. Prokuratorzy testują nowe przepisy, wysyłają kilka aktów oskarżenia i patrzą, jak będą do nowych spraw podchodziły sądy – uważa współautor reformy prof. Paweł Wiliński z Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu, członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego. Jak mówi, wielu oskarżycieli analizuje sprawy pod kątem rozszerzonych rozwiązań konsensualnych.
Zaskoczony danymi nie jest też były minister sprawiedliwości prof. Zbigniew Ćwiąkalski.
– To było do przewidzenia. Spadek jest zdecydowanie przejściowy. Można go wiązać ze wzrostem liczby oskarżeń w miesiącach poprzedzających wejście w życie reformy, zwłaszcza w czerwcu – wskazuje Ćwiąkalski.
Jego zdaniem za kilka miesięcy wszystko powinno się wyrównać i miesięczny wpływ aktów oskarżenia powinien być podobny do tego z lat ubiegłych, ewentualnie nieco mniejszy.
Były minister przypomina, że prokuratura była przeciwko zmianom w k.p.k. i do końca starała się je opóźnić, wnioskując o wydłużenie vacatio legis.
– Teraz oskarżyciele zdali sobie sprawę, że reforma weszła w życie, nie ma od niej odwrotu i trzeba się z nią zmierzyć. Już nie można przychodzić na rozprawę nieprzygotowanym, czasem nawet bez akt podręcznych, co sam miałem okazję widzieć. Nie można wysłać do sądu słabego aktu oskarżenia, licząc, że będzie on wyręczał prokuraturę i zbierał za nią dowody albo w najgorszym razie zwróci sprawę do uzupełnienia – wylicza prof. Ćwiąkalski.
I dodaje: przy słabym akcie oskarżenia prokurator przegra. Znowelizowane przepisy k.p.k. stawiają wyżej poprzeczkę wobec stron postępowania.
Jak zauważa były minister, prokurator dwa razy się zastanowi, zanim wyśle sprawę do sądu. Zwłaszcza w sprawach gospodarczych.
– Przeanalizuje wnikliwie, czy wystarczy oprzeć akt oskarżenia np. na opinii biegłego, byłego księgowego z okresu PRL, który nie bardzo ma pojęcie o nowoczesnych mechanizmach funkcjonowania gospodarki – podaje przykład prof. Zbigniew Ćwiąkalski.
Opowiada, że miał ostatnio sprawy, w których sąd, uniewinniając oskarżonych, stwierdzał, że sprawy nigdy nie powinny trafić na salę sądową.
– Takie sytuacje mają właśnie ograniczyć nowe przepisy. Dlatego od początku byłem ich zwolennikiem – komentuje były minister sprawiedliwości.