Testowanie programów, tłumaczenie wyroków zagranicznych trybunałów, aktualizowanie baz aktów prawnych – na wykonanie takich prac resort podpisywał zlecenia ze swoimi pracownikami.
Jak dorabiają resortowi urzędnicy / Dziennik Gazeta Prawna
Praktyka, choć nie stanowi złamania przepisów prawa pracy, nie podoba się związkowcom reprezentującym pracowników sądowych. A to dlatego, że w sądach, nad którymi nadzór administracyjny sprawuje przecież minister sprawiedliwości, nikt nie podpisuje z pracownikami takich dodatkowych umów cywilnoprawnych.
– My, choć wciąż jesteśmy dociążani coraz to nowymi obowiązkami, nie dostajemy ani złotówki ponad to, co otrzymujemy z tytułu umowy o pracę – podkreśla Edyta Odyjas, przewodnicząca komisji Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa.
Z kolei Paweł Dobrowolski z Instytutu Sobieskiego zauważa, że takie bonusowanie pracowników resortu powoduje, iż system płac w administracji staje się mało przejrzysty.
– Tym samym obywatele tracą kontrolę nad wydatkowaniem publicznych pieniędzy – zaznacza ekspert.
Wątpliwości związku
Zawieranie umów cywilnoprawnych z własnymi pracownikami nie jest zakazane. W pewnych sytuacjach może jednak stanowić obejście prawa pracy. Tak będzie, jeżeli umowa-zlecenie będzie miała cechy umowy o pracę oraz dotyczyć będzie prac rodzajowo takich samych, jak te, które są wykonywane przez pracownika w ramach stosunku pracy. Zwrócił na to uwagę m.in. Sąd Apelacyjny w Lublinie w wyroku z 17 sierpnia 2006 r. (sygn. akt III APa 24/06), w którym stwierdził, że świadczenie tej samej rodzajowo pracy, co określona w umowie o etat, poza normalnym czasem na podstawie kolejnej umowy – o pracę, zlecenia, czy o dzieło – jest wykonywaniem pracy w godzinach nadliczbowych.
Tymczasem, jak twierdzi Patrycja Loose, przedmiot poszczególnych umów cywilnoprawnych, które resort podpisywał z pracownikami, nie był zbieżny z zakresem ich podstawowych zadań. Podkreśla ona również, że tego typu kontrakty są zawierane jedynie w szczególnych sytuacjach, gdy uzasadnieniem dla takiego rozwiązania jest charakter usług oraz kompetencja i wiedza pracowników. Dlatego resort stoi na stanowisku, że jego działanie nie było i nie jest sprzeczne z obowiązującym prawem.
– To wyjaśnienie mnie nie przekonuje. Resort podpisywał np. umowy cywilnoprawne na tłumaczenie wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. A przecież w strukturze MS jest departament współpracy międzynarodowej i praw człowieka. Naprawdę nie ma tam osoby, która mogłaby dokonać takiego tłumaczenia w ramach swoich obowiązków służbowych wynikających z umowy o pracę? – pyta Edyta Odyjas.
Jej zdaniem wtedy trzeba by dojść do wniosku, że problemem jest albo to, że w resorcie zatrudniani są niekompetentni ludzie, albo to, że zakres ich obowiązków służbowych jest nieprawidłowo określony. O tym, że zadania pracowników można wyznaczyć w sposób niezwykle elastyczny, świadczą zaś umowy o pracę zawierane z pracownikami sądownictwa.
– Wszyscy mamy wpisane w zakres obowiązków wykonywanie innych poleceń przełożonych. A to określenie jest bardzo pojemne i de facto wyklucza zawieranie z nami umów cywilnoprawnych takich, jakie resort zawiera ze swoimi pracownikami – zauważa Odyjas.
Poza godzinami pracy
Resort podkreśla również, że pracownicy MS wykonują zadania wynikające z umów cywilnoprawnych poza godzinami urzędowania. I że podpisywanie tego typu kontraktów służy wyłącznie zabezpieczeniu terminowej i prawidłowej realizacji zadań ministerstwa.
– Jeżeli pracownicy nie wyrabiają się w ośmiu ustawowych godzinach pracy, to powinni dostawać co najwyżej wynagrodzenie za pracę w godzinach nadliczbowych. A i tak byliby w lepszej sytuacji niż pracownicy sądowi. My bowiem w takiej sytuacji słyszymy, że na wypłatę za nadgodziny nie ma środków, więc ewentualnie możemy sobie odebrać za to dni wolne – zwraca uwagę przewodnicząca związku.
Nic dziwnego, że pracownicy sądowi tracą cierpliwość. Ich wynagrodzenia pozostają na takim samym poziomie jak w 2010 r. Wówczas to rząd ustawą okołobudżetową postanowił o zamrożeniu ich płac, a później co roku decyzję tę utrzymywał w mocy.
W ostatnim czasie minister sprawiedliwości Borys Budka zapowiedział, że w 2016 r. pracownicy otrzymają podwyżki. Ze wstępnych kalkulacji resortu wynika jednak, że będzie to ok. 200 zł na etat. Tymczasem większość z tych osób nie zarabia więcej niż 1750 zł.
– Czy można nam się dziwić, że my także, tak jak osoby zatrudnione w resorcie, chcielibyśmy dorabiać do tak skromnej pensji? Niestety, nam tę szansę odebrano – kwituje Edyta Odyjas.
Skala zjawiska
W 2013 r. resort miał podpisanych ze swoimi pracownikami około stu umów cywilnoprawnych. Dane te, w ramach dostępu do informacji publicznej, uzyskała NSSZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa.
– To nie jest jakoś porażająco dużo – komentuje Paweł Dobrowolski.
Zaznacza jednak, że należy się temu zjawisku przyglądać i kontrolować jego skalę.
Poprosiliśmy resort o informacje dotyczące tej praktyki za lata 2014–2015. Trzeba będzie jednak na nie jeszcze poczekać.
Patrycja Loose odpowiada, że z uwagi na obszerność materiału, a także konieczność anonimizacji danych zawartych w umowach, nie jest w stanie przesłać ich kopii w wyznaczonym terminie. Tym samym przyznała, że w resorcie nadal podpisywane są umowy-zlecenia z zatrudnionymi.