Sejm ustawę o uzgodnieniu płci uchwalił w ubiegłym tygodniu. Ma ona uprościć tę procedurę, która będzie prowadzona w trybie nieprocesowym, bez konieczności pozywania własnych rodziców, jak ma to miejsce obecnie. Sąd orzeczenie ma wydawać m.in. na postawie dwóch orzeczeń lekarskich.

W czwartek ustawę rozpatrywała senacka komisja praw człowieka, praworządności i petycji, a także komisja zdrowia.

W trakcie posiedzenia pierwszej z nich wiceszefowie resortów zdrowia: Igor Radziewicz-Winnicki oraz sprawiedliwości Jerzy Kozdroń wyjaśniali, że ustawa dotyczy wyłącznie kwestii prawnych i proceduralnych, które wiążą się ze zmianą płci wpisanej do aktu urodzenia i później wydanych dokumentów. Podkreślali, że nie dotyka ona procedur medycznych, bo te są przeprowadzane przez lekarzy zgodnie z aktualną wiedzą medyczną.

Obecnych na posiedzeniu seksuologów - Lwa Starowicza oraz Stanisława Dulkę - senatorowie pytali m.in. o to, na jakim etapie leczenia są w stanie wydać swoim pacjentom orzeczenia o transseksualizmie. Ci wskazywali, że jest to możliwe dopiero po diagnozie obejmującej badania psychologiczne, psychiatryczne i seksuologiczne. Zaznaczali, że nie odbywa się to w trakcie jednej wizyty, a diagnoza obejmuje też tzw. test realnego życia, w trakcie którego osoba ubiegająca się o wydanie zaświadczenia przez dwa lata musi funkcjonować w społeczeństwie w płci docelowej.

Zgodnie z ustawą wnioski o uzgodnienie płci sąd ma rozpatrywać za zamkniętymi drzwiami, a zainteresowanym w sprawie ma być wyłącznie wnioskodawca. Kozdroń tłumaczył, że zdecydowano się na postępowanie bez udziału innych osób ze względu na to, że prawo do uzgodnienia płci jest jednym z najważniejszych przyrodzonych praw godności ludzkiej. "To prawo tak osobiste, że jego dzielenie z innymi osobami trudno sobie wyobrazić" - powiedział.

Te wyjaśnienia nie przekonały senatora Jana Rulewskiego (PO). Jego zdaniem taki zapis postawiłby prawo osoby ubiegającej się o zmianę płci metrykalnej wyżej niż prawo jej ewentualnych dzieci do życia w rodzinie. W związku z tym zaproponował poprawkę, zgodnie z którą prawo do złożenia wniosku o uzgodnienie płci przysługiwałoby osobom nie tylko niepozostającym w związku małżeńskim, co przewiduje ustawa, ale też nieposiadającym małoletnich dzieci.

Druga poprawka zgłoszona przez Rulewskiego przewiduje wykreślenie zapisu, który daje sądowi możliwość ograniczenia postępowania dowodowego do dowodów z dokumentów załączonych do wniosku i dowodu z przesłuchania wnioskodawcy. W jego ocenie zapis ten jest instrukcją określającą zachowanie sądu.

Senator PO chciał też, by procedowanie ustawy odłożyć i zwrócić się o opinię w jej sprawie do Sądu Najwyższego. Wniosek przeciwny złożył senator Józef Pinior (PO), który wskazywał, że także w przypadku innych praw jednostki nie jest brane pod uwagę, że wybór rodzica będzie miał skutki także dla jego dzieci. Jako przykład wskazał prawo wyboru przynależności do danego narodu.

Dalszego procedowania ustawy chciał też Kazimierz Kutz (Koło Senatorów Niezależnych), który przekonywał, że jest to inicjatywa "arcychrześcijańska", mówiąca o tym, jak państwo traktuje inność.

- Mogę tylko wyrazić zdziwienie, że państwo polskie dopiero po 25 latach wolności zabiera się za uporządkowanie tej sprawy - powiedział.

Przerwy w posiedzeniu chcieli senatorowie PiS, którzy wskazywali m.in., że swoją opinię w sprawie ustawy przygotowuje Krajowa Rada Sądownictwa.

Ostatecznie posiedzenie komisji zostało przerwane do 4 sierpnia - tego dnia rozpoczyna się posiedzenie Senatu. Wniosek o przerwę poparli trzej senatorowie PiS - Michał Seweryński, Bohdan Paszkowski i Robert Mamątow oraz dwaj senatorowie PO - poza Rulewskim także Aleksander Pociej. Przeciwni byli pozostali senatorowie PO - Pinior i Aleksander Świeykowski, a także Kutz.

Tuż po zakończeniu posiedzenia tej komisji ustawę rozpatrywała komisja zdrowia. Senatorowie pytali na nim m.in. o to, dlaczego zapisano, że prawomocne postanowienie sądu uwzględniające wniosek o uzgodnienie płci stanowi podstawę do sporządzenia i wydania dokumentów potwierdzających m.in. stan zdrowia wnioskodawcy. Wątpliwości w tej sprawie zgłosiła Naczelna Rada Lekarska, w której ocenie może rodzić to konieczność korekty całej dokumentacji medycznej pacjenta z ostatnich 20 lat, bo przez taki czas podmioty medyczne są zobowiązane do jej przechowywania.

Wiceminister zdrowia wskazywał, że zgodnie z prawem dokumentacja medyczna jest własnością pacjenta, więc podmioty medyczne mają obowiązek wydać ją na jego żądanie. Ocenił ponadto, że osoby uzgadniające płeć raczej nie będą z takim żądaniem występować.

Przewodniczący komisji Rafał Muchacki (PO) pytał, jak będzie wyglądało postępowanie medyczne w przypadku osób, w których dokumentacji medycznej będzie widniała płeć żeńska, a które wskutek niedokonania zmian chirurgicznych będą chorować np. na raka prostaty. Radziewicz-Winnicki przyznał, że objęcie ich leczeniem na takich samych zasadach jak mężczyzn będzie wymagało zmian w koszyku świadczeń gwarantowanych i zapewnił, że resort zdrowia dokona stosownych zmian bez zbędnej zwłoki.

Ostatecznie komisja zdrowia rekomendowała odrzucenie ustawy - opowiedzieli się za tym senatorowie PiS - Dorota Czudowska i Stanisław Gogacz. Za przyjęciem ustawy głosował Muchacki (zapowiedział złożenie w tej sprawie wniosku mniejszości), zaś Bogusław Śmigielski (PO) wstrzymał się od głosu.

Po posiedzeniu komisji posłanka Anna Grodzka (niez.), z której inicjatywy przygotowana została ustawa o uzgodnieniu płci, powiedziała PAP, że ma nadzieję, iż Senat jednak opowie się za jej przyjęciem. Dodała, że będzie chciała przekonać prezydenta-elekta Andrzeja Dudę, by ten ją podpisał, gdy do niego trafi.

"Poznałam prezydenta Dudę jeszcze w Krakowie, kiedy mieliśmy w tej samej klatce schodowej biuro poselskie i razem działaliśmy na rzecz ochrony lokatorów wyrzucanych z mieszkań (...) Poznałam go jako człowieka kierującego się rozsądkiem i dobrem człowieka. Mam nadzieję, że to przez kampanię prezydencką się nie zmieniło" - powiedziała.

Decyzja klubu PO ws. głosowania nad ustawą jeszcze nie zapadła, można spodziewać się jej w przyszłym tygodniu - powiedział PAP senator Łukasz Abgarowicz.