Adw. Radosław Baszuk: Obrońca nie może i nie powinien oczekiwać od klienta, że ten przedstawi mu prawdziwą wersję zdarzeń. Ma jednak prawo oczekiwać, że nie zostanie z rozmysłem wprowadzony w błąd co do istotnych dla rozstrzygnięcia faktów.

Ewa Maria Radlińska: Niespełna tydzień temu Sąd Najwyższy oddalił kasację Katarzyny Waśniewskiej skazanej za zabicie swojej córki. Po wyjściu z sali rozpraw obrońca kobiety powiedział: „Na pewno nie satysfakcjonuje mnie to rozstrzygnięcie. To nie była moja wersja o mechanizmie śmierci Magdy. To była wersja, którą pani oskarżona przedstawiła. Ja tylko staram się forsować ją w tym postępowaniu.” Powiało dystansem….

Adw. Radosław Baszuk: Jednak będę wstrzemięźliwy w próbach analizowania i oceny przytoczonej wypowiedzi, zakładając nawet na potrzeby naszej rozmowy, zgodność cytatu z rzeczywistą wypowiedzią obrońcy. Nie znam jej kontekstu. Nie wiem, czy stanowi wypowiedź pełną, czy jedynie fragment wyjęty z większej całości. Mogę się tylko domyślać, że udzielona została zapewne zaraz po rozstrzygnięciu Sądu Najwyższego, bezpośrednio pod jego wpływem, zapewne w związku z treścią ustnego uzasadnienia i przedstawioną w nim argumentacją. Spróbujmy zatem opisać ten niewątpliwie ciekawy temat, zamiast personalizować go.

EMR: Dobrze. Co ma więc zrobić obrońca, gdy klient naciska, aby „forsował” on linię obrony z którą nie do końca się zgadza?

RB: Nie można prawidłowo wykonywać obrony w sytuacji braku zaufania w relacji klient – obrońca. Przez zaufanie w tym wypadku rozumiem intelektualnie i emocjonalnie uzasadnione przekonanie klienta, że obrońca, któremu powierzono pomoc prawną, posiada wiedzę, wolę, doświadczenie i cechy charakteru właściwe, by w sposób odpowiedzialny, profesjonalny i w realiach danej sprawy skuteczny, reprezentować go. Tam gdzie nie ma zgody co do sposobu prowadzenia sprawy, tam nie ma tak rozumianego zaufania. Czymś oczywistym i nierzadkim jest różnica zdań. Jeżeli jednak po wyjaśnieniu jej sobie, po wskazaniu przez adwokata potencjalnych korzyści i ryzyka wynikającego z odmiennych linii obrony, różnica ta istnieje nadal, obrona nie powinna być dalej wykonywana. To, na jakim etapie procesu sytuacja taka powstanie, nie ma znaczenia. Brak zaufania klienta, jeśli nie zostanie przezwyciężony, musi skutkować wypowiedzeniem pełnomocnictwa.

EMR: A co może zrobić adwokat, gdy w toku procesu np. na skutek przeprowadzonych dowodów dowiaduje się rzeczy, których klient mu nie powiedział i które przekreślają obraną linię obrony?

RB: Sytuacja rodem z koszmarów sennych każdego obrońcy. To się oczywiście zdarza. Obrońca nie może i nie powinien oczekiwać od klienta, że ten przedstawi mu prawdziwą wersję zdarzeń będących przedmiotem procesu. Ma jednak prawo oczekiwać, że nie zostanie z rozmysłem wprowadzony w błąd co do istotnych dla rozstrzygnięcia faktów. Jeśli klient po prostu nie mówi obrońcy jak było naprawdę – obrona będzie trudna, ale jest możliwa. Sprowadza się wtedy do kwestionowania, deprecjacji twierdzeń oskarżenia i dowodów na jego poparcie. Wówczas, gdy na jaw wychodzą w trakcie procesu fakty niekorzystne dla klienta, nieznane nam wcześniej chociażby z narracji oskarżenia, możemy próbować dostosować linię obrony do zmienionej sytuacji.

EMR: A jeżeli jednak klient wprowadził obrońcę w błąd?

RB: Jeżeli klient przedstawił nieprawdziwie przebieg zdarzenia lub informacje o okolicznościach leżących poza zdarzeniem, ale istotnych dla jego ewentualnej odpowiedzialności, zaś obrońca w oparciu o takie informacje przygotował obronę i podjął ją w procesie (zwłaszcza podjął inicjatywę dowodową w zamiarze wykazania okoliczności wskazanych przez klienta), to obiektywnie zaszkodził on oskarżonemu. W sposób niezawiniony, niemniej znaczenie ma to tylko dla samopoczucia obrońcy, ale już nie wyniku procesu. Obrońca powinien rozważyć i omówić z klientem, czy wobec tego co się stało, dalsze wykonywanie obrony może być efektywnie wykonywane.

EMR: A jak bardzo obrońca powinien „jednoczyć” się z klientem?

RB: Utożsamianie się z klientem, „jednoczenie się” z nim, nie są dobrą metodą na skuteczną, efektywną obronę. Naszym zadaniem jest reprezentowanie interesów prawnych człowieka postawionego w stan oskarżenia przez państwo. Jestem przekonany, że aby osiągnąć zamierzony cel, obrońca powinien zachować niezbędny profesjonalny dystans tak do samej sprawy, jak i uczestników postępowania, w szczególności własnego klienta. Nie powinien widzieć sprawy oczami klienta, gdyż ten, co oczywiste, ma do niej stosunek osobisty, najczęściej emocjonalny. Obrońca, będąc w pewnym stopniu przewodnikiem oskarżonego po świecie procesu sądowego, powinien racjonalizować sytuację klienta. Nazwałbym to subtelnym dystansem. Nadmierne utożsamienie ról obrońcy i oskarżonego nie pomaga żadnemu z nich. Jeżeli z perspektywy klienta stanowi jakąkolwiek wartość dodaną, to wyłącznie w kontekście psychologicznym. Być może będzie się czuł bezpieczniej, ale poczucie to będzie złudne. Obrońca bez dystansu, emocjonalnie uwikłany, szybciej popełni błąd. To, o czym mówimy nie ma oczywiście nic wspólnego z ostentacyjnym podkreślaniem różnicy ról procesowych, deprecjonowaniem klienta, jego wersji czy podejmowanych przez niego działań w procesie.

EMR: Czasem obrońcy mówią: „oskarżony twierdzi….”, a czasem: „w naszej ocenie….”. Czy sąd zwraca na to uwagę?

RB: Przytoczone przez panią wypowiedzi obrońców w określonym kontekście będą zasadne i właściwe, w innym być może nie powinny paść. Uważnie obserwujący sędziowie bez wątpienia wychwytują takie sytuacje i wyciągają z nich wnioski. Inni, którzy nie zauważają obecności obrońcy na sali rozpraw, a już na pewno nie zakładają, że może on ich czymkolwiek zainteresować – nie wychwycą tych niuansów.

Rozmawiała: Ewa Maria Radlińska