Stara to prawda i wyświechtana, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotką. Ojcem wchodzącej dziś w życie przełomowej reformy procedury karnej nie jest już raczej ten, który wpuścił ją do Sejmu – Jarosław Gowin.
Nie jest też i ten, który dopilnował jej uchwalenia – Marek Biernacki. Cezary Grabarczyk w zasadzie wolał się nawet do niej nie zbliżać, choć był ostatnim ministrem sprawiedliwości, który zdążyłby ją wstrzymać; a w każdym razie mógł nie psuć, zmieniając w ostatniej chwili regulamin prokuratury. Wczoraj dowiedziałam się, że do ojcostwa nie przyznaje się również obecny minister Borys Budka. Na Twitterze – wizytując śląskie kopalnie – stwierdził, że... nie odpowiada za k.p.k.
Więc kto? Cytując klasyka: „Pan, pani, społeczeństwo!”. Od tego, jak odważnie i na ile odpowiedzialnie podejdą do nowych regulacji policjanci, prokuratorzy i sędziowie, zależeć będzie to, czy ziszczą się podstawowe założenia reformy: by postępowania były szybsze; kary – realne i sprawiedliwe; by osoba winna została skazana, a niewinna uniknęła kary.
Mam do niechcianych dzieci dużą słabość. Choć czasem słabe i ułomne, potrafią zmieniać świat na lepsze, wbrew przeciwnościom losu. Ta reforma mankamentów ma sporo; nie przestajemy o nich pisać od miesięcy. Ale podstawowemu założeniu, aby obywatel nie był już tylko mięsem wrzuconym w maszynkę sprawiedliwości, mocno kibicuję. Nie dziś i nie za miesiąc, ale za kilka lat mam nadzieję zobaczyć sprawiedliwsze oblicze sprawiedliwości.