Radcowie prawni i adwokaci, którzy w tym roku pomyślnie zdali egzamin zawodowy i właśnie złożyli ślubowanie, będą musieli zdecydować, gdzie stawiać pierwsze kroki w zawodzie.

Tegoroczny egzamin zawodowy zdało blisko 80 proc. radców prawnych i adwokatów, którzy teraz przystępują do ślubowania w swoich izbach. Oznacza to, że do ponad 50 tys. członków tych dwóch korporacji, którzy funkcjonują obecnie w branży, dołączy kolejne 5 tys. I chociaż o trudnościach jakie ich czekają, z uwagi na tak duże nasycenie rynku, mówią nawet szefowie prawniczych samorządów, to chętnych zamiast ubywać, przybywa.

Polska pod względem liczby prawników z uprawnieniami (adwokatów i radców prawnych) znajduje się na 13. miejscu w zestawieniu Rady Adwokatur i Stowarzyszeń Prawniczych Europy (CCBE). W naszym kraju jeden wykwalifikowany prawnik przypada na 716 obywateli.

Wielu młodych adwokatów i radców takie statystyki jednak nie zniechęcają. Co więcej mówią, że nie boją konkurencji i z optymizmem patrzą w przyszłość. – Zdaję sobie sprawę, że sam tytuł zawodowy obecnie niczego nie gwarantuje, ale na pewno daje mi większe możliwości - mówi Marta Galińska, świeżo upieczony radca prawny z Warszawy.

Po zdanym egzaminie wiele z tych osób, które w trakcie aplikacji nie związały się z żadną firmą, stanie przed dylematem, gdzie stawiać pierwsze kroki w zawodzie. Jedni wybiorą duże korporacje, drudzy mniejsze kancelarie, a jeszcze inni działalność na własny rachunek.

A na którą z tych opcji decydują się najczęściej? - Nie ma tutaj reguły. Jednak z tego co obserwuję, to młodzi radcowie prawni i adwokaci chętnie decydują się na start w dużych międzynarodowych kancelariach. Ci z kolei, którzy nie widzą siebie w korporacjach wybierają wyspecjalizowane butiki. W tej hierarchii na końcu lądują małe kancelarie, które zatrudniają 2-3 prawników - mówi Ewelina Skocz, managing partner w firmie BCSystems.

Takie preferencje nie są jakimś wielkim zaskoczeniem. - Uważam, że warto podpatrywać tych, którzy już wypracowali pewne standardy, bo do nich na własną rękę dochodzi się o wiele dłużej. Ja byłbym za tym, żeby na początku popracować w kancelarii, która ma już jakiś know how – mówi adw. Paweł Kowalczyk, który doświadczenie zawodowe zdobywał w dużych firmach prawniczych, a od 2008 roku prowadzi własną praktykę.

Przy wyborze miejsca rozpoczęcia działalności na pewno duże znaczenie odgrywają indywidualne wyobrażenia, ale i predyspozycje. - Łatwość pracy zespołowej to np. kluczowa cecha, którą trzeba posiadać jeżeli myśli się o pracy w korporacji – podkreśla mec. Kowalczyk.

Z całą pewnością jednak zarówno posada w dużej firmie jak i małej kancelarii niesienie za sobą pozytywy jak i negatywy.

- Na pewno sporym plusem dużych korporacji jest to, że młodzi radcowie prawni i adwokaci mogą doradzać przy dużych, prestiżowych projektach. Z reguły bowiem ich klientami są międzynarodowe firmy. Mają też możliwość uczestniczenia w szkoleniach prowadzonych nie tylko przez krajowych, ale i zagranicznych specjalistów – mówi Joanna Pichet, konsultant ds. rekrutacji prawniczych w Antal Poland. - Bez wątpienia w takim miejscu prawnik nabędzie też większą swobodę w posługiwaniu się językiem angielskim, szczególnie legal english – dodaje rekruterka.

Z kolei profesjonalni pełnomocnicy, którzy na pewnym etapie swojej kariery zetknęli się z dużymi korporacjami podkreślają, że jest to dobre miejsce do poznania nie tylko warsztatu prawniczego, ale też tej sfery biznesowej. - Na pewno doświadczyłem tego jak wygląda kultura pracy w dobrze zorganizowanej firmie. Nawet teraz prowadząc swoją indywidualną praktykę nawiązuję do standardów, które wyniosłem z korporacji – podkreśla Paweł Kowalczyk.

Są też i negatywy. - Minusem są na pewno nienormowane godziny pracy. Jeżeli bowiem obsługiwane są podmioty zagraniczne, gdzie często dochodzi jeszcze różnica stref czasowych, to wielokrotnie na odpowiedź klienta trzeba czekać do późnych godzin nocnych. A to na pewno wiąże się z wyrzeczeniami - wylicza Pichet. W tym aspekcie przewagę zyskują zatem małe podmioty, gdzie pracuje się nieco spokojniej. Z kolei Ewelina Skocz dodaje: - W dużych kancelariach jest często ścisły podział na specjalizacje, a to dla osoby, która dopiero rozpoczyna karierę nie zawsze musi być dobre. Może ją bowiem bardzo szybko zaszufladkować. Jeżeli zatem chodzi o różnorodność spraw, to w małych kancelariach jest ona o wiele większa.

Trzeba też pamiętać, że nie wszystkim na dłuższą metę odpowiada praca na cudzy rachunek. A w przypadku osób zatrudnionych w dużych sieciowych kancelariach dochodzi też zmęczenie korporacyjną kulturą. Nie potrafią znieść sztywnych reguł i dyscypliny, która się z nią wiąże, a potrzeba niezależności jest w nich tak duża, że gdy tylko wyczują odpowiedni moment, odchodzą i zakładają własną praktykę. - Praca w korporacji to też na pewno jest komfort, z którego trudno jest zrezygnować. Nie trzeba się martwić o to czy klient przyjdzie lub czy działają programy obsługujące kancelarię. W mojej ocenie jest to jednak komfort złotej klatki. Wielu osobom to pasuje. Ale są też tacy, w tym ja, którzy wolą większą niezależność – podkreśla mec. Kowalczyk. Kiedy wiadomo, że to już ten moment, w którym warto wyjść poza tę strefę komfortu? - Najlepiej odejść, gdy czuje się, że jest się w stanie samodzielnie zadbać o napływ klientów i o sprawy, które się prowadzi- zaznacza adwokat. Sam jednak rezygnując z pracy w dużej kancelarii nie spalił za sobą mostów i czasem współpracuje z dawną firmą.

Paulina Szewioła