Zbadania legalności protestu pracowników domaga się od prezesów sądów apelacyjnych minister sprawiedliwości. A od dyrektorów wyjaśnień, dlaczego dopuścili do zdejmowania spraw z wokand.
Na skutek protestu, który odbył się 18 czerwca, w sądach na terenie całego kraju zostało odwołanych prawie 2 tys. rozpraw. Stało się tak, gdyż pracownicy, którzy przyłączyli się do akcji, brali w tym dniu urlopy na żądanie lub oddawali honorowo krew. A sędziowie, pozbawieni m.in. protokolantów, nie mogli prowadzić spraw.
Dopiero dzięki protestowi udało się zwrócić uwagę społeczeństwa na naszą dramatyczną sytuację. Zdaję sobie jednak sprawę, że akcja na taką skalę nie byłaby możliwa, gdyby nie przychylność prezesów i dyrektorów poszczególnych sądów, za co bardzo im dziękujemy – mówi Iwona Nałęcz-Idzikowska, przewodnicząca ZZ Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP. To właśnie ta organizacja w porozumieniu ze związkami z Poznania, Łodzi, Piotrkowa i Opola podjęła decyzję o przeprowadzeniu akcji.
Pracownicy walczą o odmrożenie ich płac, które na skutek decyzji rządu od 2010 r. nie są waloryzowane.
Efekty protestu
Resort sprawiedliwości zapewnia, że minister Borys Budka polecił przygotować konkretne wyliczenia dotyczące wysokości planowanych podwyżek dla pracowników sądów. Gdy wyliczenia będą gotowe, spotka się on ze stroną społeczną. Dziś jednak ma się odbyć w resorcie spotkanie o innym charakterze. Jak informuje Iwona Nałęcz-Idzikowska, władze związku zostały telefonicznie wezwane do ministerstwa.
Nie poinformowano nas, czego spotkanie będzie dotyczyć. Spodziewamy się jednak, że chodzi o protest – przypuszcza.
Zaprzecza temu Patrycja Loose, rzecznik prasowy MS.
Spotkanie z przedstawicielami związków zawodowych nie ma bezpośredniego związku z protestem. Członkowie kierownictwa MS, w tym ministrowie spotykają się ze związkami zawodowymi w miarę regularnie. To będzie pierwsze tego typu spotkanie ministra Borysa Budki – zapewnia rzecznik.
Przychylność dla protestujących może się odbić czkawką prezesom oraz dyrektorom sądów apelacyjnych. Wskazywać na to mogą pisma, które do nich rozesłano. Od tych pierwszych kierownictwo resortu domaga się zbadania legalności protestu, wskazania podjętych działań mających zminimalizować jego skutki oraz podania szczegółowych powodów, dla których nie odbyły się rozprawy – czyli dlaczego nie zastąpiono protestującego innym pracownikiem.
List do dyrektorów rozpoczyna się od upomnienia. „Przypominam Państwu, że zgodnie z treścią art. 31a par. 1 pkt 1 w zw. z art. 8 pkt 1 ustawy (...) – Prawo o ustroju sądów powszechnych (Dz.U. z 2015 r. poz. 133 ze zm.), dyrektor sądu kierując działalnością administracyjną sądu ma obowiązek zapewnienia odpowiednich warunków techniczno-organizacyjnych oraz majątkowych funkcjonowania sądu i wykonywania przez sąd zadań z zakresu sprawowania wymiaru sprawiedliwości oraz innych zadań z zakresu ochrony prawnej, powierzonych w drodze ustawy” – przypomina Jerzy Kozdroń, wiceminister sprawiedliwości. Dalej prosi o niezwłoczne poinformowanie, jakie działania podjęli dyrektorzy, aby zapewnić 18 czerwca obsadę kadrową niezbędną dla niezakłóconej pracy sądów. A gdyby takich działań nie było – o „podanie przyczyn niewykonania przez dyrektorów ustawowo określonych obowiązków”.
W obydwóch pismach pojawia się również żądanie wskazania powodów braku zawiadomienia ministra o spowodowanych protestem zakłóceniach w pracy sądów.
Możliwe konsekwencje
Ostrzejszy ton, jaki przebija z pism skierowanych do dyrektorów, wynika zapewne z tego, że minister jest de facto ich zwierzchnikiem. Z art. 32b par. 3 u.s.p. wynika wprost, że może odwołać dyrektora sądu w dowolnym czasie, jeżeli uzna, że ten naruszył swoje obowiązki.
Nie oznacza to jednak, że wobec prezesów minister nie dysponuje żadnymi narzędziami nacisku. Art. 27 par. 1 u.s.p. pozwala bowiem szefowi resortu odwołać prezesa sądu apelacyjnego w toku kadencji, jeżeli stwierdzi, że rażąco nie wywiązuje się on z obowiązków służbowych lub „gdy dalsze pełnienie funkcji z innych powodów nie da się pogodzić z dobrem wymiaru sprawiedliwości”. Z tym że par. 2 tego przepisu nakazuje ministrowi zasięgnąć opinii Krajowej Rady Sądownictwa. Jeżeli będzie ona negatywna – minister odwołać prezesa nie może.
Póki co jednak nie wiadomo, czy minister będzie sięgał po przysługujące mu w stosunku do kierownictwa sądów uprawnienia.
Dopiero analiza nadsyłanych przez nich informacji pozwoli na ocenę działań prezesów i dyrektorów sądów apelacyjnych podjętych w związku z protestem – mówi Loose.