Nawet jeśli Adam Bodnar nie zostanie nowym rzecznikiem praw obywatelskich, osiągnął już wiele – pokazał, że kandydat na ten urząd może mieć konkretny program i wizję instytucji
Rzecznik praw obywatelskich w Polsce, na tle swoich odpowiedników w innych państwach, dysponuje nadzwyczaj szerokimi kompetencjami. Nie są powszechnym standardem np. uprawnienia ombudsmana do udziału w postępowaniach sądowych czy administracyjnych. Tylko niektórzy rzecznicy praw są upoważnieni do wnoszenia środków zaskarżenia w postępowaniach sądowych czy też zwracania się do najwyższych instancji sądowych o wyjaśnianie zagadnień prawnych budzących wątpliwości w orzecznictwie.
Szeroki mandat RPO został jeszcze wzmocniony osobowością kolejnych rzeczników, zwłaszcza prof. Ewy Łętowskiej. Ich zasługą było uczynienie z ombudsmana ważnego aktora debaty publicznej, którego autorytet sięga dalej niż ustawowe kompetencje. RPO stał się instytucją, która zgodnie z tzw. zasadami paryskimi dotyczącymi instytucji ombudsmana, nie tylko chroni, lecz także promuje prawa człowieka.
Po 25 latach od rozpoczęcia transformacji ustrojowej, instytucja RPO znalazła się jednak w punkcie, w którym warto pomyśleć o nadaniu jej nowego impulsu. I nie jest to równoznaczne z krytyką pod adresem prof. Ireny Lipowicz, pełniącej funkcję obecnie. Trudno zarzucać pani rzecznik brak aktywności. Tylko w zeszłym roku Biuro RPO rozpatrzyło ponad 31 tys. spraw. Przekonuje mnie też ostrożne podejście RPO do spraw medialnych, to znaczy powstrzymywanie się od automatycznego reagowania na najgłośniejsze, ale nie zawsze najważniejsze doniesienia prasowe na zasadzie – jest medialna burza, więc ruszamy z kontrolą. Mamy już co najmniej jedną ważną instytucję państwa, która takiej pokusie się nie oparła, i to zdecydowanie wystarczy.
Przemawia również diagnoza najważniejszych problemów praw człowieka, którą stawia pani rzecznik. Bliskie mi jest zwłaszcza zwrócenie uwagi na poważne problemy w realizacji rozbudowanych przecież konstytucyjnych gwarancji praw socjalnych, takich jak zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych czy ochrona przed patologiami na rynku pracy, związanymi zwłaszcza z ekspansją śmieciowych form zatrudnienia.
Problem jednak pojawia się, gdy zapytamy o rezultaty działań RPO w postaci rozwiązania konkretnych, systemowych problemów z zakresu praw człowieka albo przynajmniej wprowadzenia ich do głównego nurtu debaty publicznej. Strategia pracy organicznej i małych kroków bywa skuteczna, ale ma swoje poważne ograniczenia.
Od rzecznika praw obywatelskich należy oczekiwać, tak jak od każdej innej instytucji publicznej, działania zorientowanego na rezultaty. Obok codziennej aktywności polegającej na reagowaniu na wnioski w sprawach indywidualnych, RPO powinien wskazać co najmniej kilka kluczowych problemów systemowych, opracować, a następnie wdrożyć kompleksową strategię ich rozwiązania. Jeżeli zatem RPO dostrzega problem pogarszających się standardów ochrony praw pracowniczych czy dzikiej reprywatyzacji, musi za tym pójść prawdziwa ofensywa, a wręcz nawałnica działań prawnych, interwencyjnych i propagujących problem w skali ogólnokrajowej, regionalnej i lokalnej. Ich efekt powinniśmy poznać nie tylko w formie statystycznego zestawienia liczby wystąpień, ale przede wszystkim poprzez analizę rezultatów, jakie one przyniosły.
Międzynarodowa Rada Polityki w dziedzinie Praw Człowieka (ICHRP) już od dawna rekomenduje stosowanie w działaniach instytucji ochrony praw człowieka filozofii zarządzania przez rezultaty. Jest przy tym oczywiste, że skuteczność działań ombudsmana nie zależy wyłącznie od jego determinacji i trafności przyjętej strategii działania. Opór ze strony instytucji podejmujących decyzje może być zbyt wielki. RPO dysponuje jednak na tyle silną pozycją ustrojową i sporym na tle innych instytucji społecznym autorytetem (zaufanie sięgające 50 proc. obywateli), że w zwarciu z innymi instytucjami publicznymi nie jest bez szans. Musi jednak chcieć w taką otwartą batalię wejść. Taka już rola ombudsmana, że czasem musi pójść na wojnę, jeżeli sprawy nie da się załatwić metodą upominania czy apelowania. Lojalność rzecznika wobec państwa nie oznacza całkowitej rezygnacji z konfrontacyjnych działań wobec organów władzy, które przymykają oczy na pogłębiające się problemy z respektowaniem praw obywateli.
Z tego punktu widzenia zaproponowany przez Adama Bodnara szkic programu RPO przekonuje nie tylko na poziomie trafnej diagnozy, lecz także pomysłu na działanie. Szczególnie przemawia do mnie kompleksowe podejście do problemu „nowych wykluczonych” (np. prekariatu) czy zapowiedź zmierzenia się ze skutkami pełzającej prywatyzacji usług publicznych. Oczywiście, nie wszystkie obserwacje zawarte w dokumencie są trafne. Jako lapsus należy np. potraktować stwierdzenie: „Radary i mandaty karne to często narzędzie pozyskiwania funduszy dla niektórych gmin, a nie rzeczywiste narzędzie kontroli ruchu drogowego”. Rzeczywisty problem to raczej ciągle niewystarczająco rygorystyczna i konsekwentna polityka państwa wobec zagrożeń powodowanych przez przestępców na drogach.
Silne wsparcie dla kandydata ze strony środowisk pozarządowych daje szansę, że w swoich działaniach nie będzie osamotniony. To ważne, bo w realiach państwa-sieci instytucje publiczne muszą działać interaktywnie, tj. regularnie i umiejętnie korzystać ze wsparcia sojuszników i partnerów pozarządowych.
Zaproponowana przez kandydata, na razie bardzo ogólna, koncepcja sprawowania urzędu to świetny punkt wyjścia do przestawienia RPO na tory instytucji kierowanej strategiczną wizją, popartą jednocześnie determinacją w osiąganiu konkretnych rezultatów. Nawet jeśli wybór parlamentu będzie inny, powiew świeżości wniesiony do debaty nad instytucją z pewnością jej posłuży.
Trudno zarzucać pani rzecznik brak aktywności. Jednak strategia pracy organicznej i małych kroków, choć bywa skuteczna, ma swoje poważne ograniczenia