Platformy crowdfundingowe stają się sposobem na zdobycie pieniędzy na prowadzenie sporu sądowego
Trzy lata temu Hayley Martine musiała przeżyć całą zimę bez centralnego ogrzewania z powodu poważnej awarii transformatora we francuskiej wiosce, której jest mieszkanką. Mimo że wielokrotnie skarżyła się na lodowate kaloryfery lokalnemu operatorowi, jego pracownicy tłumaczyli się, że uszkodzenie urządzenia nie powstało z ich winy, a więc nie ponoszą z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Martine przez kilka zimowych miesięcy musiała więc posilać się kosztownymi w eksploatacji grzejnikami elektrycznymi. Wprawdzie za poniesione straty otrzymała potem 8 tys. euro odszkodowania od swojego ubezpieczyciela, ale uważała, że firma energetyczna powinna też wypłacić jej zadośćuczynienie za krzywdę, jaką doznała z powodu niedziałającego ogrzewania. Jego wartość oszacowała na kwotę 25 tys. dol.
Żeby pozwać koncern energetyczny, musiała jednak jakoś zdobyć 6,2 tys. dol. na pokrycie kosztów pomocy prawnika i opłat sądowych, bo nie miała akurat takich oszczędności. W ubiegłym roku opisała więc swoją sprawę na platformie crowfundingowej Invest4Justice i poprosiła o datki internautów, obiecując, że w razie wygranej w sądzie podzieli się z nimi połową zadośćuczynienia. Za każde zadeklarowane 100 dolarów zaoferowała każdemu potencjalnemu inwestorowi 100-procentową stopę zwrotu. Efekt? Na finiszu 4-miesięcznej kampanii miała już całą potrzebną kwotę dzięki hojności 15 obcych osób.
Komercyjne finansowanie kosztów procesów sądowych nie jest żadnym novum. W USA i w Wielkiej Brytanii ryzykowne inwestycje w potencjalnie lukratywne sprawy cywilne i arbitrażowe w zamian za procent od wygranej w ostatnich kilku latach stały się bardzo atrakcyjną, choć wciąż niszową klasą aktywów. Burford Capital, notowany na londyńskiej giełdzie, największy na świecie fundusz specjalizujący się w tzw. litigation funding, tylko w ubiegłym roku ulokował 150 mln dolarów w różnego rodzaju pozwach, a na samych sporach sądowych zarobił blisko 48 mln dolarów.
Finansowanie procesów przez mniej lub bardziej drobnych inwestorów za pośrednictwem platform crowdfundingowych to z kolei fenomen ostatniego roku, który pojawił się na fali wielu udanych kampanii na Kickstarterze i Indiegogo, najpopularniejszych serwisów pozwalających organizować internetowe składki na różnorodne przedsięwzięcia technologiczne i kulturalne.
Wirtualne zbiórki pieniędzy na prawników działają na podobnych, choć nieco bardziej surowych zasadach, co kampanie fundraisingowe na rzecz niszowych gier komputerowych czy osobliwych projektów artystycznych. Zwykle wystarczy, że osoba, która jest stroną w sporze sądowym, zarejestruje się w portalu i prześle za pomocą odpowiedniego przycisku opis swojego problemu, zdjęcia, a opcjonalnie także dokumentację. Prawnicy współpracujący z serwisem weryfikują następnie podstawowe fakty i oceniają sprawę merytorycznie. Jeśli zostanie ona zaakceptowana, wówczas strona otrzymuje zaproszenie do rozpoczęcia kampanii crowdfundingowej, wyznacza okres trwania zbiórki (zwykle od kilku miesięcy do roku) oraz określa kwotę pieniędzy potrzebną na honorarium adwokata i opłaty sądowe. Jeśli we wskazanym terminie nie uda się osiągnąć celu finansowego, karty kredytowe internetowych darczyńców nie zostaną obciążone, a sam „projekt” zostaje uznany za niezrealizowany.
Niektóre serwisy, takie jak CrowdDefend czy działający od kilku tygodni CrowdJustice, pozwalają zbierać pieniądze jedynie na pozwy o naruszenia praw człowieka lub takie, które niosą z sobą istotne konsekwencje społeczne. Inne z kolei specjalizują się drobnych sprawach cywilnych, rodzinnych i karnych, gdzie maksymalna wartość roszczeń nie przekracza 10 tys. dolarów (FundedJustice). Albo wprost przeciwnie, oferują jedynie możliwość zainwestowania w wielomilionowe spory odszkodowawcze (LexShares). Zwykle łączy je to, że powstały dzięki wysiłkom przedsiębiorczych prawników z zacięciem technologicznym.
Idealnym tego przykładem jest William Kirtley, założyciel działającej od ponad roku strony Invest4Justice, pierwszej na świecie platformy społecznościowej, która zaczęła prowadzić zbiórki na sprawy sądowe. Na pomysł prawniczego crowdfundingu wpadł podczas wielomiesięcznych starań o pozyskanie inwestora chętnego do pokrycia koszty postępowania arbitrażowego przeciwko Białorusi, w które był akurat zaangażowany jako adwokat. Ponieważ stawką było „zaledwie” 15 mln dol. odszkodowania, żaden fundusz z branży litigation funding nie był szczególnie zainteresowany procesem.
– Pomyśleliśmy wtedy, że może warto spróbować zdobyć środki przez Kickstartera, ale okazało się, że serwis ten nie gwarantuje odpowiednich standardów prywatności ani nie przewiduje możliwości zaoferowania donatorom wynagrodzenia w przypadku wygranej. Ze znajomymi prawnikami zaczęliśmy jednocześnie rozmawiać o tym, że wielu bogatych nowojorczyków z pewnością wyłożyłoby pieniądze na batalię o prawa kobiet w krajach rozwijających się czy inne ideały, gdyby tylko mogła to zrobić za pomocą łatwego w obsłudze narzędzia. Sięgnęliśmy więc do własnych kieszeni i postanowiliśmy taki serwis stworzyć sami – opowiada nam Kirtley, na co dzień prawnik w kancelarii Dugué & Kirtley w Paryżu, specjalizujący się w arbitrażu międzynarodowym.
Invest4Justice umożliwia organizowanie internetowych zbiórek pieniędzy na pomoc prawną zarówno w sprawach, których strony mogą zagwarantować potencjalnym darczyńcom jedynie swoją dozgonną wdzięczność, jak i w takich, gdzie w perspektywie długofalowej mogą mieć nadzieje na jakiś zarobek.
Od wszystkich pomyślnie zakończonych kampanii portal pobiera 4-procentową prowizję (Kickstarter pobiera 5-procentową opłatę), co – jak zapewnia Kirtley – wystarcza co najwyżej na pokrycie kosztów utrzymania platformy. – Nie zależy nam czerpaniu z tego wielkich zysków. Po prostu wierzymy, że nasz serwis ułatwia ludziom dostęp do wymiaru sprawiedliwości – dodaje.
Podobna idea przyświecała Hirze Khan, założycielce strony CrowdDefend, która w odróżnieniu od Invest4Justice pomaga zbierać środki wyłącznie na batalie prawne istotne z punktu widzenia interesu publicznego, takie jak pomoc ofiarom przemocy, nielegalnym imigrantom i osobom bezprawnie zatrzymanym czy walka o prawo do uprawiania marihuany do celów leczniczych i ochronę populacji wilków w Waszyngtonie.
– Przez kilka lat pracowałam w organizacji pozarządowej zajmującej się udzielaniem nieodpłatnej pomocy prawnej i przekonałam się, że horrendalne koszty profesjonalnej reprezentacji oraz opłat sądowych blokują dostęp do sądów większości średnio i słabo zarabiającym Amerykanom – ocenia Hiraa Khan. Założony przez nią serwis działa dopiero od lutego, ale udało się już dzięki niemu uskładać 2250 dolarów na kaucję dla zatrzymanego na granicy amerykańsko-meksykańskiej 17-letniego uchodźcy z Gwatemali, któremu mafia zamordowała matkę. Aby mu pomóc, wystarczyło wpłacić minimum dolara. – Średnio darczyńcy przekazują po 25–30 dolarów – zaznacza Khan.
Dla porównania Invest4Justice przez 15 miesięcy swojego funkcjonowania pomógł uzbierać prawie 2,9 mln dolarów na 27 „projektów” prawnych. Ale wśród nich są zarówno sprawy o naruszenia praw człowieka czy procesy o dyskryminację, pozbawione komercyjnego potencjału, jak i pozwy przeciwko nieuczciwym partnerom biznesowym czy spory patentowe, gdzie w dłuższej perspektywie można liczyć na potencjalny zysk. Jak przyznaje założyciel portalu, sprawy komercyjne cieszą się większą popularnością, mimo że pierwsze rozstrzygnięcia spodziewane są dopiero w ciągu najbliższych 12 miesięcy. – Wpłaty są nieco wyższe w przypadku inwestycji i średnio wynoszą ok. 500 dolarów – mówi Kirtley.
To akurat nic w porównaniu z tym, jakie pieniądze muszą wyłożyć indywidualni inwestorzy, jeśli chcą zagrać o naprawdę wysoką stawkę: procent od wygranej sprawy z międzynarodową korporacją (albo zawartej z nią ugody). Właśnie taką biznesową opcję proponuje uruchomiony w zeszłym roku serwis crowdfundingowy LexShares, który zajmuje się wyłącznie finansowaniem obsługi prawnej procesów o wielomilionowe odszkodowania. W zależności od wartości przedmiotu sporu i rangi pozwanego minimalny wkład indywidualny waha się tam w przedziale od kilku do kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Szczegóły pozwów można jednak poznać dopiero po udzieleniu odpowiedzi na serię pytań sprawdzających wiarygodność i uprawnienia do inwestowania, stopień tolerancji ryzyka, doświadczenie oraz plany biznesowe, a następnie otrzymaniu formalnego zaproszenia do grona potencjalnych inwestorów. Jakiego kalibru są to sprawy, sugerują ogólnikowe opisy dostępne dla niezweryfikowanych inwestorów: jedna z nich to postępowanie zainicjowane przez pewnego sygnalistę przeciwko korporacji z listy Fortune 100 oskarżonej o defraudację pieniędzy federalnych. ©?
Niektóre serwisy, takie jak CrowdDefend czy działający od kilku tygodni CrowdJustice, pozwalają zbierać pieniądze jedynie na pozwy o naruszenia praw człowieka lub takie, które niosą z sobą istotne konsekwencje społeczne
Invest4Justice przez 15 miesięcy swojego funkcjonowania pomógł uzbierać prawie 2,9 mln dol. na 27 „projektów” prawnych. Wśród nich są zarówno sprawy pozbawione komercyjnego potencjału, jak i takie, które w dłuższej perspektywie mogą przynieść zysk inwestorom