KRS sformułował swoją opinię - na prośbę Trybunału Konstytucyjnego - w związku z wnioskiem prezydenta Bronisława Komorowskiego dotyczącym nowelizacji Prawa o ustroju sądów powszechnych z 20 lutego tego roku. Prezydent nie podpisał tej nowelizacji i zaskarżył ją do TK w połowie marca. Na razie nie ma terminu rozprawy przed Trybunałem.

W ocenie prezydenta, niekonstytucyjne są te rozwiązania z nowelizacji, które oznaczają, że administracja i urzędnicy uzyskują wgląd w dokumenty przebiegu procesu sądowego, a więc także w informacje dotyczące kwestii niesłychanie osobistych. Chodzi o regulacje z nowelizacji dotyczące wglądu ministra do akt oraz przetwarzania danych uczestników procesu m.in. za pomocą systemu teleinformatycznego.

"Przyznanie ministrowi sprawiedliwości prawa żądania przesłania akt sądowych, zwłaszcza w powiązaniu z prawem do inicjowania postępowania dyscyplinarnego wobec sędziów, oznacza jakościową zmianę dotychczasowego modelu nadzoru związaną z przekształceniem nadzoru nad działalnością administracyjną sądów w permanentną kontrolę bieżącej pracy sędziów" - oceniła Rada w swym stanowisku.

KRS podkreśliła, że nowelizacja "istotnie modyfikuje dotychczasowe pojęcie nadzoru ministerialnego w sposób, który może ułatwić zacieranie granicy między władzą sądowniczą a władzą wykonawczą". "Rozwiązania dotyczące nadzoru i informatyzacji kreują w istocie swego rodzaju korpus sędziów stale monitorowanych przez ministra w ich pracy, przy czym już samo wykonywanie urzędu sędziego stanowi powód weryfikacji, czy zachodzą przesłanki wszczęcia postępowania dyscyplinarnego w stosunku do tego sędziego" - dodała.

Ponadto - zdaniem KRS - dla zapewnienia skutecznego nadzoru ministra nie jest konieczne udostępnianie całości akt wraz z zawartymi w nich danymi wrażliwymi. "Jednostka powierza swoje sprawy, niekiedy bardzo osobiste, sądowi, mając przekonanie, że - także w warunkach jawności postępowania - nie będą one co do zasady dostępne innym organom" - napisała Rada.

Dlatego KRS w swym stanowisku podzieliła wątpliwości i zarzuty wobec nowelizacji wyrażone we wniosku prezydenta.

Spór w środowisku prawniczym o zakres nadzoru administracyjnego ministra nad sądami - w którym mieści się też kwestia upoważnienia do żądania przez ministra od prezesów sądów apelacyjnych akt spraw sądowych - toczy się od kilku lat. Upoważnienie to wcześniej było określone w jednym z przepisów rozporządzenia ministra sprawiedliwości z końca 2012 r. o nadzorze nad działalnością administracyjną sądów. W maju zeszłego roku TK uznał ten przepis za niezgodny z konstytucją i podkreślił, że kwestia ta nie może być regulowana w rozporządzeniu.

W uchwalonej 20 lutego nowelizacji znalazł się więc przepis, zgodnie z którym minister może - gdy jest to konieczne do weryfikacji czynności podejmowanych w ramach wewnętrznego nadzoru administracyjnego – żądać przesłania akt spraw sądowych. Ponadto może żądać akt spraw prowadzonych przez sędziego przed żądaniem podjęcia czynności dyscyplinarnych wobec tego sędziego, gdy "jest to celowe dla wszechstronnego zbadania sprawy". W związku z tymi uprawnieniami minister może zbierać i wykorzystywać niezbędne informacje zawierające dane osobowe oraz przetwarzać je także bez wiedzy i zgody osoby, której dane dotyczą.

Przed rokiem - podczas rozprawy przed TK dotyczącej rozporządzenia o dostępie do akt - resort argumentował, że minister, który sprawuje zewnętrzny nadzór administracyjny nad sądami, musi mieć narzędzia do jego wykonywania. Według MS bez możliwości wglądu w akta nie zawsze można skutecznie weryfikować, czy jest sprawowany nadzór wewnętrzny sprawowany przez prezesów sądów.

TK nie badał wówczas tej kwestii pod kątem wpływu takiego uprawnienia ministra na sędziowską niezawisłość. "Trybunał zwraca jednak uwagę, że orzeczenia nie można odczytywać jako pełnej akceptacji dla takich regulacji w perspektywie zasad odrębności władzy sądowniczej" - zauważył wówczas w uzasadnieniu TK.