Jej nazwiska nie było na żadnej krótkiej liście potencjalnych kandydatów na generalnego inspektora ochrony danych osobowych. Nigdy nie pracowała w administracji ani nie kierowała dużym zespołem. Mimo to dr Edyta Bielak-Jomaa zdobyła kredyt zaufania u tych, którzy będą najbaczniej przyglądać się jej pracy
Wystąpienia dr Bielak-Jomaa, zarówno podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka, jak i spotkania z organizacjami pozarządowymi, zdradzały ostrożność i spore zdenerwowanie. Odpowiadając na pytanie przedstawicieli NGO-sów, dlaczego chce zostać nowym GIODO, zaczęła od wymieniania swoich luk kompetencyjnych i braków w doświadczeniu.
Przyznała, iż oprócz tego, że praktyczne całe swoje dotychczasowe życie zawodowe poświęciła pracy naukowej i dotąd nie zajmowała żadnych stanowisk administracyjnych i menedżerskich, to jeszcze problematyką ochrony danych osobowych badawczo interesuje się dopiero od kilku lat. Nie wspominając już o tym, że nigdy wcześniej nie otarła się o proces polityczny i legislacyjny. Innymi słowy, popełniła kilka podstawowych błędów, jakich powinny wystrzegać się osoby aplikujące o posadę, gdyby od początku nie miały pewności, że pracę dostaną.
Ponieważ kandydaturę dr Bielak-Jomaa zgłosił klub parlamentarny Platformy Obywatelskiej, jej wybór na stanowisko GIODO był jednak zasadniczo formalnością. Zresztą oznaki znudzenia i zniecierpliwienia okazane przez część posłów podczas prezentacji sylwetek kandydatów na ten urząd pokazały, że akurat ich nie trzeba było specjalnie przekonywać. O wiele trudniej było dr Bielak-Jomaa uzyskać pozytywną ocenę swojego merytorycznego przygotowania do pełnienia funkcji GIODO ze strony środowisk prawniczych i pozarządowych. Ale w znacznej mierze udało jej się to osiągnąć.
– Czuje misję tego urzędu, jest świadoma pilnych problemów, z jakimi musi się zmierzyć GIODO, a przy tym nie sprawia wrażenia osoby, którą przytłaczają stojące przed nią wyzwania – ocenia Katarzyna Szymielewicz, prezes Fundacji Panoptykon, jednej z organizacji prowadzących monitoring wyboru nowego inspektora ochrony danych osobowych.
W krótkiej historii GIODO w Polsce dr Bielak-Jomaa będzie drugą osobą (a przy tym drugą kobietą) na tym stanowisku wywodzącą się z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. I podobnie jak dr Ewa Kulesza, pierwsza szefowa tej instytucji, na starcie nie może pochwalić się dużym dorobkiem naukowym w dziedzinie ochrony danych osobowych.
Swoje zainteresowania badawcze początkowo koncentrowała przede wszystkim na problematyce prawa pracy i promocji zatrudnienia. Obroniony w 2003 r. przez nią doktorat na temat zatrudniania cudzoziemców poruszał kwestie związane z pozycją obcokrajowców jako stron stosunku pracy, zakazu dyskryminacji oraz obowiązków wynikających z pobytu w Polsce. Zagadnieniom ochrony i przetwarzania danych dr Bielak-Jomaa zaczęła przyglądać się więc najpierw od strony osób bezrobotnych, poszukujących pracy i innych podmiotów rynku pracy. Przyznała natomiast, że nie jest specjalistką od bezpieczeństwa prywatnych informacji w internecie i ich przetwarzania przez firmy technologiczne.
– GIODO nie musi znać się na wszystkim, co wiąże się z ochroną danych. W wielu dziedzinach może polegać na pracujących w urzędzie ekspertach. Dobrą wiadomością jest natomiast to, że dr Bielak-Jomaa specjalizuje się w prawie pracy, bo wykorzystywanie naszych danych przez pracodawców to jedna z bardziej palących kwestii – zapewnia Katarzyna Szymielewicz.
Niespełna trzy lata temu dr Bielak-Jomaa wpadła na pomysł stworzenia na UŁ studiów podyplomowych w zakresie ochrony danych osobowych, których pozostaje nadal kierownikiem, a rok później wydziałowego Centrum Ochrony Danych Osobowych i Zarządzania Informacją – rodzaj think tanku zajmującego się m.in. wykonywaniem badań, opiniowaniem projektów i prowadzeniem szkoleń. Jest wprawdzie szefem tej instytucji, ale jak sama przyznaje, nikogo nie zatrudnia, a jej cały około 15-osobowy zespół pracuje za darmo. W czasie przesłuchania kandydatów na GIODO zorganizowanego przez koalicję organizacji pozarządowych zasugerowała, że brak doświadczenia w administracji i zarządzaniu personelem może przynamniej częściowo zrekompensować wizją. I tu optymizm środowisk pozarządowych wzbudziła jej zapowiedź wzmocnienia instytucji GIODO.
– Chciałabym być rzecznikiem ochrony danych w pełnym tego słowa znaczeniu – powiedziała podczas obywatelskiego przesłuchania kandydatów. Zastrzegła przy tym, iż oznacza to nie tylko konieczność rozbudowy kadry i infrastruktury GIODO, gdyż jeśli miałby on być urzędem o funkcjach nadzorczych, potrzebne mu byłyby także nowe narzędzia, takie jak możliwość wnoszenia pytań prawnych do NSA czy inicjowania postępowań przed Trybunałem Konstytucyjnym.
Czuje misję tego urzędu, jest świadoma pilnych problemów, z jakimi musi się zmierzyć GIODO, a przy tym nie sprawia wrażenia osoby, którą przytłaczają stojące przed nią wyzwania