Sprawy, w których jeden dorosły bezpodstawnie oskarża drugiego o molestowanie dziecka, wciąż są na porządku dziennym
Film Thomasa Vinterberga „Polowanie” z 2012 r. to obowiązkowa pozycja dla każdego prawnika. Opowiada historię nauczyciela przedszkolnego bezzasadnie posądzonego o molestowanie kilkuletniej dziewczynki. Jej nieświadoma wypowiedź o podtekście seksualnym staje się początkiem tragedii – lubiany pedagog automatycznie staje się persona non grata, mimo uniewinnienia nie odzyskuje zaufania otoczenia i zdaniem niektórych zasługuje na... śmierć. Można by powiedzieć, że skoro bohater filmu nie skrzywdził dziecka, to przez oczyszczenie z zarzutów niejako powraca do punktu wyjścia, że nie stało się nic złego. Nic bardziej mylnego.
Truizmem jest twierdzenie, że molestowanie seksualne dziecka jest karygodne. Warto jednak zastanowić się nad niemałą szkodliwością procesów dotyczących fikcyjnych aktów molestowania małoletnich, inicjowanych przez jednego z rodziców wyłącznie z chęci zemsty na byłym partnerze. Tego rodzaju oskarżenia coraz częściej pojawiają się w prokuraturze i sądach. Niejednokrotnie zbiegają się z pozwami o rozwód czy wnioskami o pozbawienie władzy rodzicielskiej lub o zakaz kontaktów, składanymi przez opiekuna, który wystąpił z zarzutami. Skutki takich działań są tragiczne, przede wszystkim dla dziecka. Nieprawdziwe zarzuty mogą przecież chwycić i w konsekwencji na długie miesiące czy lata wyeliminować jednego z rodziców z życia dziecka.
W praktyce wygląda to np. tak: żona, dowiedziawszy się o romansie męża, postanawia go ukarać. W miarę, jak rośnie jej nienawiść do mężczyzny, mnożą się pomysły na idealny scenariusz zemsty. Najprostszy – oskarżenie o molestowanie. Kobieta zaczyna rozmawiać o niewłaściwych zachowaniach z kilkuletnią córką podczas kąpieli. Uczy ją pewnych sformułowań, które później małoletnia (pod wpływem pytań matki) powtarza przy ciociach i wujkach. Wtedy kobieta może spokojnie zgłosić sprawę do prokuratora. Ten się waha, początkowo odmawia wszczęcia postępowania (dowody jakby słabe), ale postanowienie zostaje zaskarżone. „Żona i matka” zarzuca, że prokurator nie przesłuchał dziewczynki. Na skutek wytycznych sędziego prokurator prowadzi więc postępowanie, formułuje akt oskarżenia. Dziecko powtórzyło przecież to, czego nauczyła je rodzicielka. Po kilku latach procesu, mozolnych przesłuchaniach licznych świadków, kilku opiniach seksuologicznych i psychiatrycznych zapada wyrok uniewinniający. Uzasadnienie sądu dokładnie omawia m.in. instytucję domniemania niewinności, brak przekonującego materiału dowodowego. Orzeczenie nie utrzymuje się jednak z przyczyn proceduralnych i sprawa trafia ponownie do rozpoznania w pierwszej instancji. Potrwa jeszcze kilka lat. Przejdzie ponownie przez obie instancje sądowe, by tym razem zakończyć się już prawomocnym uniewinnieniem.
Ale przecież w międzyczasie kobieta nie próżnowała. Wywiodła pozew o rozwód, domagając się nie tylko orzeczenia o winie, ale i zakazu styczności dziecka ze „zwyrodnialcem” i pozbawienia go władzy rodzicielskiej. Sąd zawiesił postępowanie o rozwód na czas trwania procesu karnego, dla zapewnienia ochrony dziecka wydał jednak tymczasowe orzeczenie o zakazie kontaktów małoletniej z ojcem we wszelkich możliwych formach. Trzeba przecież dmuchać na zimne. Po kilku latach dziewczynka (już nastolatka) w najlepszym wypadku wcale nie pamięta ojca i nie chce się z nim widywać. W najgorszym – wierzy, że rzeczywiście w dalekiej przeszłości była ofiarą przemocy seksualnej ze strony osoby najbliższej, i przeżywa związaną z tym traumę. Kwestia władzy rodzicielskiej i kontaktów w wyroku rozwodowym jest przesądzona...
Warto debatować o konsekwencjach takich niesprawiedliwych oskarżeń oraz postulować penalizację tych przypadków, które nie były wiarygodne uprawdopodobnione. Możliwa odpowiedzialność karna za zawiadomienie o przestępstwie, którego nie popełniono, lub za składanie fałszywych zeznań nie jest tu bowiem dostateczna. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę ogromną szkodliwość takich praktyk w epoce radykalnej walki ze zjawiskiem pedofilii. Nie można też zapomnieć o tym, że osoby formułujące nieprawdziwe oskarżenia szkodzą także rzeczywistym ofiarom, którym trudniej do swoich racji przekonać prokuratorów (z coraz większą rezerwą podchodzących do tego typu spraw).
Analizując materiał dowodowy w tego rodzaju postępowaniach należy to wszystko mieć na uwadze. Oczywiście nie chodzi o to, by niejako z automatu dyskredytować oskarżenia o molestowanie dziecka wysuwane przeciwko byłym partnerom czy też traktować je zawsze z rezerwą. W rodzinach niekiedy rzeczywiście dochodzi bowiem do aktów pedofilskich. Rzecz w tym, by wykazać się ponadprzeciętną rozwagą i obiektywizmem przy ocenie tego rodzaju zarzutów.
Nie można zapomnieć o tym, że osoby formułujące nieprawdziwe oskarżenia szkodzą także rzeczywistym ofiarom, którym trudniej do swoich racji przekonać prokuratorów

Aleksandra Partyk , prawnik asystent sędziego w Sądzie Rejonowym dla Krakowa - Podgórza, w wydziale rodzinnym i nieletnich