W toku prac nad zmianami w kodeksie spółek handlowych używa się argumentu „projekt uzyskał pozytywną opinię Rady Legislacyjnej”. Nie dodaje się jednak, że opinia ta dotyczyła projektu o nieco innej treści
Dziennik Gazeta Prawna
Miałem nadzieję, że wystarczająco dobitnie wyraziłem się na temat tego, co sądzę o projekcie zmiany kodeksu spółek handlowych dotyczącym reformy kapitału zakładowego w spółce z o.o. (m.in. wprowadzenia udziałów beznominałowych). Tak, że nie będzie potrzeby wracania do tej kwestii. Ale życie niesie ciągłe niespodzianki i zaskoczenia, które zmuszają człowieka do skorygowania planów. Tym razem w związku z takim zaskoczeniem chcę parę zdań poświęcić Radzie Legislacyjnej przy prezesie Rady Ministrów.
Jak już wielokrotnie była o tym mowa, wojna o zmianę kodeksu spółek handlowych toczy się, z małymi przerwami, właściwie od 2010 r. Wydawałoby się zapomniany projekt niczym Fenix z popiołów w sierpniu 2014 r. pojawił się w toku procedowania. Zrobiono wiele, aby przeszedł. Z nadzieją na szczęśliwe (moim zdaniem nieszczęśliwe) uchwalenie, połączono go ze zmianami ustawy o Krajowym Rejestrze Sądowym. Następnie „odłączono” go i nowelizację o KRS uchwalono oddzielnie. A projekt zmian w k.s.h. zaczął żyć na nowo własnym życiem (zaznaczam, że nie chodzi o przepisy regulujące tworzenie e-spółek, które od niedawna obowiązują).
Założenia pod projekt, który od dawna leży w szufladzie
We wrześniu 2014 r. rząd przyjął założenia do projektu m.in. po to, aby przygotować do nich dokument, który przecież od 2010 r. istniał w praktycznie niezmienionej wersji, więc był gotowy (sic!). Było to więc pisanie założeń pod projekt, a nie projektu pod założenia.
Pamiętajmy więc o kolejności, jaka teraz będzie obowiązywać przy tworzeniu prawa: założenia do projektu, potem projekt. Nawet jeżeli założenia są skrojone „pod projekt”. W sytuacji gdy dokument już istnieje (ale jest chwilowo schowany), przyjęcie założeń uniemożliwia przygotowanie innego projektu. Tak też stało się w przypadku propozycji zmian w spółce z o.o., gdzie pojawiają się m.in. udziały beznominałowe. I to była pierwsza sztuczka.
Ale miało być coś o Radzie Legislacyjnej, bo w tym przypadku wydała ona swoją opinię (aż cztery strony!), która – co rzetelnie stwierdzono – cytuję: „została napisana na podstawie projektu opinii przygotowanej przez dr. hab. M. Kalińskiego, prof. UW”.
Autorzy projektu reprezentują środowisko warszawskie. Nie miało znaczenia dla Rady Legislacyjnej, że w sprawie może powinni się wypowiadać specjaliści spoza jednego ośrodka. Ale nie o to też chodzi. Chodzi o kolejne sztuczki.
Podpisana przez przewodniczącego gremium opinia Rady Legislacyjnej nosi datę 18 października 2014 r., podczas gdy procedowany obecnie projekt zmian w k.s.h. jest datowany na 17 lutego 2015 r. Jest to projekt, w którym dokonano pewnych korekt w stosunku do wersji z sierpnia 2014 r. Sztuczką jest to, że w toku prac legislacyjnych używa się argumentu: „projekt uzyskał pozytywną opinię Rady Legislacyjnej”. Nie dodaje się jednak, że opinia ta dotyczyła projektu o mimo wszystko nieco innej treści.
Takie zabiegi już w przeszłości miały miejsce. Przypomnę tylko słynną nowelizację k.s.h. z 2008 r. (nikt się dziś do niej nie chce przyznać), która obniżyła minimalny kapitał zakładowy w spółce z o.o. do 5 tys zł. Wówczas też padł argument: projekt uzyskał pozytywną opinię – wtedy akurat Komisji Kodyfikacyjnej. Tylko, że była to opinia do innego projektu, pisana przez członka komisji ponad pół roku wcześniej. Sama komisja, co potwierdził jej ówczesny przewodniczący na piśmie, nigdy tamtą nowelizacją się nie zajmowała.
Trudno mieć pretensję do Rady Legislacyjnej, że jej stanowisko jest wykorzystywane, ale już do kierujących pracami nad projektem – można. Nie będę się zarzekał, że do sprawy nigdy się nie odniosę, bo w związku z przepychaniem przepisów prawa dzieją się dziwne rzeczy. Ot po prostu sztuki i sztuczki.
Ale jeszcze raz o Radzie Legislacyjnej, tym razem z uznaniem (bo w przypadku opisanym poprzednio pozytywną opinię uważam za poważny błąd). W felietonie „Odrastające głowy Hydry, czyli urzędnik w roli regulatora” (Prawnik z 21 listopada 2014 r.) pozwoliłem sobie bardzo krytycznie ocenić przygotowywane przepisy nowej ustawy o działalności gospodarczej, potocznie nazywanej konstytucją dla przedsiębiorców (chroń nas przed nią Boże).
Nie będę się powtarzał, przypomnę tylko, że w istocie uznałem, iż jest to propozycja ustawy, którą należałoby zatytułować „O nastawieniu administracji do przedsiębiorców”. Wiem, co o projekcie myślą sami przedsiębiorcy. Ale być może znowu – tak jak to było w przypadku krytykowanej nowelizacji k.s.h. – jak zawsze te same organizacje przedsiębiorców konsekwentnie będą przekonywać, że wszystko jest w porządku i dzieje się w celu ułatwienia podejmowania i prowadzenia działalności gospodarczej. Najczęściej twierdzenie takie, na które później powołuje się władza, są prywatną opinią kilku osób, a przedsiębiorcy muszą zgrzytać zębami.
Tym razem trudno będzie podjąć decyzję rządowi, który uznał nową ustawę za swój priorytet, bo w podobnym, negatywnym jak ja, tonie wypowiedziała się właśnie Rada Legislacyjna. W jej opinii możemy znaleźć m.in. takie stwierdzenie, że w projekcie „nie zidentyfikowano realnych barier rozwoju przedsiębiorczości, jak również konkretnych rozwiązań mogących istotnie wpłynąć na eliminację zbędnych ograniczeń”.
Rada Legislacyjna krytykuje, rząd ma pasztet
Ogromnie ucieszyłem się, że nie tylko w mojej, ale również w ocenie Rady Legislacyjnej, projekt stanowi „zbiór ogólnych zasad wykonywania działalności, wśród których powtórzono niektóre wskazane już w konstytucji”. No i rząd ma pasztet, chyba że znowu zastosowane zostaną jakieś nowe sztuczki.
Ostatnia opinia Rady Legislacyjnej umacnia mnie w pełnym uporze „niestrudzonego tropiciela absurdów legislacyjnych”, jak to mnie ostatnio określono. Ale wpadki z wrześniową oceną propozycji zmian w spółce z o.o. jej nie zapomnę.
Autorzy projektu reprezentują środowisko warszawskie. Nie miało znaczenia dla Rady Legislacyjnej, że w sprawie może powinni się wypowiadać specjaliści spoza jednego ośrodka