Rozmaite instytucje regularnie publikują rankingi mierzące szybkość działania i efektywność wymiaru sprawiedliwości. W jednych jesteśmy w czołówce, w innych na szarym końcu. Jak to jest możliwe?
Łukasz Kurnicki sędzia / Dziennik Gazeta Prawna
Najbardziej znane są zestawienia Banku Światowego, ale coraz więcej uwagi przywiązuje się też do raportów Rady Europy (CEPEJ). Od roku 2012 na tym polu uaktywniła się też Komisja Europejska. Publikowane rankingi mogą jednak powodować dezorientację, ponieważ dają różne, niekiedy sprzeczne wyniki.
Szybko jak w Niemczech
Pod względem szybkości procesów sądowych w rankingu Banku Światowego jesteśmy w ogonie naszego regionu, natomiast według Komisji Europejskiej – w zależności od rodzaju spraw – jesteśmy liderem lub plasujemy się przynajmniej w pierwszej połowie stawki. Co więcej, Komisja Europejska w swoich opublikowanych niedawno zestawieniach – bardzo korzystnych dla wizerunku polskich sądów – bierze pod uwagę dane zebrane przez CEPEJ, który jednak w swoim raporcie z 2014 r. sytuację polskich sądów określił jako krytyczną.
Żeby zrozumieć, z czego wynikają te sprzeczności, trzeba pochylić się nad metodologią zbierania i prezentowania tych danych i nad specyficznym sposobem prowadzenia statystyk sądowych przez Ministerstwo Sprawiedliwości.
W polskich sądach nie liczy się spraw rozpoznanych, lecz załatwione. A różnica jest bardzo istotna. Przykładowo w roku 2014 sądy cywilne załatwiły 616 tys. spraw procesowych (spornych). Z niepublikowanego sprawozdania o tajemniczej nazwie MS-S1r wynika jednak, że tylko 303 tys. zostało faktycznie rozpoznanych. Reszta to sprawy załatwione inaczej – przekazane do innych sądów, odrzucone, zwrócone, zawieszone, umorzone itd. To samo dotyczy procesów gospodarczych. Wskaźniki statystyczne dotyczące szybkości postępowania nie są wyliczane dla spraw rozpoznanych (których liczbę mało kto zna), ale dla spraw załatwionych łącznie. Jest oczywiste, że sprawy załatwione formalnie wpływają bardzo korzystnie na wskaźnik szybkości postępowania. Przekazać sprawę do innego sądu można w kilka tygodni, do innego wydziału nawet w kilka dni. Taka sprawa liczy się od razu jako załatwiona, podczas gdy faktycznie jest nadal w toku. Tyle, że gdzie indziej.
Na tej zasadzie uzyskuje się publikowany szeroko wynik, że rozpoznanie sprawy procesowej trwa średnio 200 dni, czyli niecałe siedem miesięcy.
Dane te są następnie przekazywane CEPEJ przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Z danych CEPEJ korzysta z kolei Komisja Europejska, która w dobrej wierze zestawia je z danymi z innych krajów. W ten sposób uzyskujemy solidne 11. miejsce w rankingu KE w zakresie szybkości rozpatrywania spraw spornych i dowiadujemy się, że sprawy sporne są u nas rozpoznawane szybciej niż we Francji i równie szybko jak w Niemczech.
W zestawieniu Komisji Europejskiej zajęliśmy ponadto 3. miejsce, jeśli chodzi o szybkość rozpatrywania spraw cywilnych w ogólności (po Niemczech i Estonii). Należy jednak dodać, że wskaźnik dający nam to miejsce dotyczy spraw rozpoznawanych głównie przez referendarzy sądowych, przede wszystkim w postępowaniach rejestrowych (3,9 mln spraw) i wieczystoksięgowych (3,2 mln spraw), jak też w postępowaniach upominawczych. W odniesieniu do tych ostatnich przydał się też trik wprowadzony przez Ministerstwo Sprawiedliwości w roku 2012, kiedy to zadecydowano, że do celów statystycznych sprawę należy uważać za załatwioną już w dniu wydania nakazu zapłaty, podczas gdy faktycznie strona musi czekać jeszcze co najmniej kilka tygodni na uprawomocnienie się nakazu.
Stan krytyczny
Mimo tych niesamowitych wskaźników CEPEJ w raporcie z roku 2014 – i to na podstawie tych samych danych, z których częściowo później skorzystała Komisja Europejska – stwierdził, że sytuacja Polski w odniesieniu do spraw cywilnych jest krytyczna i istnieje obawa, że będzie się pogarszać (str. 200, 210 i 263 raportu: http://www.coe.int/t/dghl/cooperation/cepej/evaluation/2014/Rapport_2014_en.pdf).
Nie można wykluczyć, że CEPEJ, który w zakresie oceny efektywności sądownictwa ma wieloletnie doświadczenie, zignorował nasze dane dotyczące szybkości załatwiania spraw ze względu na sposób, w jaki są liczone. Faktem jest, że CEPEJ zwrócił przede wszystkim uwagę na to, że polskie sądy cywilne (i gospodarcze) już od roku 2006 nie są w stanie rozpoznać tylu spraw procesowych (spornych), ile do nich wpływa, tzn. że z roku na rok powiększa się liczba spraw zalegających i czekających na rozstrzygnięcie. Z tego powodu w raporcie CEPEJ z października 2014 r. Polskę wymieniono na 4. miejscu od końca, jeśli idzie o opanowanie wpływu w odniesieniu do spraw cywilnych procesowych: sądy załatwiły tylko 89 proc. spośród tych, które do nich wpłynęły.
W raportach Banku Światowego również nie wypadamy dobrze. Ta instytucja na podstawie rozmów ankietowych z prawnikami (w tym również z sędziami) z poszczególnych krajów ustala, jak długo w danym kraju trwa w jednej instancji hipotetyczna sprawa gospodarcza, w której przedsiębiorca odmawia zapłaty za dostarczone towary i konieczne jest zbadanie jakości tych towarów przez biegłego. Z uwagi na to, że dla wszystkich krajów badana jest jednakowa sprawa oraz że omija się w ten sposób różnice w sposobie zbierania danych statystycznych w poszczególnych państwach, raporty Banku Światowego powszechnie uważane są za najbardziej miarodajne. W aktualnym (Doing Business 2015) podano, że rozpoznanie takiej sprawy zajmuje w Polsce 560 dni (wykonanie wyroku kolejne 145 dni), co dało nam 52. pozycję w świecie. Dla porównana dla Niemiec i Francji czas ten oszacowano na odpowiednio 339 i 335 dni (plus 55 i 60 dni na wykonanie wyroku).
Czytając najnowszy ranking Komisji Europejskiej, nie należy popadać w zbytni zachwyt. Cieszy z pewnością szybkość postępowań rejestrowych i wieczystoksięgowych, jednak nie są to postępowania sporne i w wielu krajach nie są one w ogóle rozpoznawane w sądach, lecz w odrębnych urzędach. Dobre miejsce w odniesieniu do spraw procesowych (spornych) zawdzięczamy przede wszystkim specyficznej polityce statystycznej Ministerstwa Sprawiedliwości. Niestety, mylenie spraw rozpoznanych ze sprawami załatwionymi i utwierdzanie się w przekonaniu, że tempo postępowań sądowych jest zadowalające, prowadzić może do utrwalenia obecnego stanu rzeczy. Stan ten najlepiej znany jest stronom i ich pełnomocnikom, składającym z roku na rok coraz więcej zasadnych skarg na przewlekłość postępowania.