Sędzia, który nie dostosuje się do zarządzenia prezesa określającego liczbę wokand lub zakończonych spraw, nie ponosi za to odpowiedzialności dyscyplinarne. Zarządzenia prezesa to nie prawo bezwzględnie obowiązujące, ale zalecenia - taka jest istota wyroku Sądu Najwyższego, który podtrzymał wyrok sądu apelacyjnego - sądu dyscyplinarnego w sprawie sędziego Łukasz Piebiaka, członka Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".
Sędziemu postawiono pięć zarzutów, w tym niezawiadomienie prezesa sądu o zamiarze podjęcia się dodatkowej pracy dydaktycznej, niepoinformowanie go o wyjeździe szkoleniowym na seminaria dla sędziów w Budapeszcie i Brukseli oraz wyjazd na szkolenie w Alicante mimo wyraźnej niezgody prezesa sądu. Ponadto sędziemu zarzucono, że w 28 sprawach ma zaległości w pisaniu uzasadnień oraz niedostosowanie się do zarządzenia prezesa sądu w sprawie miesięcznej liczby wyznaczanych wokand i sesji.
Sąd apelacyjny - sąd dyscyplinarny uniewinnił sędziego Piebiaka od tego ostatniego zarzutu, ale przyznał rację prezesowi sądu w przypadku pozostałych. Tym niemniej odstąpiono od wymierzenia kary z powodu uznania czynów jakich dopuścił się sędzia za przewinienia mniejszej wagi.
Obrońca Piebiaka odwołał się od decyzji sądu dyscyplinarnego do SN, który ostatecznie uchylił zaskarżony wyrok w dwóch punktach dotyczących udziału w szkoleniach zagranicznych, a niezawiadomienie prezesa sądu o prowadzeniu szkoleń dla aplikantów potraktował jako "zapomnienie". Natomiast w kwestii stosowania się do zarządzeń nadzorczych prezesa sądu SN potwierdził, że mają one charakter niewiążący.
EŚ/kancelaria.lex.pl