Na skutek odmowy ratyfikacji statutu przez wielkie mocarstwa 2/3 obywateli świata praktycznie pozbawionych jest ochrony, jaką oferuje Międzynarodowy Trybunał Karny - mówi w wywiadzie dla DGP prof. dr hab. Piotr Hofmański, pierwszy polski sędzia Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK), przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego przy ministrze sprawiedliwości.

Jest pan odważny? Odporny na naciski?

Sądzę, że cechy te nieodzowne są w przypadku każdego sędziego. Wnioskuję, że pyta pani o odwagę bycia odpornym na naciski. W tym sensie uważam się za bardzo odważnego.

Jakie cechy musi mieć sędzia Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK)?

Będę konsekwentny: niezależnie od posiadanych kwalifikacji i doświadczenia sędziowskiego musi być w sposób szczególny odporny na naciski o charakterze politycznym. Nie twierdzę, że taka presja wywierana jest na sędziów trybunału, niemniej trybunał ten działa – jak określił to w swojej najnowszej książce amerykański badacz David Bosco – w świecie pełnym polityki. Presja taka wynika poza sporem z adresowanych do trybunału oczekiwań społeczności międzynarodowej, które z uwagi na materię, z jaką zmaga się trybunał, bywają bardzo zróżnicowane.

Czy okres bezkarności zbrodniarzy dopuszczających się najpoważniejszych naruszeń fundamentalnych praw człowieka już się skończył? Czy to zbyt optymistyczne założenie?

Położenie kresu bezkarności zbrodni międzynarodowych było według preambuły Statutu Rzymskiego podstawowym celem powołania stałego MTK w 1998 r. Dążenie do osiągnięcia tego celu musi być jednak widziane w perspektywie wielu rozmaitych uwarunkowań, takich jak ograniczenie jurysdykcji trybunału jedynie do trzech kategorii zbrodni, to jest zbrodni ludobójstwa, zbrodni przeciwko ludzkości oraz zbrodni wojennych (po wejściu w życie poprawek z Kampali z 2010 r. – także zbrodni agresji), ograniczenie czasowe wyrażające się w poddaniu osądowi trybunału jedynie tych zbrodni, które zostały popełnione po wejściu w życie Statutu Rzymskiego, względnie poprawek do tego statutu, czy ograniczenie wynikające z braku ratyfikacji statutu przez wiele państw. Niewątpliwie jednak ukonstytuowanie Trybunału stanowi ważny krok na drodze do walki z najcięższymi pogwałceniami praw jednostki i uzupełnienie uniwersalnego i regionalnych systemów ochrony praw człowieka, rozbudowywanych przez Organizację Narodów Zjednoczonych, Radę Europy, Unię Afrykańską czy Organizację Państw Amerykańskich.

Baltasar Garzon powiedział: „Ustalamy sobie pewne normy i systemy, a potem twierdzimy, że one nas nie obowiązują. Po Norymberdze zbaczamy z drogi i zmierzamy do niestosowania prawa. W Kambodży nie stosowano go z powodu Chin, w Ameryce Południowej z powodu USA, w RPA z powodu Wielkiej Brytanii”. To wciąż aktualna diagnoza? Czy da się osądzić sprawców największych zbrodni mimo wstawiennictwa w ich sprawie wielkich mocarstw?

To bardzo trudne pytanie. Musimy mieć świadomość, że na skutek odmowy ratyfikacji statutu przez wielkie mocarstwa, takie jak USA, Indie, Chiny czy Rosja, 2/3 obywateli świata praktycznie pozbawionych jest ochrony, jaką oferuje lub może zaoferować trybunał. Jurysdykcja jest bowiem wykluczona, jeśli zbrodnie zdefiniowane w statucie popełniane są przez obywateli państw niebędących sygnatariuszami tego statutu, chyba że zostały popełnione na terytorium państwa będącego jego stroną. Tylko ta okoliczność powoduje, że wiele spraw, które powinny stanąć na wokandzie trybunału, znaleźć się tam nie może. Jurysdykcja w tych wypadkach byłaby jednak możliwa, ale jedynie wówczas, gdyby sprawę przedłożyła trybunałowi Rada Bezpieczeństwa ONZ. Jak jednak wiadomo, wielkim mocarstwom, które są stałymi członkami rady, przysługuje w każdej sprawie prawo veta. W rezultacie z uwagi na obstrukcję wielkich mocarstw wiele spraw nie trafia do trybunału, chociaż bez wątpienia powinny się tam znaleźć. Za przykład może służyć sytuacja w Syrii, którą prokurator trybunału nie może się zająć tylko dlatego, że Rosja i Chiny zawetowały stosowną rezolucję rady. Nie mają też żadnych szans podobne rezolucje w związku z konfliktem izraelsko-palestyńskim z uwagi na oczywisty opór ze strony USA czy w związku ze zbrodniami reżimu północnokoreańskiego, z uwagi na protekcję Chin, a pewnie także i Rosji. Jak z tego widać, choć wielkie mocarstwa nie mają instrumentów bezpośredniego nacisku na trybunał, to jednak ich zabiegi w znacznym stopniu mogą paraliżować jurysdykcję trybunału. No cóż, interesy polityczne okazują się wielokroć silniejsze niż poczucie sprawiedliwości, nawet gdy ceną jest bezkarność najpotworniejszych zbrodni.

Czy cokolwiek uzasadnia nieściganie sprawców zbrodni tylko dlatego, że w ich krajach doszło do jakichś porozumień czy amnestii, np. jak w Chile czy RPA?

Co do zasady nie. Jurysdykcja trybunału opiera się na zasadzie jej komplementarności, co oznacza, że dopuszczalna jest jedynie wówczas, gdy państwo, któremu przysługuje jurysdykcja krajowa, wykonywać jej nie chce, nie może lub tylko pozoruje ściganie danych zbrodni. Porozumienia wykluczające ściganie w drodze jakichkolwiek porozumień czy amnestii może być zatem odczytywane jako wyraz braku woli ścigania na poziomie krajowym i otwierające jurysdykcję trybunału. Dla porządku jedynie dodać muszę, że nie może to dotyczyć zbrodni popełnionych przez reżimy chilijski czy południowoafrykański, ponieważ doszło do nich przed przyjęciem Statutu Rzymskiego. Jego jurysdykcja – w przeciwieństwie do jurysdykcji trybunałów powoływanych ad hoc – opiera się na zakazie retroaktywności prawa karnego.

Czy to, że mamy stały trybunał, taki jak MTK, coś zmienia? Do tej pory powoływano trybunały ad hoc: dla byłej Jugosławii, Rwandy i one skutecznie skazywały zbrodniarzy.

Poza fundamentalną kwestią, o której przed chwilą powiedziałem, w zasadzie niewiele. MTK, jako sąd stały, utworzony został po to, aby społeczność międzynarodowa uwolniona została od konieczności reagowania na zdarzające się we współczesnym świecie okropności powoływaniem coraz to nowych sądów specjalnych. To jest wielkie osiągnięcie prawa międzynarodowego. Skuteczność działania trybunału jest jednak, podobnie jak to było (i jest nadal) w przypadku trybunałów jugosłowiańskiego i rwandyjskiego, zależna od tego, czy i w jaki sposób państwa skłonne są z trybunałem współpracować. Trybunał pozbawiony jest bowiem własnego aparatu egzekucyjnego i na taką współpracę jest po prostu zdany. Jej odmowa prowadzi do paraliżu, jaki ostatnio obserwujemy w sprawach toczących się przeciwko przywódcom kenijskim. Zakładam jednak, że widząc rzecz w nieco szerszej perspektywie, można przyjąć, że trybunał nie będzie mniej skuteczny niż kończące swoją misję trybunały powołane ad hoc, zwłaszcza że jego związki z ONZ są luźniejsze, a polityczny wpływ Rady Bezpieczeństwa ONZ istotnie ograniczony.

Czy pozycja MTK nie jest za słaba w sytuacji, kiedy Traktatu Rzymskiego nie podpisały Rosja i Chiny, a USA go nie ratyfikowały?

O tej kwestii wspominałem już wcześniej. W istocie, pozycja ta byłaby wielokroć silniejsza, gdyby działał przy wsparciu wymienionych przez panią mocarstw. Nie mamy jednak żadnych gwarancji, że w wypadku ich przystąpienia do Traktatu Rzymskiego zaniechałyby praktyk prowadzących do upolitycznienia trybunału. Mechanizmy nacisku politycznego pozostające do ich dyspozycji byłyby bowiem takie same. Wynikają one bowiem nie z ratyfikacji traktatu, ale głównie z zakresu kompetencji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Paradoksem jest natomiast to, że instrumenty te zostały wprowadzone do statutu pod naciskiem państw, które go ostatecznie nie ratyfikowały, co oceniam jako wyjątkową perfidię. Kluczowe jest zatem nie to, czy takie lub inne państwo ratyfikuje traktat, ale to, czy – ratyfikując go – będzie trybunał wspierać w wypełnieniu jego misji. To zaś wydaje się wyjątkowo trudne do osiągnięcia z uwagi na żywotne interesy polityczne, którym nie po drodze z dążeniem do walki z bezkarnością sprawców zbrodni międzynarodowych.

W tej chwili trwają w MTK np. wstępne badania stłumienia protestów w Kijowie. Warto prowadzić takie beznadziejne sprawy, kiedy wiadomo, że nikt nie wyda oskarżonych?

Oczywiście możliwy jest punkt widzenia, według którego prowadzenie postępowań, w których osiągnięcie celu wydaje się trudne lub wręcz niemożliwe, nie służy reputacji trybunału. Nie podzielam go jednak. Szanse skazania we wszczynanych sprawach byłyby kiepskim kryterium ich wyboru. Poprzez wszczęcie postępowań przeciwko sprawcom najokrutniejszych zbrodni trybunał, a jego ustami społeczność międzynarodowa, daje jasny sygnał, że nie ma i nie może być dla tych zbrodni żadnego pobłażania. Nie powinniśmy zatem ze wszczynania takich beznadziejnych spraw rezygnować, a raczej stymulować, na ile to jest tylko możliwe, efektywność współpracy państw z trybunałem, bez której nie jest on w stanie wykonywać powierzonej mu misji.

Polska jest sojusznikiem USA, a jak wiadomo, Stany są przeciwne MTK. Jaki jest pana stosunek do tzw. umów dwustronnych „art. 98 Statutu Rzymskiego”, do podpisania których USA namówiły już prawie 100 krajów, chcąc w ten sposób chronić swoich obywateli przed jurysdykcją trybunału?

Mój stosunek do tej sprawy nie ma i nie może mieć nic wspólnego z sojuszniczymi stosunkami pomiędzy Polską a USA. Uwzględnianie takich uwarunkowań przekreślałoby niezależność i niezawisłość sędziowską. Wspomnianą przez panią praktykę uważam za kompromitującą dla USA, które inicjując tego rodzaju umowy, uwidaczniają swoją pogardę dla ochrony praw człowieka. Jak bowiem już wspomniałem, bezwarunkowa i wszechstronna współpraca państw stron Traktatu Rzymskiego, ale także państw niebędących jego stronami, stanowi podwalinę skuteczności ścigania zbrodni międzynarodowych. Jeżeli więc USA usiłują skłonić inne państwa do zaniechania takiej współpracy z powołaniem się na dwustronną umowę międzynarodową, to tym samym uderzają w samą ideę, która doprowadziła do powstania MTK.

Czy MTK powinien się zająć kwestią stosowania przez żołnierzy amerykańskich tortur wobec więźniów irackich?

Nie mam wiedzy potrzebnej do udzielenia pełnej odpowiedzi na to pytanie. Sędziemu nie wolno wypowiadać się o jakiejkolwiek sprawie, jeżeli sprawy tej wszechstronnie nie zna. To, czy MTK zajmie się tą czy inną sprawą, zależne jest od wyników postępowania wyjaśniającego i śledztwa prowadzonego przez biuro prokuratora. Aby jednak do wszczęcia postępowania wyjaśniającego doszło, konieczne jest stwierdzenie, że jurysdykcja MTK jest w sprawie dopuszczalna. Traktatu Rzymskiego nie ratyfikowały ani USA, ani Irak, w związku z czym nie wchodzi tu w grę ani jurysdykcja terytorialna (z uwagi na ewentualne popełnienie zbrodni na terenie Iraku), ani personalna (z uwagi na ewentualne postawienie zarzutów Amerykanom). Jurysdykcja byłaby zatem dopuszczalna tylko wówczas, gdyby sprawa skierowana była do MTK przez Radę Bezpieczeństwa ONZ (co jest z oczywistych powodów niemożliwe) albo gdyby domniemane zbrodnie popełnione zostały na terytorium innego państwa niż Irak, które jest stroną Traktatu Rzymskiego. Wówczas jednak jurysdykcja należy przede wszystkim do państwa, na terenie którego domniemane zbrodnie popełniono, zaś MTK mógłby wkroczyć – o czym już wspominałem – jedynie, gdyby państwo nie było w stanie lub nie mogło jurysdykcji krajowej wykonać.

Amerykanie stawiają wiele zarzutów procedurze stosowanej przez MTK – np. brak ławy przysięgłych, przyjmowanie dowodu z pogłosek, czyli ze słyszenia, czy brak wypuszczenia za kaucją. To rzeczywiście wady procedury?

Wolałbym nie usłyszeć tego pytania, albowiem odpowiedź, jakiej muszę udzielić, będzie bardzo pryncypialna. Otóż Amerykanie mają jakąś niewytłumaczalną skłonność do krytykowania czy wręcz potępiania wszystkiego, co nieamerykańskie lub inne niż amerykańskie. Być może postawa taka wynika głównie z braku wiedzy o tym, że poza amerykańskim istnieją na świecie także inne, znakomicie funkcjonujące systemy karnoproceduralne. Jeżeli wiernie pani przytoczyła formułowane za Atlantykiem zarzuty, to dochodzi do tego także brak wiedzy na temat tego, jak w istocie wygląda proces przed MTK. Jest moim zdaniem jakimś paradoksem, że tego rodzaju zarzuty płyną z kraju o raczej niskim poziomie kultury prawnej, w którym poszanowanie praw człowieka, w tym także prawa do rzetelnego procesu sądowego, pozostawia wiele do życzenia.
Amerykanie mają niewytłumaczalną skłonność do krytykowania wszystkiego, co nieamerykańskie