To na razie tylko pobożne życzenie. Resort sprawiedliwości woli wydawać pieniądze na elektroniczne wokandy, z których mało kto korzysta, zamiast zapewnić stronom możliwość śledzenia protokołowania rozprawy.

Z protokołami rozpraw często są problemy. Albo czegoś w nich nie ma, albo jest inaczej. W efekcie strony i ich pełnomocnicy muszą wsłuchiwać się w to, co jest dyktowane do protokołu, i reagować na przekazywaną przez sędziego treść, jeśli mają zastrzeżenia. Choć dziwnie to zabrzmi, dobrze być pozwanym albo oskarżonym. Osoba w takiej roli ma bowiem szansę patrzeć przez ramię protokolanta. Ale nie zawsze. Często ława obrońcy albo miejsce pełnomocnika pozwanego są oddalone od monitora protokolanta, więc trzeba jeszcze pilnować, by spaść z krzesła.

Wierne oddanie rozprawy

A protokół ma zasadnicze znaczenie dla odtworzenia tego, co działo się na rozprawie.

- Protokół spełnia funkcję wiernego odtworzenia przebiegu danego posiedzenia. Oznacza to, że rzetelnie sporządzony protokół pozwala sądowi na wydanie orzeczenia odpowiadającego wynikowi przeprowadzonego postępowania. Rzetelne przygotowanie protokołu pozwala oddać prawdziwy przebieg rozprawy, a to – w przypadku wątpliwości co do prawidłowości – pozwala skutecznie podjąć przez instancje odwoławcze czynności kontrolne prawidłowości przeprowadzonego postępowania. Co więcej, rolą protokołu jest również prawidłowe odzwierciedlenie treści wypowiedzi poszczególnych osób obecnych na sali sądowej – świadków, biegłych czy stron postępowania. W szczególności protokół zawierać musi, poza zgłoszonymi wnioskami, także wzmiankę o pouczeniach, wynik postępowania dowodowego - wymienia radca prawny Mariusz Bidziński z Kancelarii Radcowskiej Chmaj i Wspólnicy.

Czego więc nie ma w protokole, nie istnieje. Sędziowie jednak nie zawsze palą się do protokołowania ostrzejszej wymiany zdań między pełnomocnikami, czy zapisywania zachowań stron i obrońców, których poniosły emocje. A takie sytuacje zdarzają się każdego dnia: ktoś próbuje wyprowadzić kogoś z równowagi, czy prawnik próbuje naprowadzić świadka na powiedzenie tego, co oczekuje usłyszeć.

- Prowadzenie rozprawy bez wątpienia wymaga umiejętności psychologicznych: atmosfera zbyt nerwowa zaburza swobodę wypowiedzi, z kolei zbytni luz każe postawić pytanie, kto kieruje rozprawą: sąd czy strony? Wstrzemięźliwość sędziów w zapisywaniu negatywnych zachowań może mieć kilka przyczyn. Bardzo często jakieś zachowanie, które widzi druga strona, może umknąć sędziemu, który przecież musi jednocześnie panować nad kilkoma kwestiami: dyktowanie protokolantowi, sprawdzanie, co zostało zapisane, pytania do świadka, obserwowanie świadka, powściąganie zapalczywości stron - wyjaśnia sędzia Bartłomiej Przymusiński ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.

Dodaje, że może więc być tak, że strona przeciwna dostrzega np. jakieś gesty drugiej strony, które mogły umknąć sędziemu. Jeżeli nawet sędzia je zauważa, bywa, że trudno mu ubrać w słowa np. ironiczny uśmiech, bo to jednak już element interpretacji, a nie suchy fakt. Wreszcie, jeżeli nerwy ponoszą zawodowego pełnomocnika ale negatywne zachowanie nie miało wpływu na treść dowodu, sędzia może uzna, że wystarczy ustne upomnienie i przypomnienie etycznych powinności prawniczej profesji.

- Jeżeli druga strona jednak obstaje, aby zapisano do protokołu jakiś „wybryk” przeciwnika to winna wnosić zastrzeżenie w trybie art. 162 kodeksu postępowania cywilnego, bądź wniosek o sprostowanie protokołu - podpowiada sędzia Przymusiński.

- Niestety, w przypadku protokołu tradycyjnego, pełnomocnicy niejednokrotnie zmuszeni są do korzystania z przyznanego im prawa do żądania sprostowania protokołu (art. 160 k.p.c.) - przyznaje mec. Bidziński.

Na treść protokołu trzeba zwracać uwagę, bo jest on podstawą wyrokowania. Jednak - jak zaznacza adwokat Piotr Barczak - nie ma to polegać na toczeniu bojów o każdy szept czy przecinek, ale o zabezpieczenie interesu klienta.

- Zawsze pilnuję protokołu. Będąc po stronie pozwanej zerkam przez ramię protokolantowi, a reprezentując powoda - lub jeśli nie da się czytać - słucham, co dyktuje sędzia. Czasem sędzia nie dyktuje, co przyspiesza procedowanie, ale utrudnia mi kontrolowanie treści protokołu. Często też prostuję na bieżąco dyktowaną treść zeznań, jeśli uważam, że odbiega od faktycznej wypowiedzi wypaczając jej treść lub - co częste - sędzia nie dosłyszy wypowiedzi świadka lub strony - mówi mec. Barczak.

Dodaje, że rzadko ma takie sytuacje, kiedy treść zeznań, a co za tym idzie protokołu, staje się sporna między stronami lub między nim a sądem.

- W takiej sytuacji raczej staram się doprowadzić do ponownego sformułowania wypowiedzi przez zeznającego, aby przeciąć dyskusje. Uważam, że prostowanie protokołu w takiej sytuacji to sztuka dla sztuki, choć nie wykluczam tego rozwiązania w ostateczności - wskazuje.

- Nie uważam też za konieczne protokołowania zachowania pełnomocnika czy strony przeciwnej, polegającego na czynieniu uwag czy docinków. Zawsze zwracam sądowi uwagę na takie zachowania, ale ma to służyć dyscyplinowaniu takiej osoby w trakcie zeznań, a nie czynieniu jakichś zarzutów w przyszłości. Nie bardzo widzę możliwość wykorzystania tego w formie np. zarzutu apelacji. Co innego, jeśli pełnomocnik pomaga świadkowi lub stronie podpowiadając treść zeznań. W takim przypadku zawsze reaguję i żądam zaprotokołowania tego faktu - mówi dalej mec. Barczak.

Choć przyznaje, że efekt tego jest różny. Ale prawie zawsze skutkuje to uciszeniem pełnomocnika i istotnie wpływa na sposób zeznawania świadka czy strony. Jeśli odpowiedź nie dotyczy kluczowej okoliczności dla sprawy (a zwykle nie dotyczy, bo pełnomocnicy są nadgorliwi i pomagają już od pierwszych zdań), taki rezultat interwencji jest wystarczający.

- Na sali sądowej używane sformułowania mogą mieć istotne znaczenie pod względem prawnym. Skoro zatem każde słowo, szyk zdań czy interpunkcja może wpłynąć na rozstrzygnięcie danej sprawy, to słusznym jest wnioskowanie przez pełnomocników o sprostowanie protokołu do kształtu faktycznie odpowiadającego przebiegowi posiedzenia. Nie bez powodu mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach - pointuje mec. Bidziński.

Monitor przed sobą

Problem z pilnowaniem protokołu wydaje się dość łatwy do rozwiązania. Jest to zasadniczo jedynie kwestia finansowa.

- Ministerstwo wolało jednak wydać pieniądze na monitorki z elektroniczną wokandą przed salą rozpraw, z których prawie nikt nic nie potrafi odczytać. Każda ze stron powinna mieć zaś taki monitor przed sobą, aby móc widzieć treść protokołu - apeluje sędzia Przymusiński.

Podobnie mec. Barczak uważa, że środki poszły nie na to, co jest naprawdę potrzebne do usprawnienia procesu.

- Reforma procedury cywilnej poszła w zupełnie nietrafionym kierunku. Zamiast nagrywania, które dla wszystkich jest utrapieniem (choć niekiedy jest pomocne), powinno to wyglądać w ten sposób, że jest profesjonalista - stenotypista protokołujący rozprawę oraz monitory do śledzenia treści protokołu dla sądu i każdej strony. Monitor w stole, a nie zasłaniający pół stołu sędziowskiego, przez co przemawiać trzeba niekiedy do tyłu monitora lub w ekwilibrystycznej pozie - wskazuje mec. Barczak.