W tekście Jaromira Rybczaka jak w soczewce skupiły się wszystkie obawy, które od dnia podpisania nowego regulaminu dominują na wyższych szczeblach prokuratury - pisze prokurator Jacek Skała.
Gdy w ubiegły piątek, wychodząc z sali sądowej, zrzucałem togę, pomyślałem o przedłużonym weekendzie. Miał to być czas bez spraw dotyczących prokuratury. Nie udało mi się z dwóch powodów. Jeden z nich zawdzięczam panu prokuratorowi Jaromirowi Rybczakowi, drugi zaś Zygmuntowi Miłoszewskiemu, popularnemu ostatnio autorowi książek o prokuratorze Szackim.
Pan prokurator Rybczak, który na co dzień współszefuje Prokuraturze Okręgowej w Rzeszowie, na łamach ostatniego październikowego numeru Prawnika opublikował tekst pod wymownym, ale i prawdziwym tytułem „Prawodawca (niezbyt) racjonalny”. O powieściach kryminalnych Miłoszewskiego wiele można by zapewne powiedzieć, ale nie jestem do tego póki co upoważniony po dwustu raptem stronach pierwszej części trylogii o prokuratorze Szackim, która podobnie jak tekst prokuratora Rybczaka trafiła w moje ręce pechowo akurat w pierwszym dniu weekendu.
Lektura „Uwikłania” doprowadziła mnie do konstatacji, że nawet autor popularnych kryminałów wie, że w strukturze prokuratury coś jest nie tak. Nie wie tego niestety albo nie chce wiedzieć pan prokurator Rybczak, który w swoim tekście jak w soczewce skupił i pokazał dominujące od ostatnich dni września na wyższych szczeblach prokuratury uczucie. To uczucie strachu przed tym, że podpisany jeszcze przez poprzedniego ministra regulamin prokuratury spowoduje coś, co wydawałoby się niemożliwe w patologicznym systemie wywodzącym się jeszcze z poprzedniej epoki – sprawiedliwy podział pracy i odpowiedzialności. Cel ten ma zostać osiągnięty dzięki dwóm wprowadzonym we wspomnianym regulaminie rozwiązaniom – zasadzie obowiązkowego referatu oskarżycielskiego dla każdego prokuratora i właściwości rzeczowej prokuratur okręgowych oraz apelacyjnych, które wespół w obliczu nadchodzącej wielkimi krokami reformy procesu karnego wprowadzanej pod hasłami kontradyktoryjności miałyby pomóc w odciążeniu prokuratur rejonowych prowadzących dziś 99,5 proc. spraw. Główne rozwiązania tej reformy zaczną obowiązywać od 1 lipca 2015 r.
Trafna diagnoza pisarza
Zanim jednak szerzej o przepisach regulaminu w kontekście zmian w kodeksie postępowania karnego i w kontekście przygotowania prokuratury do stawienia im czoła, na chwilę wrócę do „Uwikłania.” Pisze w nim Zygmunt Miłoszewski, osoba z zewnątrz prokuratury, jak wygląda praca prokuratora liniowego w jednostce rejonowej oraz prokuratorów z jednostek nadrzędnych. Trafność jego diagnozy jest uderzająca. Prokurator Szacki, którego los przydzielił do jednej z warszawskich prokuratur rejonowych, jak większość z nas ma nienormowany czas pracy, co w praktyce oznacza sześćdziesiąt godzin tygodniowo. Na dokładkę musi asystować przy „krojeniu trupów” i bez szemrania wykonywać dyspozycje swoich rozlicznych przełożonych. Jak pisze dalej Miłoszewski „w całej prokuraturze więcej było szefów i kierowników niż dyrektorów w państwowych przedsiębiorstwach”.
Jednym z tych szefów jest pan prokurator Rybczak, który z perspektywy swojego fotela patrzy na prokuraturę wybiórczo. Trzeba jednak w tym miejscu oddać koledze, że miewa przebłyski. Co prawda w kilku miejscach swojego felietonu prokurator Rybczak stara się w sposób znany ze sprawozdań prokuratora generalnego dezawuować i bagatelizować pracę prokuratorów prokuratur rejonowych, podkreślając, że zajmują się oni w dużej mierze prowadzeniem spraw przeciwko pijanym kierowcom, to jednak w podsumowaniu wskazuje, że gdy on piastował stanowisko liniowego prokuratora w rejonie, cieszył się z możliwości prowadzenia spraw bardziej skomplikowanych, które pozwalały mu wykazywać się umiejętnościami.
Pojawia się zatem pytanie, jak to jest w rzeczywistości. Czy oni rzeczywiście w prokuratorach rejonowych prowadzą sprawy pijanych kierowców, a jedyny Rybczak cieszył się ze śledztw bardziej skomplikowanych? Otóż trzeba powiedzieć to z pełną odpowiedzialnością. Fakt, iż prokuratury rejonowe zajmują się około 99,5 proc. wszystkich z ponad miliona spraw wpływających rocznie do prokuratury powoduje, że siłą rzeczy są wśród nich również sprawy najcięższe, nieróżniące się w istocie od tych prowadzonych przez wydziały śledcze i przestępczości zorganizowanej na wyższych szczeblach. I nie jest tak, że sprawy takie prowadził wyłącznie prokurator Rybczak, gdy jeszcze był w rejonie. Prowadzi je większość z nas. Żeby nie być gołosłownym, wystarczy przywołać przykład Amber Gold. Takich ambergoldów w rejonach nie brakuje, a ta konkretna sprawa trafiła na wyższy szczebel tylko dlatego, że znalazła się na czołówkach serwisów informacyjnych, a nie dlatego, że właściwe służby wcześniej zawiadomiły o niej samą Prokuraturę Generalną.
Liczenie kierowników
Wróćmy jeszcze do „Uwikłania”, a konkretnie do tego, jak się ma teza o „kierownikach” w prokuraturze do liczb. Wskazaliśmy to ministrowi sprawiedliwości w opinii dotyczącej sprawozdania prokuratora generalnego za rok 2013, podkreślając, że za mylące należy uznać wywody Andrzeja Seremeta o liczbie prokuratorów zajmujących się nadzorem. Jak wynika ze sprawozdania, na szczeblu prokuratury apelacyjnej oraz okręgowej czynności związane z nadzorem nad postępowaniem przygotowawczym sprawuje łącznie 275 osób, a więc 15,5 proc. kadry zatrudnionej na tych szczeblach prokuratury, co stanowi 5 proc. wszystkich osób (bez ścisłego kierownictwa) faktycznie zatrudnionych na stanowiskach orzeczniczych w powszechnych jednostkach organizacyjnych prokuratury szczebla rejonowego, okręgowego i apelacyjnego (na dzień 31 grudnia 2013 r. to 5286 osób).
Podawane przez prokuratora generalnego liczby nie uwzględniają 907 stanowisk funkcyjnych, obsadzanych w trybie art. 13, 13a i 13b ustawy o prokuraturze, w tym: 11 prokuratorów apelacyjnych, 19 zastępców prokuratorów apelacyjnych, 45 prokuratorów okręgowych, 61 zastępców prokuratorów okręgowych, 357 prokuratorów rejonowych, 414 zastępców prokuratorów rejonowych. Nie uwzględniają również funkcjonujących w jednostkach okręgowych i apelacyjnych prokuratury 208 naczelników wydziałów i kierowników samodzielnych działów. Wszystkie spośród wymienionych osób de facto zajmują się nadzorem. Łącznie daje to liczbę 1115. Biorąc to pod uwagę faktyczna liczba nadzorców urasta do 1390. Oznacza to, że nadzorem zajmuje się co najmniej jedna czwarta prokuratorów.
Do liczby tej nie wlicza się osób wykonujących inne zadania, np. związane z obrotem międzynarodowym, rozstrzyganiem sporów kompetencyjnych, szkoleniami, obsługą prasową, obsługą systemów informatycznych, działalnością organizacyjną. Liczba takich prokuratorów szacowana jest w sprawozdaniu na 273, co daje w sumie 1663 osoby. Po doliczeniu ok. 120 prokuratorów zatrudnionych w Prokuraturze Generalnej mamy już prawie 1800 osób.
Jeśli uwzględnić w tych obliczeniach prokuratorów przebywających na długotrwałym leczeniu oraz leczeniu incydentalnym, okazuje się że spośród 6281 prokuratorów niespełna 4000 jest do stałej dyspozycji w tzw. linii. Wśród nich jest również kilkuset kierowników działów, co wymaga podkreślenia jedynie na marginesie, gdyż jest to jedyna grupa funkcyjnych prokuratorów prowadzących na co dzień jak każdy z nas postepowania przygotowawcze.
Powyższa liczba jest zbyt mała, aby sprostać wymogom kontradyktoryjnego procesu karnego. Zdumiewająco w tej sytuacji brzmią niektóre tezy sprawozdania zawierające ocenę jakości czy potrzeby istnienia nadzoru w obecnej postaci. Wielokrotnie wskazywaliśmy na zbyteczność nadzoru, zwłaszcza w sytuacji, gdy od wielu lat nadzór instancyjny sprawują sądy. Taka forma nadzoru w prokuraturze ma śladowy wręcz charakter i dotyczy m.in. decyzji o dowodach rzeczowych czy też podejmowanych w sprawach przestępstw ściganych z oskarżenia prywatnego.
W tym stanie rzeczy co najmniej zdziwienie budzi wyrażony w sprawozdaniu pogląd, iż „prokuratorzy prowadzący postepowania chętnie korzystają z pomocy prokuratorów sprawujących zwierzchni nadzór służbowy”. W rzeczywistości nadzór ten jest niemerytoryczny i czysto formalny. Jego konsultacyjny charakter jeszcze bardziej osłabia argumenty za utrzymaniem go w tej postaci. Teza zatem o wysokiej efektywności nadzoru jest chybiona, a wskazują na to przypadki głośnych spraw, np. śmierci gen. Marka Papały, uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika czy wspomniana wyżej Amber Gold. We wszystkich tych sprawach nadzór był sterowany z poziomu Prokuratury Generalnej i miał strukturę piętrową.
Cały felieton czytaj w eDGP.