Chcemy racjonalnie dokończyć te prace zgodnie z kalendarzem legislacyjnym. Nie może być tak, że jak po wypadku dużo się mówi o bezpieczeństwie, to strategiczny, 400-stronicowy dokument będzie napisany szybciej. Mamy najlepszy system ratownictwa i najbardziej szczelny system bezpieczeństwa. Ale najczęściej zawodzi człowiek" – dodał wicepremier.



Wyższy Urząd Górniczy, uzasadniając potrzebę wprowadzenia nowych regulacji zaznaczył, że wraz z rosnącą głębokością eksploatacji zmieniają się warunki geologiczne, potęgują się zagrożenia, zmienia się też charakter tych zagrożeń. Zmienia się również technika górnicza oraz sposoby eksploatacji; pojawiają się urządzenia nowej generacji - dowodził WUG.

Jedną z intencji dokumentu jest uproszczenie niektórych procedur i regulacji – tam, gdzie nie będzie to miało negatywnego wpływu na bezpieczeństwo pracy. Chodzi m.in. o umożliwienie zgłaszania wypadków przy użyciu różnych dostępnych środków łączności (wcześniej było to zawężone), zniesienie obowiązku posiadania planu rozmieszczenia podręcznego sprzętu gaśniczego czy obowiązku powiadamiania właściwego organu nadzoru górniczego o zamiarze zastosowania po raz pierwszy nowych typów maszyn, urządzeń, materiałów i wyrobów z tworzyw sztucznych.

"Rynek górniczy spodziewa się, że poluzujemy kwestie dopuszczania pewnych urządzeń czy materiałów, które - wykorzystywane akurat w górnictwie, są dużo droższe tylko dlatego, że posiadają odpowiedni certyfikat. Rynek sygnalizuje, że poluzowanie tych rygorów pomogłoby obniżyć koszty. Ale strona społeczna i naukowcy podchodzą do tego bardzo ostrożnie" - ocenił wicepremier.

Przed kilkoma dniami dyrektor departamentu górnictwa w Ministerstwie Gospodarki Maciej Kaliski informował, że projekt jest już gotowy i trafił do Rządowego Centrum Legislacji.

Odnosząc się do wypadku sprzed tygodnia w kopalni Mysłowice-Wesoła Janusz Piechociński zwrócił uwagę, że doszło do niego w poniedziałek, po sobotnio-niedzielnej przerwie w pracy. "A nasze olbrzymie doświadczenia mówią o tym, że zagrożenie metanowe narasta w czasie przerw w eksploatacji, po prostu w czasie pracy następuje niejako naturalne odmetanowienie ściany" - zauważył.

Podkreślił też, że na pewno w momencie wypadku nie pracował kombajn węglowy. "50 proc. wypadków z metanem zaczyna się od iskry spod noża skrawającego kombajnu, który uderza np. w kawałek skały - zaznaczył. "Przyczyna musiała być inna, ale nie wiemy, czy zawiodła technika, czy człowiek, czy być może doszło do rzadkiego samozapłonu" - dodał Piechociński.

Na poziomie 665 m doszło prawdopodobnie do zapalenia bądź wybuchu metanu. W rejonie wypadku trwają poszukiwania zaginionego górnika. W poniedziałek zmarł w szpitalu inny górnik, jeden z 31 poszkodowanych.