Im więcej ostatnio śledzę doniesień w mediach o sukcesach dzielnych stróżów prawa, tym częściej zadaję sobie pytanie, czy ktokolwiek jeszcze pamięta o podstawowej zasadzie – filarze państwa prawa: proporcjonalności kary, reakcji i podjętych środków do domniemanego przestępstwa.
Adw. Andrzej Zwara prezes Naczelnej Rady Adwokackiej / Dziennik Gazeta Prawna
Kilka dni temu jeden z tabloidów barwnie opisał policyjne zatrzymanie pewnego celebryty. Znany aktor wracał ulicami Warszawy z planu filmowego. Obok niego nagle pojawił się nieoznakowany samochód z funkcjonariuszami policji. Błysnęły koguty, zawyły syreny, pisk opon, a po chwili na ulicy zaroiło się od rosłych uzbrojonych mężczyzn. Zaczęła się wnikliwa kontrola. Scena jako żywo przypominała obrazki z zatrzymywania groźnych gangsterów albo co najmniej przemytników broni.
Funkcjonariusze nie znaleźli jednak żadnych rewolwerów, tłumików, karabinów, siedmiu fałszywych paszportów, tylko zaledwie kilka gramów marihuany. Faktycznie, jest to przestępstwo. Jest i sukces policji dodatkowo odtrąbiony w poczytnej gazecie, która tak się składa – zapewne przypadkiem – o wszystkim wiedziała i zdążyła wysłać na miejsce fotografa. Winny czy nie, w mediach – dzięki przeciekowi o akcji – już skazany.
Kolejny news: Sąd Okręgowy w Koszalinie uznał za winnego dyrektora okręgowego Służby Więziennej w Koszalinie. Mężczyzna wpłacił grzywnę w wysokości 40 zł za osadzonego w areszcie niepełnosprawnego intelektualnie mężczyznę, który ukradł wafelek za 99 groszy. Arkadiusz K. trafił do aresztu, bo nie zapłacił 100 zł grzywny za kradzież ciastka. Grzywnę zamieniono na 5 dni aresztu. W świetle prawa dyrektor naruszył przepis zabraniający uiszczenia grzywny za więźnia, jeśli nie jest się dla niego bliską osobą. I znów cisną się pytania, dlaczego do aresztu za kradzież batonika wartego 99 groszy trafia osoba, która – wiele na to wskazuje – jest niepełnosprawna intelektualnie? Wyroku wydanego wobec dyrektora Służby Więziennej nawet nie warto komentować. Nie spieram się: prawo złamano. Ale jest wiele dróg, by sprawę zakończyć zgodnie z poszanowaniem, duchem i literą prawa.
Powyższe przykłady to efekt trendu, który narasta od lat. Pamiętam sprzed 5 lat, jak ABW spektakularnie skuwała w kajdanki urzędników ZUS podejrzewając, iż przyjęli łapówkę w postaci telewizora albo blachy dachowej. Proces ruszył dopiero w tym roku, a podejrzani odpowiadają z wolnej stopy. Winni czy nie, dzięki akcji ABW w miejscu pracy zostali naznaczeni jako przestępcy.
Te i wiele innych spraw pokazują specyfikę działania aparatu państwa. Często stosowane są środki rażąco niewspółmierne do czynów, wagi sprawy oraz powagi podejrzeń. W drobnych sprawach działamy ze zdwojoną siłą, mocno, spektakularnie, z medialną pompą. W dużych, poważnie godzących w porządek prawny, grzęźniemy w biurokracji i ogólnej niemocy. Nie będę wyliczał głośnych obietnic i deklaracji kolejnych ministrów spraw wewnętrznych, bo nie jest moim celem natrząsanie się z nich. Ale jeśli chcemy, aby państwo i jego aparat budziły szacunek, to nie wystawiajmy ich na szyderstwo, strzelając z armaty do wróbla.
Przypomina mi się rysunek Andrzeja Milewskiego, który krążył ostatnio w internecie. Przedstawia on salę rozpraw, w której sędzia do prokuratora mówi: „Orzekam karę w zawieszeniu”, na co prokurator: „Znowu? Co trzeba zrobić, żeby sąd wreszcie zamknął pijanego kierowcę?” Sędzia odpowiada: „Podrzućcie mu kradziony wafelek”.