Klient też człowiek. Poza tym więc że jest klientem, może się okazać kimś, kto tak samo jak jego pełnomocnik czy obrońca lubi jeździć na nartach, słuchać Debussy'ego w wykonaniu Rafała Blechacza bądź brać udział w corocznym marszu jamników w Krakowie. Czy mogą zatem robić to razem?

Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, ale sprawa nie jest aż tak oczywista, by mogła się zamknąć w krótkiej odpowiedzi - „tak”.

- Przez dwadzieścia lat w zawodzie adwokata poznałem mnóstwo ludzi. Z niektórymi utrzymuję kontakt, z kilkoma zaprzyjaźniłem się. Współpracuję z prezesem zarządu spółki, z którym po dwóch latach zaczęliśmy być po imieniu, w kolejnych zaczęliśmy chodzić do teatru, bywać w swoich domach, wyjeżdżać na wakacje, spacerować z psami. Taki proces był nieunikniony, bo spędzaliśmy ze sobą więcej czasu, niż z własnymi rodzinami. Jego żonie łatwiej było zadzwonić do mnie z informacją do męża, niż dodzwonić się do niego bezpośrednio. Polubiliśmy się. Na pewno wkładałem w tę pracę więcej serca niż w inne zlecenia. On na pewno był gotowy łagodniej mnie ocenić w wypadku porażki. Taka relacja wspomagała powodzenie wspólnej pracy. Jednak zawsze czujnie rozdzielaliśmy sprawy osobiste od zawodowych. Z czasem zaczęliśmy mniej ze sobą pracować. Współpracę zawodową scedowaliśmy na współpracowników. Przyjaźń pozostała – opowiada adwokat Andrzej Michałowski.

Rzeczywistość adwokacka

Adwokat Magdalena Czernicka-Baszuk także w wybraniu się na kawę czy obiad z klientem nie widzi niczego złego, ale jeżeli spotkanie to ma być poświęcone sprawie.

- Z tym zastrzeżeniem oczywiście, że decydujące znaczenie ma tu charakter sprawy, jaką mi klient powierzył i osoba samego klienta. Pamiętajmy jednak, że miejscem stworzonym do spotkań z klientami jest kancelaria. Są sytuacje, w których adwokat nie powinien być widywany wraz z klientem w miejscach publicznych, myślę tu w szczególności o sprawach karnych, czy też o klientach rozpoznawalnych publicznie. Tak więc nie widzę żadnego powodu do takich spotkań z klientami sprowadzającymi się np. do wspólnego wyjścia na koncert – dodaje.

Czasem jednak życie się toczy własnym torem zanim zdążymy przeanalizować całą sytuację, a relacje na linii adwokat - klient stają się bliższe, niż adwokat to zakładał i dzieje się to w sposób naturalny.

- Trzeba się w tym właściwie znaleźć. Kiedy bliskość jest na siłę – bo taki styl - można tylko stracić. Taki klient rzeczywiście może zacierać konieczny profesjonalny dystans, a przestaje czuć się zobowiązany do swojej części współpracy – zwraca uwagę mec. Andrzej Michałowski.

I wskazuje, że choć nie zadziera nosa to jednak nie uznaje z klientami zwrotów ani „Panie Andrzeju”, ani tym bardziej nieuzasadnionego przechodzenia na „ty”.

- W sprawach cywilnych utrudnia to profesjonalną współpracę, w sprawach karnych niebezpiecznie zbliża się do wspólnego grypsowania – tłumaczy. I dodaje, że nawet zatem jeżeli z klientem jest zaprzyjaźniony, to publicznie stara się unikać demonstrowania zażyłości. - To bardziej szkodzi niż pomaga. Obydwu stronom – podkreśla.

I tak też te relacje układa zbiór zasad etyki adwokackiej i godności zawodu, który w par. 18 stanowi, że adwokat powinien unikać publicznego demonstrowania swego osobistego stosunku do klienta, osób bliskich klientowi oraz innych osób uczestniczących w postępowaniu. Ponadto, kodeks etyki adwokackiej wchodzi w te relacje znacznie. Nie tylko bowiem okazywanie zażyłości, ale i sama zażyłość jest ograniczona paragrafem. I tak zgodnie z par. 52, adwokat nie powinien dopuszczać do sytuacji, która uzależniałaby go od klienta.

To jednak nie oznacza, że zasady etyczne zakazują adwokatom budowania dobrych relacji z klientami, wspólnego spędzenia czasu, czy poznawania się. Kontakty z klientami, które polegają na spotkaniach w trakcie wykonywania zlecenia lub po, np. na obiedzie, albo kolacji, są często wpisane w realia wykonywania tego zawodu.

- Nawet bez omawiania spraw zawodowych. Nie mam nic przeciwko takim relacjom, jeżeli to mili, kulturalni i interesujący ludzie. A innych klientów nie miewam – mówi mec. Michałowski.

Podobnie uważa adwokat Krzysztof Boszko, który również nie widzi niczego złego w spotykaniu się towarzysko z klientami.

- Z niektórymi klientami zakolegowałem się i prowadzę też sprawy moich kolegów – dodaje. I wskazuje, że nie sądzi, by rzecznik dyscyplinarny w takich relacjach mógł znaleźć jakąś podstawę do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. - Liczy się zdrowy rozsądek – pointuje mec. Boszko.

Więcej emocji

Nie sposób jednak uniknąć sytuacji, w której klient okaże się wyjątkowo czarującym mężczyzną, albo zwalającą z nóg kobietą. I tu od razu rzuca się na myśl jak Curt Riess opisywał proces Maty Hari w książce „Procesy które poruszyły świat”: „Na sali jest też adwokat Maty Hari, Maetre Clunet, o wiele starszy od pozostałych, średniego wzrostu, tęgiej budowy, siwy, 75-letni mężczyzna wyglądający jednak znacznie starzej.

Jest nie tyle zainteresowany „przypadkiem Maty Hari, co nią samą. W trakcie rozprawy wypłynie zresztą kwestia, która nie była skądinąd tajemnicą, że był niegdyś bez pamięci zakochany w oskarżonej i że prawdopodobnie należał też do tej – niemałej zresztą – grupy mężczyzn, z którymi utrzymywała stosunki intymne, i że zapewne nadal ją kocha”.

I choć polskie sądy nie są świadkami takich scen, to jednak wykluczone nie jest, że klient mógłby chcieć zwyczajnie pójść ze swoim adwokatem na randkę. Albo odwrotnie.

- Zdarzały się takie przypadki, że w toku procesu nawiązywała się bardzo bliska relacja między adwokatem a klientem. To są jednak sytuacje, które mogą zakłócić jasność oceny obrońcy i zachwiać profesjonalnym jego postępowaniem. W skrajnych wypadkach taka bliskość mogłaby doprowadzić do przekroczenia granic etycznych, a nawet prawa. Miłość jest ślepa i może skłonić do różnych zachowań, w tym do łamania prawa dla obrony ukochanej osoby i np. próby przekupstwa czy też posłużenia się sfałszowanym dokumentem – przestrzega mec. Krzysztof Boszko.

Tłumaczy przy tym, że taki syndrom zakochiwania się klienta w obrońcy, a więc kimś kto niesie mu pomoc jest jednak wytłumaczalny psychologicznie.

- Adwokat w relacji z klientem powinien zachowywać dystans i chłodny profesjonalizm. Nie służą temu bliższe relacje z klientem. Utrudniają adwokatowi obiektywny ogląd sytuacji a z punktu widzenia klienta mogą spowodować oczekiwania wykraczające poza akceptowalny etycznie sposób reprezentowania jego interesów. Taka sytuacja może generować emocje, których w relacji adwokat – klient być nie powinno – przyznaje także mec. Magdalena Czernicka-Baszuk.

- No ale to teoria – dodaje.

- Jesteśmy tylko ludźmi. Mamy swoje sympatie i antypatie, emocje i uczucia są oczywistą i ważną częścią naszej osobowości. Nie sposób a priori wykluczyć sytuacji, w której osoba klienta wywoła w nas mniej lub bardziej intensywne emocje. Dla czystości relacji powinno się zatem w takiej sytuacji, jeśli potrafimy, odsunąć uczucia na bok albo rozważyć zakończenie relacji zawodowej, wypowiedzenie pełnomocnictwa – zauważa.

Dodaje jeszcze, że w sytuacji, kiedy klient w sposób mniej lub bardziej widoczny sugeruje swoje emocjonalne zaangażowanie kobiecie adwokatowi, należy niezwłocznie wyjaśnić mu niedopuszczalność takiej sytuacji w stosunkach adwokat – klient. Następnie zakończyć relację zawodową.

- Niezależnie od tego, czy chcemy kontynuować relację prywatną czy nie. W pierwszym wypadku, dla dobra relacji prywatnej, w drugim, w imię zasad. Charakter skodyfikowanych zasad etyki i godności zawodu wyklucza możliwość opisania w nich wszystkich możliwych sytuacji wątpliwych deontologicznie. Wówczas należy kierować się zdrowym rozsądkiem i zwykłym poczuciem przyzwoitości – podkreśla.

Odchodząc od wątku romansu rodem z paryskiego procesu z 1917 r. można zauważyć, że na sali sądowej zdarzają się różne sytuacje. Kodeks etyki adwokackiej nie zobowiązuje bowiem klienta do powściągliwego zachowania, a wygrana w procesie sprzyja uzewnętrznieniu radości.

- Pamiętam, że kiedyś po ogłoszeniu korzystnego wyroku moja klientka (piękna znana kobieta, którą znam od kilku lat, ale jesteśmy na „pani” i „pan”) publicznie rzuciła się w moje ramiona z radości. Uściskaliśmy się i uznałem to za całkowicie uzasadnione wyrażenie emocji. Nie interesuje mnie co pomyśleli zazdrośnicy, którzy na nas patrzyli. Nic im do tego, skoro relacje z moją klientką pozostały właściwe – wspomina mec. Michałowski.

Przychodzi kolega do prawnika

W temacie relacji adwokatów z klientami nie sposób pominąć tej grupy klientów, którzy stali się klientami na długo po tym, jak zostali znajomymi. Każdy adwokat ma takich klientów. Są to koledzy ze szkoły, studiów, rodzice kolegów swoich dzieci, znajomi z nart czy pracy.

Wówczas podejmowanie się zlecenia przez adwokata od początku jest naznaczone bliskością relacji.

- W takim przypadku jeżeli adwokat zdecyduje się przyjąć takie zlecenie, to ta bliskość w trakcie wykonywania zlecenia nie ma już większego znaczenia. Może tylko w takiej sytuacji bardziej drżę, żeby nic złego się nie wydarzyło. Jeżeli natomiast znajomość z potencjalnym klientem może mieć negatywny wpływ na współpracę (z przyczyn leżących po stronie klienta albo mojej) to nie podejmuję tej współpracy – a już z pewnością kiedy zlecenie jest przeciwko innemu znajomemu - mówi mec. Michałowski.

Zapytany o opinię, że nie należy prowadzić zleceń znajomych, bo mają wyższe wymagania, a oczekują ulg finansowych odpowiada, że wyznawcy takiego poglądu mają niewłaściwych znajomych.

Ewa Maria Radlińska