Po niedawnym wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej na temat parodii prawnicze fora internetowe zdominowały opinie, że luksemburski sąd znacząco ograniczył zakres dozwolonej krytyki, a wręcz posłużył się prawem autorskim, aby tylnymi drzwiami wprowadzić cenzurę. Czy autorzy milionów internetowych memów i filmików, którzy w swojej twórczości dość swobodnie mogli się dotąd naśmiewać z muzułmanów czy polskich imigrantów, teraz muszą zacząć obawiać się pozwów?

Jimmy Kimmel, znany amerykański komik i gospodarz popularnego talk show „Jimmy Kimmel Live”, w 2011 r. wyemitował w jednym z odcinków krótką parodię wchodzącego akurat do kin blockbustera „Kapitan Ameryka”. Główną rolę w filmiku zatytułowanym „Kapitan Meksyk” odegrał pulchny, fajtłapowaty meksykański ochroniarz i stały bywalec programu Guillermo.

Zamiast umięśnionego superbohatera na ekranie pojawił się więc wciśnięty w lateksowy kombinezon w barwach meksykańskiej flagi mężczyzna z wyraźną nadwagą, który w rękach dzierży nie tarczę, lecz kapelusz sombrero.

Niewinna parodia szybko wywołała lawinę zjadliwych komentarzy Latynosów w mediach społecznościowych, którzy skarżyli się, że po raz kolejny stali się ofiarami rasistowskiego ataku ze strony Amerykanów.

Gdyby podobny prześmiewczy film wyprodukowano dziś w Europie, niewykluczone, że na internetowym oburzeniu by się nie skończyło.

Zgodnie z wydanym 3 września wyrokiem TSUE parodia jest utworem humorystycznym, nawiązującym do istniejącego już utworu. Nie musi przy tym odnotowywać nazwiska twórcy źródłowego dzieła ani odznaczać się oryginalnością. Najwięcej kontrowersji wzbudziła jednak druga część wyroku, w której unijny sąd podkreślił, że parodia nie może powielać negatywnych, krzywdzących stereotypów. Jego zdaniem autor sparodiowanego dzieła ma prawo do tego, aby nie było ono kojarzone z „dyskryminującym przekazem”, a tym samym podstawy do wysunięcia roszczeń o naruszenie osobistych praw autorskich.

Stanowisko zaprezentowane przez TSUE odbiega zatem od zdroworozsądkowego rozumienia parodii jako utworu, który w niektórych przypadkach balansuje na granicy dobrego smaku, obraża i szokuje. A co więcej, trybunał sformułował definicję zasadniczo różniącą się od poglądów wyrażanych przez sądy krajowe. - Cechy charakterystyczne parodii wymienione przez TSUE świadczą o tym, że jego podejście w tej kwestii jest bardziej liberalne niż to, które dotychczas dominowało w polskich sądach – zauważa dr Zbigniew Pinkalski, dodając, że polskie orzecznictwo w zakresie publikacji i rozpowszechniania parodii, pastiszu czy karykatury nie jest zbyt rozbudowane.

Kluczowy w tym kontekście jest wyrok Sądu Najwyższego z 23 listopada 2004 r. (sygn. akt. I CK 232/04) określający zasady przytaczania cudzego utworu. Sędziowie zwrócili w nim uwagę, że pastisz, karykatura czy kolaż mogą być wykorzystywane w ramach dozwolonego użytku, pod warunkiem, że nie są zwykłym naśladownictwem, zmieniają sens źródłowego dzieła oraz przedstawiają własną, oryginalną perspektywę na poruszaną w nim problematykę. Ponadto w opinii SN z art. 34 ustawy o prawach autorskich i prawach konkretnych wynika, że wykorzystanie cudzego utworu na prawach cytatu wymaga wymienienia twórcy oraz nazwy oryginalnego utworu.

Problematyka parodii w polskim prawie jest uregulowana na gruncie kilku instytucji prawa autorskiego. - Uprawnienie do tworzenia parodii, karykatury bądź pastiszu może wynikać z przesłanki „prawa gatunku twórczości” z art. 29 ust. 1 ustawy. Ponadto parodię możemy uznać za dzieło inspirowane z art. 4 ust. 2 ustawy. Obie podstawy prawne pozwalają na tworzenie takich utworów bez zgody twórców, a zatem ich wykorzystanie nie będzie stanowiło naruszenia praw autorskich – wyjaśnia Daniel Hasik, radca prawny w kancelarii Hasik, Wiński i Partnerzy.

Przepis art. 5 ust. 3 lit. k) dyrektywy 2001/29/WE w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym, który przewiduje możliwość wprowadzenia wyjątku od ochrony prawnoautorskiej w postaci swobody tworzenia parodii , nie został natomiast bezpośrednio transponowany do polskiego systemu prawnego, gdyż nie był obligatoryjny. Zastosowanie definicji, którą sformułował w wyroku unijny trybunał z pominięciem polskich przepisów wiązałoby się zatem z poważnymi trudnościami.

Warunki dozwolonej parodii wskazane przez TSUE zasadniczo stoją w sprzeczności z art. 29 ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych, gdyż ich rozszerzające stosowanie wykraczałoby poza zakres dozwolonego użytku określony przez polskiego ustawodawcę. Zgodnie z art. 28 ust. 1 ustawy cytat, również parodystyczny, można przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość – tłumaczy dr Pinkalski.

Jeszcze więcej dylematów nastręcza prawnikom druga część analizowanego wyroku TSUE, w której uznał on, że parodia jest dozwolona pod warunkiem zachowania właściwej równowagi między interesami twórcy oryginalnego dzieła a wolnością wypowiedzi parodysty. O ile więc ogólna definicja parodii przytoczona przez trybunał teoretycznie rozszerza zakres dzieł, które można objąć wyjątkiem z art. 5 ust. 3 lit. k), o tyle stwierdzenie, że nie może ona prezentować dyskryminacyjnych treści zmierza w przeciwnym kierunku, osłabiając komiczny wydźwięk i przytępiając krytyczne ostrze takich utworów. - Nie powinno się ograniczać parodii poprzez odwołanie do ulotnych, nigdzie wyraźnie nieokreślonych przekonań. A może się tak zdarzyć, gdy twórca, który powołując się na orzeczenie TSUE , stwierdzi, że skojarzenie jego dzieła z obraźliwym, negatywnym przekazem, narusza jego słuszne interesy. Taka argumentacja mogłaby spowodować, że nikt nie będzie czuł się wystarczająco swobodny, aby parodiować inne dzieła z obawy, że łatwo będzie zostać posądzonym o dyskryminację – uważa dr Pinkalski.

- Granica między dyskryminacyjnym charakterem parodii a dosadnym zwróceniem uwagi na istotne zagadnienie społeczne może być płynna, a jej interpretacja odmienna w zależności od wielu czynników – dodaje mec. Hasik.

Emilia Świętochowska