Lektura szczerego i obszernego wywiadu, jakiego udzielił prokurator generalny („Jak coś mi się nie podoba, to mówię” DGP 172/2014), jest bardzo pouczająca. Po raz pierwszy mogliśmy się dowiedzieć, jak naprawdę Andrzej Seremet postrzega sens swojego urzędu i co przeszkadza mu w ustawowej koncepcji prokuratora generalnego, na jaką przecież się godził, ubiegając się o wybór.
Możemy zrozumieć, jaką ma wizję budowania relacji między organami państwa i jaką zasadność widzi w krytyce rozwiązań, które są przyjętą przez ustawodawcę wizją reform wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych. Jestem za to wdzięczny Andrzejowi Seremetowi. I jeśli ośmielam się zabrać głos, to nie po to, by się wadzić, ale by pokazać, gdzie merytorycznie różni nas koncepcja funkcjonowania prokuratora generalnego i gdzie być może leży źródło braku porozumienia między Andrzejem Seremetem a kolejnymi ministrami sprawiedliwości.
Kultura samotności
Najbardziej zawracająca uwagę jest myśl Andrzeja Seremeta, że karmą prokuratora generalnego jest samotność – zarówno ustrojowa, jak i osobista. Ustrojowa, bowiem prokuratura jako organ autonomiczny i organ ochrony prawa, dysponujący legitymacją kontroli konstytucyjności ustaw i legalności rozporządzeń, musi pozostawać w krytycznym dystansie do organów władzy publicznej. Osobista, bowiem brak fraternizacji z osobami sprawującymi funkcje gwarantuje obiektywizm i pozwala na podejmowanie środków procesowych niezależnie od tego, kogo dotyczą. Dodam do tego, już od siebie, samotność polityczną – bowiem mrzonką byłoby twierdzenie, że prokuratura odpowiedzialności o takim charakterze nie ponosi. Oczywiście, nie chodzi tu o klasyczną odpowiedzialność polityczną, ale o to, że śledczy zawsze będą rozliczani przez obywateli, skoro prokuratura realizuje – lepiej lub gorzej – konkretną wizję polityki karnej, wyznaczonej przez ustawodawcę w odpowiedzi na społeczne poczucie sprawiedliwości. Tak bardzo aprobowany przez Andrzeja Seremeta i wiele środowisk prokuratorskich rozdział osobowy między ministrem sprawiedliwości a prokuratorem generalnym ma, prócz oczywistych zalet, jedną podstawową wadę: autonomia względem administracji rządowej tworzy odrębną podmiotowość i odrębnego adresata publicznych pretensji, za które odpowiedzialności politycznej nie ponosi już polityk piastujący urząd ministra sprawiedliwości. Andrzej Seremet nadał urzędowi prokuratora generalnego również kulturę samotności.
To jego podejście było dostrzegalne w kilku zwłaszcza przypadkach. Działo się tak w dość obcesowym wystąpieniu w Sejmie, gdzie prokurator generalny przedstawiał informację o przeszukaniu w lokalach Domu Poselskiego. Poinformował wówczas posłów, że nie ma żadnego obowiązku ustawowego przyjścia i tłumaczenia czegokolwiek, ale że ostatecznie zdecydował się okazać dobrą wolę i przyjąć zaproszenie marszałka Sejmu. Nie muszę opisywać, jak deklarację tę przyjęli dzierżyciele mandatów pochodzących z wyborów powszechnych. Innym razem stało się podobnie, gdy minister sprawiedliwości tłumaczył kilka dni po słynnej konferencji swoje stanowisko w sprawie przeszukania w tygodniku „Wprost”. Mówił, że – jakkolwiek nie wycofuje się z krytycznej oceny nieproporcjonalności środków (w tym postanowienia o zabezpieczeniu wszystkich nośników w redakcji zawierających jakiekolwiek nagrania) – to wyraża ubolewanie z powodu ostrości przekazu, który wymusiła polska racja stanu w związku z negatywnymi reakcjami partnerów europejskich. Andrzej Seremet ze zdumieniem i oburzeniem protestował, że prokurator generalny nie może być zakładnikiem racji stanu. I konsekwentnie pomijał to, że zarówno przeszukanie w redakcji tygodnika, jak i w pomieszczeniu prywatnym posła stanowią tak wyjątkowe działania, iż ich przeprowadzenie musi uwzględnić możliwy oddźwięk społeczny i cechować się należną roztropnością.
Wybór, nie przeznaczenie
Najpoważniejszym zagadnieniem jednak jest sprzeciw Andrzeja Seremeta wobec reformy wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych, jaką realizuje minister sprawiedliwości w tej kadencji Sejmu. Oczywiście, nie musimy się zgadzać na konkretne zamysły reformatorskie, ale przecież proces legislacyjny w rządzie i parlamencie gwarantuje słyszalność głosu prokuratora generalnego. Niejeden raz zresztą jego uwagi są powodem korekt w projektach ustaw, ale też nigdy nie zdarzyło się tak, by ustawa realizowała w całości jego pomysł. W trakcie pierwszego spotkania zespołu przygotowującego wejście w życie reformy procesu karnego przedstawiciel PG wygłosił płomienne wystąpienie o potrzebie wycofania tej reformy, zaś sam PG uznał, że zespół – w skład którego, prócz jego reprezentanta, wchodzą przedstawiciele adwokatury, radców prawnych, policji i innych służb, a którym kieruje sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości – nie spełnia jego oczekiwań.
Z perspektywy administracji rządowej głównym skutkiem rozdziału stanowisk prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości jest utrata przez rząd możliwości wpływania na prokuraturę, by ta skutecznie realizowała swoje zadania. Prokurator generalny ma dzisiaj zdolność do zbojkotowania reformy procesu karnego, może zaniechać działań reformatorskich prokuratury, co zresztą konsekwentnie i z przekonaniem czyni, zasłaniając się rzekomą niemocą wynikającą z ustawy lub rozporządzenia. Co więcej, takie prawo sobie wprost przypisuje, mówiąc bez ogródek: „Jak mi się coś nie podoba, to będę krytykował”, czy porównując reformę do skoku do basenu, w którym nie będzie dość wody. Ten, który jako jedyny jest władny odkręcić kran, zobowiązany do tego uchwaloną ustawą, w zasadzie na tej krytyce kończy.
Kultura samotności w sprawowaniu funkcji nie jest karmą, jest wyborem. Każdy z nas, pełniących funkcję publiczną, dokonuje takiego wyboru – godząc osobiste zapatrywania z zadaniami i obowiązkami organu w perspektywie realizacji zadań państwa. Andrzej Seremet, niosący doświadczenie niezawisłości i autorytatywności sędziego – i to, dodajmy, znakomicie ocenianego przez kolegów z Sądu Najwyższego, gdzie przebywał onegdaj na delegacji – nadał urzędowi prokuratora generalnego również kulturę samotności, tak jakby właśnie to było ceną powołania na to stanowisko sędziego.