Seks w trójkącie, whisky z sokiem jabłkowym i nagranie komórką to mieszanka wybuchowa, ale nie aż tak, żeby wsadzić dwójkę z kochanków za kratki za gwałt.

Historia wydarzyła się we Wrocławiu. I choć jest to historia erotyczna, bohaterów jest troje (co w obecnych czasach nie powinno już nikogo dziwić). Jest więc Marcin (choć naprawdę ma inaczej na imię, ale tak go nazwijmy na potrzeby opisywania tego wyroku). Jest też Joanna – jego kochanka. I jest Anna – kochanka obojga wyżej wskazanych, pewnej feralnej nocy. Anna jest pokrzywdzoną i ofiarą gwałtu, a przynajmniej tego próbowała dowieść przed sądem.

Do tanga trzeba trojga

Ale od początku. Marcin mieszkał we Wrocławiu z żoną oraz małym synem. Pracował jako menedżer. Na imprezie w mieszkaniu swojej kochanki Iwony poznał Joannę. To jednak niczego nie przesądzało i już wkrótce wylądował w łóżku razem z Iwoną i Joanną. Marcin postawił jednak na Joannę i od tego czasu to z nią spotykał się, uprawiali seks (czasem jeszcze w trójkącie z Iwoną), spędzali razem wolny czas i żeglowali. Iwona jednak - mówiąc slangiem młodzieżowym - szybko wymiksowała się z tego układu.

Marcin wraz z Joanną postanowili poszukać innej kobiety do wspólnego uprawiania seksu. Do firmy w której pracowali, zgłosiła się Anna – przedszkolanka, która szukała możliwości dorobienia w weekendy. Cała trójka zakolegowała się. Pewnego dnia umówili się na spotkanie u Joanny, żeby lepiej się poznać. Wcześniej kochankowie ustalili, że zaproponują Annie uprawianie seksu w trójkącie. Podczas spotkania cała trójka piła alkohol: whisky z sokiem jabłkowym. Jak ustalił później sąd, do dyspozycji mieli 1 litr whisky. Rozmawiali na różne tematy: mieszkania, pracy, studiów, związków. Anna opowiadała o swoim zainteresowaniu tańcem. Marcin odpowiedział, że „nie lubi tańczyć, ponieważ się poci, na co ta ironicznie się zaśmiała i zapytała, czy seksu też nie uprawia, bo się poci” (cytując ustalenia sądu). Następnie Anna z laptopa, który trzymał na kolanach mężczyzna puściła muzykę, do której można było zatańczyć salsę i zaczęła tańczyć, wchodząc tanecznym krokiem z pokoju do kuchni, gdzie w tym czasie Joanna przygotowywała tosty. Podczas spożywania trzeciego drinka cała trójka zaczęła rozmawiać na tematy związane z seksem. Marcin i Joanna przyznali, że sypiają ze sobą i uprawiają też seks w tzw. trójkącie. Przekonywali Annę do tej formy współżycia. Ona jednak odpowiadała „nie” lub „nie wiem”.

W końcu wszyscy wylądowali w łóżku. Jak szczegółowo opisuje to sąd w uzasadnieniu wyroku, który zwieńczył tę historię, Marcin „odbywał z pokrzywdzoną i Anną stosunki waginalne, stosunki oralne z Joanną, która w tym czasie obcowała płciowo z pokrzywdzoną. Marcin chciał włożyć Annie penisa do ust, jednak kiedy ta stanowczo zaprotestowała, odstąpił. W pewnym momencie pokrzywdzona zorientowała się, że ma ręce przywiązane sznurkiem do oparcia łóżka, zaczęła wówczas protestować, że nie chce tego, więc mężczyzna rozwiązał ją. W międzyczasie zarówno oskarżona, jak i Anna wychodziły do łazienki, gdzie wymiotowały, czuły się źle po spożyciu alkoholu. Z litrowej butelki whiskey w butelce zostało ok. 7-8 cm alkoholu” (opis ten nie ma na celu zniesmaczenie czytelników, jednak jest istotny dla późniejszego orzeczenia sądu w tej sprawie). Podczas tych igraszek Anna zorientowała się, że Marcin nagrywa całą sytuację telefonem komórkowym. Po wszystkim Anna zasnęła, a Joanna zrobiła sobie i Marcinowi herbatę. Następnie Marcin pojechał do domu. Kobiety poszły spać, a nad ranem Anna pojechała do siebie. Nabrała jednak obaw, że może być w ciąży i trochę wystraszyła się, że jest na nagraniu (pochodziła bowiem z religijnej rodziny).

Co do pierwszej kwestii rozwiązała ją tak, że tego samego dnia wysłała do Marcina sms-a o treści: „wizyta w gabinecie ginekologicznym 100 zł, recepta 50 zł, i 100 zł tabletka” i podała numer swojego konta bankowego. Marcin przesłał to Joannie i ona zapłaciła. Anna poszła do koleżanki, której o wszystkim opowiedziała: że tego wieczoru Marcin i Joanna stosowali wobec niej przemoc i doszło pomiędzy nimi do odbycia stosunków seksualnych wbrew jej woli, a cały przebieg zdarzenia zarejestrowano komórką. Będąc u koleżanki Anna zadzwoniła do kolegi, który skończył studia prawnicze, prosząc go, aby przyjechał ponieważ musi zasięgnąć jego porady. Za jego namową zdecydowała się złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. W efekcie, Marcin i Anna zostali zatrzymani. Zostali oskarżeni o to, że „z 20 na 21 kwietnia 2012 roku we Wrocławiu działając wspólnie i w porozumieniu użyli przemocy wobec Anny polegającej na szarpaniu jej, przytrzymywaniu za szyję, ciągnięciu za włosy, związaniu sznurkiem rąk i doprowadzili ją do obcowania płciowego w ten sposób, że M. odbywał z pokrzywdzoną stosunki waginalne, gryzł ją w piersi, dotykał krocza, a J. odbywała z pokrzywdzoną stosunki oralne, całowała i dotykała rękami po całym ciele, tj. o przestępstwo z art. 197 par. 3 kodeksu karnego”.

Bez sprzeciwu

Sąd jednak nie podchwycił tego i uniewinnił oskarżonych. Wskazał, że Anna nie została zwabiona do mieszkania Joanny. Ponadto atmosfera towarzysząca spotkaniu nie pozwala na wyprowadzenie wniosku, że Anna mogła się czuć w jakikolwiek sposób zagrożona ze strony kochanków. Co istotne, widząc niezdecydowanie Anny odnośnie seksu w trójkącie, oskarżony powiedział jej, że „albo idzie z nimi do łóżka albo zamawiają taksówkę”. Na takie stwierdzenie Anna zareagowała półuśmiechem, a następnie dopiła duszkiem połowę trzeciego drinka i wyszła do łazienki.

Takie zachowanie – zdaniem sądu - nasuwa wątpliwości, czy nie chciała w ten sposób dodać sobie odwagi. Patrząc na wcześniejsze jej zachowanie - taniec, pytanie skierowane do Marcina w sprawie seksu, sąd odniósł wrażenie, że mogła to być wręcz zachęta z jej strony. „Różny mógł być również odbiór takiego zachowania przez oskarżonych, a zważywszy na towarzysząca spotkaniu atmosferę „intymnego spotkania” mogło to sugerować pewne przyzwolenie” - orzekł sąd. Postępowanie Anny świadczy więc o tym, że nie była ona zdecydowana na propozycję kochanków, ale nie była jej również przeciwna, wahała się.

Co istotne, abstrahując od propozycji zamówienia taksówki, Anna miała pełna swobodę przemieszczania się po mieszkaniu, w międzyczasie wychodziła do toalety i nic nie stało na przeszkodzie, aby opuściła mieszkanie. Poza tym, po wszystkim w żadnym momencie Anna nie powiedziała, ani nie napisała do kochanków, że ma do nich pretensje o to, co się stało. Swoje kontakty z nimi sprowadziła do kierowanych pod ich adresem żądań dotyczących przelania pieniędzy na wizytę u ginekologa i tabletkę wczesnoporonną. W takiej sytuacji sąd uznał, że gwałt nie wchodzi w grę.

Wyrok Sądu Okręgowego we Wrocławiu z 26 lutego 2013 r., sygn. akt III K 290/12