Polska zamierza odwołać się od wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, jaki zapadł w sprawie więzień CIA. Premier Donald Tusk uważa, że to „przykry temat”. Ale nie będzie oceniał zachowania i decyzji poprzednich rządów

Zdaniem obserwatorów postępowania przed ETPCz, szanse na sukces państwa polskiego są minimalne. Kłopotliwy dla Warszawy jest też ten fragment wyroku, który mówi o konieczności zapewnienia bezpieczeństwa poszkodowanym. Chodzi o podejrzewanych o związki z terroryzmem Saudyjczyka Abu Zubajdy i Palestyńczyka al-Nasziriego, którzy mieli przebywać na terenie bazy wywiadu w Starych Kiejkutach.

Na podstawie wyroku Polska została zobowiązana do wypłacenia poszkodowanym łącznie 230 tys. euro oraz do ponownego przeprowadzenia rzetelnego śledztwa.

– To wyrok wyjątkowy. Do tej pory nie spotkałem się z tak wysokimi kwotami dla poszkodowanych. To coś więcej niż odszkodowanie. Raczej zadośćuczynienie za poniesione straty. Trybunał międzynarodowy uznał, że pokrzywdzonego w Polsce rzeczywiście torturowano i następnie wydalono do kraju, w którym grozi mu kara śmierci. W ten sposób pogwałcono europejską konwencję praw człowieka – tłumaczy Mikołaj Pietrzak, jeden z obrońców Saudyjczyka.

Co na to polskie MSZ? – Przede wszystkim rozpoznanie obu spraw przez ETPCz, czego konsekwencją są oba wyroki, wydaje się przedwczesne, biorąc pod uwagę to, że w Polsce w Prokuraturze Apelacyjnej w Krakowie toczy się postępowanie wyjaśniające – uważa rzecznik prasowy MSZ Marcin Wojciechowski.

To postępowanie toczy się już od 6 lat. Według strasburskich sędziów jest za mało przejrzyste i wyczerpujące.

Polska wychodzi także z założenia, że trybunał nie gwarantuje jej ochrony materiałów o charakterze niejawnym. – To argumentacja pokrętna i demagogiczna – przekonuje Pietrzak. Zwolennicy tej tezy komentują jednak, że pełna współpraca z ETPCz oznaczałaby konieczność przekazywania do niego materiałów operacyjnych wywiadu, co obniżyłoby poziom bezpieczeństwa narodowego.

Najbardziej enigmatycznym fragmentem wyroku jest ten, w którym mowa o konieczności podjęcia przez Polskę kroków dyplomatycznych, które „zapewnią poszkodowanym bezpieczeństwo do czasu ogłoszenia i wykonania kary śmierci” (obaj czekają na proces w bazie USA Guantanamo na Kubie). To orzeczenie jest bez precedensu, bo w przypadku innych domniemanych terrorystów, którzy pozwali kraje, gdzie byli przetrzymywani (takie procesy odbyły się już m.in. przeciwko Macedonii i Rumunii), w wyrokach nie było takich klauzul. Co to oznacza? Polska za pomocą placówki dyplomatycznej powinna wspierać Nasziriego i Abu Zubajdę w ich procesie w USA. – W praktyce takie sformułowanie nakłada na Polskę obowiązek „starannego działania”, a nie uzyskania rezultatu. Sędziowie w trybunale zdają sobie sprawę, że możliwości wywarcia nacisku na USA są nader ograniczone – ocenia prawnik specjalizujący się w prawie międzynarodowym.

Jeśli Polska nie zastosuje się do wyroku, to liczyć się musi z kolejną skargą przeciwko niej i kolejną rozprawą.

Zgodnie z procedurą ma teraz trzy miesiące na wystąpienie o przekazanie sprawy do Wielkiej Izby trybunału o ponowną jej ocenę.

– Szczerze mówiąc, nie podejrzewam, by ta ocena była dla naszego kraju pozytywna. W przypadku tego wyroku mieliśmy do czynienia z całkowitą jednomyślnością sędziów, w tym Polaka. Przypuszczać można, że Wielka Izba powinna raczej podtrzymać ten wyrok. Zatem najlepiej by było, gdyby Polska zastosowała się do wyroku, czyli prokuratura przeprowadziła rzetelne, przejrzyste śledztwo, wypłacone zostało zadośćuczynienie. I podjęto wymagane kroki dyplomatyczne – podsumowuje Mikołaj Pietrzak.