Są narzędzia do ścigania karnego tych, którzy wywierają presję na dziennikarzy - mówi Piotr Kosmaty, prokurator i rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
Prawo do rzetelnej informacji
Ewa Ivanova: Czy dziennikarzowi wolno publikować materiały z nielegalnych podsłuchów? Bo na pierwszy rzut oka wydaje się oczywiste, że nie. Art. 267 par. 4 k.k. przesądza, że grozi za to do 2 lat pozbawienia wolności.
Piotr Kosmaty: Karze podlega każdy, kto uzyskuje – upraszczając – nielegalne informacje, np. poprzez bezprawny podsłuch. Takiej samej odpowiedzialności podlega także ten, kto ją publikuje, czyli ujawnia innej osobie. Ale w mojej ocenie istnieją podstawy do wyłączenia odpowiedzialności dziennikarza. Można je znaleźć w prawie prasowym. Za tą koncepcją przemawia także orzecznictwo ETPC.
EI: Koledzy na pewno będą panu wdzięczni. Koncepcja wyłączenia odpowiedzialności na podstawie pozakodeksowej to jedna z możliwych linii obrony dziennikarzy, którzy mają tego typu kłopoty.
PK: W mojej ocenie są do niej podstawy i prokurator, do którego trafia taka sprawa, pewnie też będzie to badał. W przypadku zniesławienia sam kodeks karny zawiera wyłączenie odpowiedzialności, jeżeli sprawa dotyczy prawdziwego zarzutu, który służy obronie społecznie uzasadnionego interesu lub dotyczy postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną. To cenna wskazówka.
EI: Ale takiego kontratypu nie ma przy art. 267 k.k. dotyczącym upubliczniania nielegalnych podsłuchów.
PK: To prawda, ale nie możemy zignorować art. 1 i art. 10 prawa prasowego. Pierwszy z tych przepisów wyraźnie mówi, że media urzeczywistniają prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej. Czyli to nie jest prawo dziennikarzy, a społeczeństwa, które dziennikarze tylko realizują. Z kolei art. 10 prawa prasowego stanowi, że zadaniem dziennikarza jest służba społeczeństwu i państwu. Prasa nie działa w swoim interesie, tylko społeczeństwa. Te dwa przepisy pod pewnymi warunkami wyłączają odpowiedzialność.
EI: Wyłączają bezprawność czynu?
PK: Tak uważam. Ale dziennikarz powinien działać w społecznie uzasadnionym interesie. Musi się kierować interesem ogółu, a nie np. chęcią zemsty czy ośmieszenia.
EI: Jakiś przykład?
PK: Mamy z taką sytuacją do czynienia, jeżeli dziennikarz dostanie nagranie z propozycją korupcyjną z jakiegoś WORD-u. W takim przypadku chodzi o walkę z patologią i media mają prawo materiał opublikować. Potwierdza to wiele orzeczeń ETPC, które odwołują się do funkcji dziennikarza jako public watchdoga.
EI: Czy działania dziennikarzy „Wprost” mieściłyby się w tym wyłączeniu?
PK: Pod warunkiem, że ustalimy, iż publikacje służyły społeczeństwu, a nie ośmieszeniu polityków.
EI: A służyły społeczeństwu?
PK: To ewentualnie oceni prowadzący sprawę.
EI: Wykładnia, której jest pan zwolennikiem, nie jest popularna wśród prokuratorów.
PK: Wiem. Dlatego, aby nie było wątpliwości, ustawodawca powinien zmienić art. 267 k.k. i analogicznie jak przy zniesławieniu wprowadzić do kodeksu kontratyp.
EI: Zastanawiam się, czy dziennikarz, który ujawnia nielegalne podsłuchy, może liczyć, że jego czyn zostanie oceniony jako znikomo szkodliwy społecznie?
PK: To kolejna możliwość. Zapewne większość prokuratorów będzie rozważało umorzenie sprawy ze względu na niski stopień społecznej szkodliwości. Ale tutaj mamy stwierdzenie przestępstwa. A przy kontratypie nie.
EI: Niektórzy prawnicy uważają, że taki dziennikarz działał w stanie wyższej konieczności. Można to rozważać?
PK: To trzecia opcja. Mamy tutaj kolizję dóbr: ochrony informacji nielegalnie uzyskanych i dobro w postaci prawa społeczeństwa do rzetelnej informacji. To drugie dobro powinno wygrać. Ale w przypadku stanu wyższej konieczności wymagana jest bezpośredniość. Tylko wtedy można poświęcić jedno dobro na rzecz drugiego. Jeżeli nie ma innego wyjścia. Tu nie sposób wykazać bezpośredniego niebezpieczeństwa.
EI: Wśród prawników toczy się dyskusja, czy rozmowy ujawnione przez „Wprost” były prywatne czy służbowe. Bo może stanowiły informację publiczną? Zgodnie z ustawą „każda informacja o sprawach publicznych stanowi informację publiczną”.
PK: Nie! To za daleko idąca interpretacja. Trzeba być legalistą. Mamy w aktach międzynarodowych, w konstytucji i w naszej ustawie uregulowane prawo obywateli do informacji publicznej. Ale jest też ustalony tryb dostępu do tych informacji. I tylko tą drogą można je pozyskiwać. Bezprawne podsłuchy nie mogą być informacją publiczną.
EI: A czy dziennikarz może nagrywać swojego rozmówcę „z rękawa”, czyli nie informując go i potem wykorzystywać to do publikacji?
PK: Z prawnego punktu widzenia nie ma takiej możliwości. W Polsce mamy 9 służb plus prokuratora, które są uprawnione do podsłuchiwania.
EI: A prowokacja dziennikarska?
PK: Nagrywanie w interwencyjnym dziennikarstwie też stanowi naruszenie prawa. Uważam, że można przyjąć w takim przypadku najwyżej zasadę znikomej społecznej szkodliwości czynu. Jeżeli dziennikarz zakłada podsłuch czy ukrytą kamerę po to, żeby ujawnić patologię, to wtedy sąd czy prokurator dokona oceny dóbr. Każda sprawa musi być osobno rozpatrywana. Ale powtórzę: obecnie w polskim prawie nie ma regulacji pozwalającej dziennikarzowi nagrywać lub obserwować z ukrytej kamery.
EI: Czy dziennikarzowi przysługuje szczególna ochrona?
PK: Tak. Nie ma demokracji bez wolnych mediów. Dlatego ustawodawca wprowadził mechanizmy wspierające i gwarantujące tę wartość. Mamy ich wiele. Jednym z nich są narzędzia do ścigania karnego tych, którzy wywierają różną presję na dziennikarzy. Ten, kto się dopuszcza tego przestępstwa, oddziałuje na dziennikarzy bezpośrednio, ale pośrednio oddziałuje na społeczeństwo. Uderza w wolność słowa i prawo społeczeństwa do rzetelnej informacji.
EI: Mamy dwa kluczowe przepisy – art. 43 i 44 prawa prasowego. Przed czym mnie – dziennikarza – chronią?
PK: Karane jest używanie przemocy lub groźby bezprawnej w celu zmuszenia dziennikarza do opublikowania lub zaniechania materiału prasowego. Grozi za to do 3 lat. Ale karalne jest też utrudnianie lub tłumienie krytyki prasowej. Za to można dostać grzywnę lub karę ograniczenia wolności. Za błąd uważam natomiast brak w prawie prasowym penalizacji przekupstwa dziennikarzy.
EI: Jeśli ktoś proponuje dziennikarzowi zapłatę za nieopublikowanie materiału lub książki, to łamie prawo?
PK: W myśl art. 44 prawa prasowego dopuszcza się tłumienia krytyki dziennikarskiej. Na tej podstawie odpowiada też ten, kto dopuszcza się szantażu informacyjnego, czyli handluje informacją w zamian za pozytywne publikacje.
EI: A przecieki faworyzujące niektóre media?
PK: To również tłumienie krytyki dziennikarskiej, a więc wypełnienie znamion art. 44 prawa prasowego. Przestępstwo. Tak samo należy ocenić sytuacje, gdy zaprasza się np. na oficjalne uroczystości, konferencje itp. tylko niektóre, przychylne media, a innych zajmujących się tą tematyką – już nie. Również – o czym dziennikarze sami często nie wiedzą – nieuzasadniona zwłoka w udzielaniu odpowiedzi na piśmie jest formą tłumienia krytyki prasowej. A także gdy przekazuje się informacje selektywnie, czyli tylko te, które dobrze świadczą o czymś lub kimś. Wszystko to pozbawia społeczeństwo prawa do rzetelnej informacji.
EI: A wielka bolączka dziennikarzy: nieodbieranie telefonów przez służby prasowe?
PK: Jeśli jest celowe, także podpada pod art. 44 prawa prasowego.
EI: Wprowadzenie w błąd dziennikarza też jest penalizowane?
PK: Tak, to poważne tłumienie krytyki.
EI: A co gdy dopuszcza się tego prokurator, który jest rzecznikiem prasowym?
PK: To oprócz łamania prawa narusza zasady etyki. A to wiąże się także z odpowiedzialnością dyscyplinarną. A to ktoś konkretny?
EI: Nie. Raczej hipotetyczne pytanie.
PK: Niektórzy rzecznicy, niestety także prokuratorzy, walczą z wami, ale nie rozumieją, że tak naprawdę to jest walka ze społeczeństwem.
EI: Interwencje w redakcji, uniemożliwienie pracy dziennikarzom? To dopuszczalne?
PK: Jeżeli interwencja w redakcji ma na celu wpłynięcie na wolną wolę dziennikarza w zakresie publikacji bądź nie materiału prasowego, to jest to z całą pewnością tłumienie krytyki. Jeżeli jednak interwencja ma na celu zapobieżenie opublikowaniu nierzetelnych lub nieprawdziwych informacji, to jest to działanie legalne.
EI: Tak szczerze: jaki sens mają przepisy karne w prawie prasowym? Przecież żaden dziennikarz nie idzie do sądu w takich sytuacjach.
PK: Ustawodawca nadał tym przestępstwom rangę dość wysoką. Są rozpoznawane przez sąd okręgowy w pierwszej instancji. Dają też realną ochronę. Ale trzeba z nich korzystać. To wymaga od dziennikarzy większej świadomości. W latach 2003–2004 do sądu trafiły 32 sprawy z zakresu prawa prasowego, w tym jedynie dwa przypadki dotyczyły popełnienia przestępstwa z art. 44 ust. 1 i 2.