Publikując w sieci wpis na temat nieuczciwego przedsiębiorcy warto zwrócić uwagę, czy nie naruszamy dobrego imienia innych. Można to zrobić nawet przez niewłaściwe ułożenie tekstu na stronie internetowej

Sprawa jakich w czasach kłopotów branży budowlanej nie brakuje - pracujący na zlecenie dewelopera generalny wykonawca osiedla mieszkaniowego zatrudnia podwykonawcę i nie rozlicza się z nim. Ten składa pozew o zapłatę, ale jednocześnie usiłuje ostrzec inne firmy przed nierzetelnym kontrahentem. W tym celu zamieszcza w internecie ogłoszenie, w którym informuje, że generalny wykonawca mu nie zapłacił i podaje jego nazwę. Poniżej publikuje zdanie: „Przestrzegamy inne podmioty, ta budowanie nie została rozliczona”, pod którym umieszcza grafikę przedstawiającą budowany blok i nazwę dewelopera. Podobne ogłoszenie dotyczy też innego osiedla budowanego.

Co pomyślą internauci?

Deweloper uważa, że umieszczenie nazw jego spółki i wizualizacji osiedli w ogłoszeniach o zaleganiu z płatnościami narusza jego dobra osobiste. Chociaż nie on jest dłużnikiem, to internauci tak właśnie mogą odebrać informacje zamieszczone na stronach internetowych. A to może ich zniechęcić do zakupu mieszkań.

Pozew przeciwko podwykonawcy skierowały dwie spółki (jedna z.o.o., a druga komandytowa, której wspólnikiem jest ta pierwsza – a obie mają wspólne nazwy). Domagały się w nim zdjęcia ogłoszeń ze stron i opublikowania na nich stosownych przeprosin. Sąd Okręgowy w Białymstoku oddala jednak powództwo uznając, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych. Oświadczenia podwykonawcy odnoszą się bowiem do jego dłużnika, a zatem nie mogą naruszać dobrego imienia deweloperów. Wskazane w nich lokalizacje i nazwy inwestorów pełnią jedynie rolę informacyjną i mają unaocznić, że to te prace nie zostały rozliczone (sygn. akt I C 614/13).

Na tym sprawa się jednak nie kończy. Sąd Apelacyjny w Białymstoku uchyla ten wyrok i nakazuje opublikowanie przeprosin. W opublikowanym niedawno uzasadnieniu orzeczenia dowodzi, że liczy się także kontekst w jakim pojawiły się nazwy obydwu deweloperów. Przeciętny odbiorca mógł nabrać przekonania, że oni także są dłużnikami.

Ułożenie tekstu ma znaczenie

Duży wpływ na rozstrzygnięcie miał sposób ułożenia tekstu w internecie. „Analizę wpisów internetowych poddanych rozstrzygnięciu sądu oprzeć należy na pewnych zasadniczych regułach recepcji komunikatów pisanych. Charakter zapisu w alfabecie łacińskim i pokrewnych nakazuje odczytanie tekstu z góry na dół, przy czym początkiem komunikatu jest zawsze pierwsze słowo w górnej, lewej części strony, zaś kolejne jego fragmenty zamieszczone w niższych partiach tworzą dalszą część znaczeniową. Brak odniesienia do wcześniejszych partii tekstu oznacza autonomiczność danego komunikatu bądź też jego powiązanie z fragmentami chronologicznie późniejszymi” - czytamy w uzasadnieniu. Skład orzekający przyznał, że wpisy rozpoczynają się od prezentacji nazwy generalnego wykonawcy i akcentują, że to on jest dłużnikiem. Niemniej jednak poniżej pada opatrzone wykrzyknikiem słowo: „Przestrzegamy”, za którym pojawia się oznaczenie inwestora, jego siedziby i adresu, miejsca położenia realizowanej inwestycji oraz wizualizacja budowanego osiedla.
„W konsekwencji powyższy komunikat można odczytać jako ostrzeżenie przed wskazaną firmą” - uznał sąd nakazując usunięcie wszystkich wpisów i opublikowanie w ich miejsce stosownych przeprosin.

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Białymstoku, sygn. akt: I ACa 784/13