Naczelny Sąd Administracyjny jednoznacznie opowiedział się za pełną jawnością postępowań dyscyplinarnych sędziów, którzy orzekają w sprawach administracyjnych. Udostępnił nie tylko orzeczenia z imionami i nazwiskami ukaranych, lecz także wnioski rzecznika dyscyplinarnego, który dopiero domaga się kar.

To, co tak łatwo przychodzi sądom administracyjnym, wciąż sprawia kłopoty sądom powszechnym. W grudniu stowarzyszenie Sieć Obywatelska Watchdog Polska zwróciło się o udostępnienie dokumentów związanych z dyscyplinarkami sędziów sądów powszechnych i sądów administracyjnych. Powołało się na ustawę o dostępie do informacji publicznej (Dz.U. z 2001 r. nr 112, poz. 1198 z późn. zm.). Odpowiedzi prezesów sądów apelacyjnych były rozczarowujące: w większości przypadków orzeczenia dyscyplinarne poddano anonimizacji, czyli usunięto z nich takie dane, na podstawie których można było ustalić, o jakich sędziów chodzi.
NSA wyznaczył w tej kwestii pewne standardy. W przeciwieństwie do sądów powszechnych nie miał wątpliwości, że sędzia jest osobą publiczną i jeśli chodzi o jego odpowiedzialność zawodową nie przysługuje mu prawo do ochrony prywatności – ocenia Krzysztof Izdebski, prawnik Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
Kwestia jawności danych ukaranych sędziów została zresztą już przesądzona w orzeczeniu Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie (sygn. akt II SA/Wa 1929/12). Z prezesem Sądu Apelacyjnego w Warszawie wygrał Daniel Pietrzak, prawnik i członek Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Orzeczenie jest prawomocne. WSA wskazał, że sędzia jest osobą publiczną i jego prywatność nie jest chroniona, gdy chodzi o informacje mające związek z pełnieniem przez niego funkcji. Prezes sądu apelacyjnego powinien więc przekazać orzeczenia dyscyplinarne obejmujące imiona i nazwiska sędziów.